Boski głód
i
zdjęcie: Martin Zangerl/Unsplash
Dobra strawa

Boski głód

Maciej Wesołowski
Czyta się 15 minut

Czas pokuty, refleksji i oczyszczenia. Ale też wielkie święto, które wyzwala pokłady ukrytej energii. Post w wielu religiach i kulturach pełni podobną funkcję, nawet jeśli celebruje się go całkiem inaczej.

Na placu Dżami al-Fana w Marrakeszu tego popołudnia jest wyjątkowo cicho. Sprzedawcy soków siedzą przygaszeni. Kuglarzy prawie nie widać. Handlarze pamiątkami przysypiają na krzesełkach. Naganiacze też jacyś ospali. Żadnego nawoływania, nawet zaklinacz węży gdzieś przepadł, choć wydawało się, że jest tu zawsze.

– Co, dziwisz się? – zagaduje mnie 15-letni Karim, asystent sprzedawcy w jednym z rozlicznych tutaj sklepów z ubraniami. – Wszyscy już są bardzo zmęczeni ramadanem. Ale to końcówka. Zobaczysz, co będzie jutro.

Rzeczywiście, następnej nocy miasto zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ramadan, święty miesiąc saumu, czyli muzułmańskiego wielkiego postu, dobiega końca. Wraz z pojawieniem się na niebie Księżyca rozpoczyna się Id al-Fitr, Święto Przerwania Postu. Nie tylko w medynie, lecz także w pozostałych częściach miasta roi się od ludzi. Nieznajomi częstują się daktylami, tak jak każe tradycja. W ten sposób – jedząc daktyle i pijąc wodę – swój post przerywał prorok Mahomet. Kolejne godziny to już po prostu wielka zabawa. O drugiej nad ranem pod moim riadem (tradycyjnym hotelem z ukwieconym patio) jest głośno i gwarno jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Ludzie tańczą i śpiewają na ulicach. Wznoszą toasty i życzą sobie wszystkiego dobrego, najczęściej słowami Eid Mubarak!, co po arabsku oznacza „błogosławione święto”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

O świcie tłumy zbierają się pod Masdżid al-Kutubijja, Meczetem Księgarzy, który jest jednym z symboli Marrakeszu. Jego nazwa pochodzi od arabskiego słowa kutub, czyli „książki”; w średniowieczu handlowało się tu tym rzadkim, a pożądanym towarem. Dziś jednak nie o czytanie chodzi. Ludzie padają na kolana, dziękując Allachowi za to, że po raz kolejny pomógł im wytrwać przez cały miesiąc głodówki. Chwalą Boga, rozdają jałmużnę, ściskają sobie dłonie. Potem jedni wyjdą na ulice, a drudzy rozejdą się do domów, by ucztować w gronie najbliższych. Jeszcze inni zostaną na wieczorną nieobowiązkową modlitwę tarawih, którą prorok Mahomet odmawiał ze swoimi towarzyszami przez trzy noce z rzędu.

Religijna fiesta potrwa dwa–trzy dni. W powietrzu czuć entuzjazm, radość. I trudno się temu dziwić. Po 29 lub 30 dniach wyrzeczeń Marokańczycy, tak jak wszyscy muzułmanie, wracają do dawnego rytmu życia. Zgodnie z zasadami ramadanu przez ostatni miesiąc od świtu do zmierzchu nie mieli prawa jeść, pić, palić, współżyć i poddawać się wszelkim innym uciechom ciała, hucznie się bawić, przeklinać, plotkować, a według niektórych wykładni – również korzystać z urządzeń elektronicznych. Ze ścisłego postu zwolnieni są tylko ciężko chorzy, kobiety w ciąży oraz w trakcie menstruacji, podróżujący i starsi. Opuszczone z jakiegoś powodu dni postne należy odrobić w innym terminie. Pobożny muzułmanin nigdy nie będzie się od tego uchylał. Post w czasie ramadanu to jeden z pięciu filarów islamu (innymi są: wyznanie wiary, modlitwa, jałmużna i pielgrzymka do Mekki), a więc sprawa szalenie ważna. Upamiętnia moment, w którym – w 610 r. – archanioł Dżibril (Gabriel) zaczął objawiać Mahometowi Koran, świętą księgę.

– Ramadanowy saum to w założeniu czas zadumy nad własnym losem i światem. Podczas tego miesiąca powinny ustawać wszelkie spory i konflikty. Post ma zbliżać ludzi do Boga. Wierni nie są wtedy pochłonięci bieżącymi obowiązkami, pogonią za pieniędzmi i dobrami doczes­nymi; mają szansę skupić się na własnej duchowości – tłumaczy mi Ibrahim, właś­ciciel riadu, w którym mieszkam. – I powiem ci, że tak właśnie się dzieje. Widzę, jak w tym czasie moi sąsiedzi naprawdę się zmieniają. Na tych kilkadziesiąt dni stają się kimś innym, lepszym. Dla nich to autentyczne, radosne święto.

Warto jednak dodać, że saum nie dotyczy wyznawców innych religii czy ateistów. Obecnie jest też przestrzegany dużo mniej rygorystycznie niż w przeszłości. W wielu krajach muzułmańskich z myś­lą o turystach otwiera się niektóre kawiarnie i restauracje, tyle że z szacunku do muzułmanów raczej bez ogródków na ulicach. Z tego samego powodu również nie należy jeść, pić ani palić w miejscach publicznych; zaleca się także wszystkim noszenie skromnych strojów zasłaniających ramiona czy kolana.

Ramadan przypada zawsze na dziewiąty miesiąc muzułmańskiego kalendarza księżycowego, co oznacza, że jest to święto ruchome (rok w islamie jest przeważnie o 11 dni krótszy niż w kalendarzu gregoriańskim i to powoduje przesunięcie względem niego). Nazwa świętego miesiąca pochodzi od arabskiego słowa ramada, czyli upał. Moment jego rozpoczęcia jest wyznaczany na podstawie kształtu Księżyca: na nieboskłonie powinien być widoczny hilal, czyli sierp.

– Zbliżający się początek ramadanu zwiastują nawet zmiany w ramówce kanałów telewizyjnych. Pojawia się więcej programów, które zachęcają do zadumy i modlitwy – dodaje Ibrahim.

Podczas ramadanu w Maroku codziennie słychać zowakę – tuż po zachodzie słońca dźwięk syreny alarmowej oznajmia koniec postu. Muzułmanie przystępują do wieczornej modlitwy maghrib, a następnie zasiadają do kolacji zwanej iftar (dosłownie: „przerwanie postu”). O świcie w marokańskich miastach rozlega się donośny dźwięk – to musaharati, bębniarze budzą mieszkańców i obwieszczają, że czas na suhur, czyli ostatni posiłek przed kolejnym dniem postu.

Iftar często jest uroczysta, ale to nie są bardzo obfite posiłki. Żołądek skurczony całodniową głodówką nie wytrzymałby wielkiej uczty. Zaczyna się więc od daktyli (najlepiej zgodnie z obyczajem w liczbie nieparzystej), potem podaje się harirę, czyli zupę z ciecierzycą, gotowane mięso z ryżem lub kaszą, sałatkę, jajko na twardo, słodycze, a popija wszystko wodą, mlekiem, herbatą albo kompotem z suszu.

Z kolei dzień zakończenia ramadanu – Id al-Fitr (Święto Przerwania Postu, zwane też Ramadan Bajram) – to dla półtora miliarda muzułmanów na świecie czas miłości, przebaczenia i dobroczynności. Wierni wyciągają z szaf najlepsze stroje, a na stołach pojawiają się świąteczne dania. Ludzie składają sobie życzenia i obdarowują się prezentami, pielęgnując poczucie rodzinnej czy wspólnotowej jedności. Zgodnie z nakazami Koranu wspomagają też potrzebujących. Rządzący zaś korzystają z przysługującego im prawa łaski i ogłaszają amnestię.

Czas pojednania

Dość podobnie swoje postne dni przeżywają pobożni żydzi. Najważniejszy z judaistycznych postów, a zarazem najistotniejsze święto w żydowskim kalendarzu to Jom Kipur. Obchodzi się je dziesiątego dnia miesiąca tiszri, jest zatem świętem ruchomym. Jom Kipur – Święto Pojednania – czasem nazywane jest także Świętem Pokuty albo Przebłagania. Należy do najbardziej uroczystych wydarzeń, bywa okreś­lane „szabatem wszystkich szabatów” i kończy 10-dniowy cykl pokutny Jamim Noraim (Straszne Dni) rozpoczęty w Rosz ha-Szana (pierwszym dniu żydowskiego nowego roku, dosłownie: Głowa Roku).

Zgodnie z żydowską tradycją podczas Jom Kipur dokonuje się boski sąd nad tymi, którzy nie są jednoznacznie dobrzy ani jednoznacznie źli, czyli nad zdecydowaną większością ludzi. Zachowanie w dniu święta zadecyduje o ich losie w przyszłym, pozaziemskim życiu. Księga 3 (Wajikra) Pięcioksięgu Mojżesza (23, 29–32) mówi:

Każdy człowiek, który nie będzie pościł tego dnia,
zostanie wyłączony spośród swego ludu.
Każdego człowieka, który będzie pracował tego dnia,
wytracę spośród jego ludu.
Żadnej pracy nie będziecie wykonywać.
Jest to ustawa wieczysta dla wszystkich pokoleń,
we wszystkich waszych siedzibach.
Będzie to dla was uroczysty szabat.
Będziecie pościli.
Dziewiątego dnia miesiąca, wieczorem,
to jest od wieczora do wieczora, będziecie obchodzić wasz szabat.

Tradycyjnie w dzień przed rozpoczęciem Jom Kipur odbywał się obrzęd zwany kaparot (pokuta, ofiara błagalna). Obecnie praktykują go wyłącznie najbardziej ortodoksyjni żydzi. Polega na symbolicznym przeniesieniu grzechów na inną istotę żywą, najczęściej koguta lub kurę. Zwierzę zabija się rytualnie, dzięki czemu człowiek pozbywa się grzechów. Równocześnie wierni proszą bliskich, przyjaciół i znajomych o wybaczenie wyrządzonych im krzywd.

Zgodnie z boskim słowem samo święto zaczyna się o zachodzie słońca jednego dnia, a kończy wieczorem następnego. Trwa więc 25 godzin. Wierni nie mogą wówczas jeść, pić, palić, odbywać stosunków płciowych, prowadzić samochodu, kąpać się (nie wolno nawet wypłukać ust), używać kosmetyków, perfumować się, strzyc czy nosić skórzanych butów. Zakazana jest też wszelka praca. To wszystko ma służyć „dręczeniu duszy”, a celem jest cielesne i duchowe oczyszczenie – przez praktykę wybaczania grzechów oraz pokutę za własne grzechy. W wigilię święta zapala się świece szabatowe, a także specjalną, dużą świecę, która ma wystarczyć do końca Jom Kipur.

– W czasie Jom Kipur żydzi modlą się i samoumartwiają – opowiada mi znajomy Izraelczyk, Chaim. – To ma sprawić, że staną się lepszymi ludźmi. Dla mniej pobożnych to jedyny dzień w roku, w którym przestrzegają nakazów religijnych. Przed rozpoczęciem Jom Kipur nie tylko chasydzi jadą na groby rodzinne i mogiły znanych cadyków. Tam składają ofiary. Czasem jest to np. kurczak, czasem jakieś drobne pieniądze. Mężczyźni idą również wtedy do mykwy, a więc żydowskiej łaźni, gdzie rytualnie zmywają z siebie brud świata. Potem jest uroczysta kolacja, tak na pięć minut przed rozpoczęciem święta.

W czasie Jom Kipur życie w izraelskich miastach, ale też w żydowskich dzielnicach na całym świecie zamiera. Nie jeżdżą samochody, za to na ulice wylegają spacerowicze, rowerzyści, biegacze czy deskorolkarze. Sklepy są zamknięte. Nawet telewizja przestaje nadawać standardowe programy. Tego dnia pobożni żydzi śpiewają w synagodze, prosząc Jahwe o wybaczenie, zwłaszcza niedotrzymanych wobec niego obietnic. Ubrani są w odświętne białe kitle, a na ramionach mają tałesy, czyli szale modlitewne. To rodzaj spowiedzi odbywanej bezpośrednio przed Najwyższym. Jom Kipur kończy się wraz ze zmierzchem. Wierni zamykają ten dzień pojednani z Bogiem, z poczuciem oczyszczenia. To jest potrzebne, by ze spokojem wejść w żydowski nowy rok.

Nieco podobnie, chociaż już nie aż tak uroczyście przebiegają inne posty przed żydowskimi świętami Purim czy Pesach. To pierwsze obchodzone jest na pamiątkę uniknięcia przez Żydów zagłady w perskim mieście Suza. Do tego nawiązuje nazwa dnia postnego poprzedzającego Purim (Święto Losów) – Taanit Ester, czyli Post Estery, która według Starego Testamentu uratowała naród żydowski przed gniewem króla Persji. Z kolei święto Pesach i poprzedzający je post służy upamiętnieniu wyzwolenia Izraelitów z niewoli egipskiej.

Asceza i post cytrynowy

Z postem hinduskim po raz pierwszy spotykam się w jednej z aśram na południu Indii. Przez kilka dni staram się żyć tak jak jej mieszkańcy. Najpierw przechodzimy na restrykcyjną dietę wegańską, potem zaczynamy ścisły post. Przez długie godziny pijemy wyłącznie wodę, oczyszczamy organizmy i skupiamy się na kontakcie z własną duchowością. Według indyjskich świętych pism post umożliwia harmonijne zespolenie ciała z duszą. Pozwala odwrócić uwagę od spraw błahych, banalnych, przyziemnych. Jest konieczny, by zestroić umysł z absolutem. Tylko umęczone głodówką ciało jest w stanie otworzyć się na istotę wyższą.

Pobożni hinduiści poszczą co najmniej kilka razy w roku. Najczęściej w dni wyznaczane przez Księżyc: w czasie jego pełni (purnima), a także jedenastego dnia po nowiu oraz jedenastego dnia po pełni (oba nazywają się ekadaśi). Jest również wiele postów powiązanych z czczeniem hinduistycznych bogów, nierzadko lokalnych, znanych nie szerzej niż w konkretnych prowincjach. Tu już wybory są indywidualne. W innym terminie poszczą wyznawcy Wisznu, a kiedy indziej Sziwy, Ganeszy czy Hanumana. Nie wszystkie z tych ograniczeń są bardzo restrykcyjne. Zdarza się na przykład, że post polega jedynie na powstrzymywaniu się od jedzenia cytryn. Innym razem zakazane są zboża, a czasami można spożywać wyłącznie owoce (falahar). Czasem ktoś pości, by uczcić narodziny syna albo z powodu pogrzebu matki. Warto tu wspomnieć o Ćaturmasam – świętym okresie obejmującym cztery kolejne miesiące kalendarza hinduistycznego samwatsara (od połowy lipca do połowy października), zbiegającym się z porą monsunową w Indiach. To czas wyrzeczeń, postu, pokuty oraz kąpieli w świętych rzekach.

Posty na subkontynencie często wiążą się nie tylko z motywami religijnymi, lecz także zdrowotnymi. Do ich powtarzania zachęca ajurweda, tradycyjna medycyna indyjska. Według jej nauk długotrwałe powstrzymywanie się od jedzenia oczyszcza organizm i usuwa z niego toksyny. Niezaangażowane w trawienie organy wewnętrzne mają szansę się zregenerować, a kanały energetyczne – odblokować. Dzięki temu cały organizm odzyskuje homeostazę. Pościć najlepiej wczesną jesienią albo wiosną, między dwiema skrajnymi porami roku: zimą i latem.

Powszechną praktyką w Indiach są posty podczas wielkich festiwali religijnych, takich jak Mahaśiwaratri (dosłownie: Wielka Noc Łaski – święto boga Sziwy) czy Dżanamastami (urodziny Kryszny). Podczas święta Nawaratri należy pościć aż przez dziewięć dni, a w czasie ­popularnego szczególnie w Bengalu Zachodnim festiwalu Durgapudźa post wypada w jego ósmy lub dziewiąty dzień.

W Indiach wielkim szacunkiem otacza się świętych mężów, pustelników, ascetów zwanych sadhu. Można ich spotkać w Haridwarze (jedno z czterech świętych miast, w których organizowane są te festiwale) podczas odbywającego się raz na trzy lata Maha Kumbhamela, czyli Święta Dzbana. To największe zgromadzenie religijne na świecie – pojawia się kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt milionów ludzi pragnących zanurzyć się w Gangesie, świętej rzece. Sadhu widać tam niemal na każdym kroku. Ubrani w pomarańczowe (to w Indiach kolor świętości) szaty lub wysmarowani popiołem, z fantazyjnymi kokami z dred­loków na głowach. Nie strzygą się i nie golą. Żyją z datków od wiernych. Ich filozofia to nieposiadanie. Jak sami mówią, nie mają przyjaciół ani wrogów, nie czują radości ani smutku, nie potrzebują też rzeczy materialnych, poza najprostszymi. Niektórzy pozbywają się nawet odzienia. „Ziemia jest naszym domem, niebo – schronieniem. Niczego więcej nam nie trzeba” – mówią mi naga baba, których spotykam w Haridwarze. To nadzy pustelnicy, siedzący w pozycji kwiatu lotosu, w chmurze haszyszu. Sadhu umartwiają ciała, by wejść na wyższy poziom duchowości i pozbyć się iluzji, jakimi karmi nas świat materialny. Pomagają im w tym wielogodzinna medytacja oraz właśnie post. Przybiera to czasem ekstremalne formy. Podczas Maha Kumbhamela w 2001 r. japońska ascetka i joginka dała się zamknąć na trzy doby w głębokiej na trzy metry jamie, którą przykryto blachą falistą i przysypano ziemią. Przez ten czas Yogmata Keiko Aikawa nie jadła i nie piła, miała też bardzo ograniczony dopływ tlenu. Udało jej się osiąg­nąć stan, w którym jest się „poza wiedzą, myślą i odczuwaniem” – jak komentował jej mistrz duchowy. Po tej próbie Japonka wyszła ze swojej samotni jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się. Ten rytuał w hin­duizmie określa się słowem samadhi.

Podobny – choć już nie tak rygorystyczny – jest post buddyjski. Zgodnie z wytycznymi Buddy stanowi on drogę do uzyskania oświecenia. Sam książę Siddhartha Gautama, twórca buddyzmu, ponoć oddawał się medytacji i skrajnej ascezie przez 49 dni, dzięki czemu miał zdobyć wszechwiedzę: poznać wszystkie swoje wcielenia oraz tajemnicę cierpienia. Mnisi buddyjscy do dziś praktykują drogę ascezy, ograniczając się do jednego posiłku dziennie. Wielu z nich jest weganami lub wegetarianami, niektórzy wystrzegają się też życia w luksusie. Nie jest to jednak nakaz religijny. Sam Budda zalecał raczej umiarkowanie i jedzenie z uważnością, niż restrykcyjne praktyki polegające na głodzeniu się i umartwianiu ciała. Ale niektórzy buddyjscy uczniowie decydują się przejść przez surowy post 18-dniowy, podczas którego piją tylko wodę, i to w niewielkich ilościach.

Nie samych chlebem…

W tradycji chrześcijańskiej post był zwykle pokutą za grzechy. Miał sprawiać, że wierni zdystansują się wobec pokus oraz rzeczy materialnych i głębiej wejrzą we własne wnętrze. Z biegiem czasu zaczął się on też wiązać z przygotowaniem do obchodów ważnych świąt i przyjmowania sakramentów. W pierwszych wiekach po Chrystusie post trwał kilka dni, dopiero w IV w. wprowadzono 40-dniowy post przed Wielkanocą. Tak długo głodował Jezus na pustyni. Ewangelista Łukasz pisał: „Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: »Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem«. Odpowiedział mu Jezus: »Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek«” (Łk 4.1–4).

Także w IV w. zrodziła się tradycja adwentu, a więc postu związanego z oczekiwaniem na ponowne przyjście Chrystusa. Post adwentowy nie był ścisły, zakładał spożywanie jednego posiłku dziennie. Ponad tysiąc lat później, podczas soboru w Konstancji (1414–1418) Watykan oficjalnie ogłosił obowiązek postu eucharystycznego. Według papieskich zaleceń osoby, które chciały przyjąć komunię świętą, nie mogły spożywać żadnych pokarmów od północy dnia poprzedzającego. Przepis ten obowiązywał aż do roku 1964, kiedy papież Paweł VI skrócił post eucharystyczny do jednej godziny.

Obecnie chrześcijanie powstrzymują się od spożywania posiłków w czasie Wielkiego Postu poprzedzającego Wielkanoc, w Środę Popielcową, która przypomina o przemijalności życia i konieczności pokuty za grzechy, oraz w Wielki Piątek upamiętniający dzień śmierci Jezusa na krzyżu. Obowiązuje wtedy ścisły post. Zaleca się też wstrzemięźliwość w spożywaniu posiłków do zmierzchu w dniu przed Bożym Narodzeniem.

Warto przy tym zaznaczyć, że w Kościele katolickim post dzieli się na ilościowy i jakościowy. Pierwszy zakłada spożywanie w określone dni jednego posiłku do syta i dwóch lekkich; wyłączone są z niego dzieci przed 14. rokiem życia, osoby starsze – po 60. roku życia – i poważnie chorzy. Post jakościowy z kolei zabrania jedzenia mięsa, ale dokładne wytyczne w tej sprawie publikują już lokalni biskupi. Przykładowo w Polsce ten zakaz w przypadku Wigilii zniesiono w 2003 r. Od tego czasu potrawy mięsne mogą pojawiać się na stole podczas wieczerzy poprzedzającej Boże Narodzenie. Post jakościowy obowiązuje za to we wszystkie piątki z wyjątkiem dni liturgicznych najwyższej rangi, np. pierwszego piątku po Wielkanocy. Zakaz jedzenia mięsa w piąty dzień tygodnia wprowadzono zaś w XII w., by uczcić dzień śmierci Jezusa. Dziś wielu wiernych, ale też duchownych podchodzi do tego zalecenia dość swobodnie, co nie zmienia faktu, że według kościelnej doktryny jego nieprzestrzeganie nadal uznaje się za tzw. grzech lekki. W wyjątkowych przypadkach proboszcz może jednak udzielić wiernemu dyspensy od postu, a więc zwolnić go z określonej formy wstrzemięźliwości.

Ciekawe również, co Kościół katolicki w ogóle uznaje za mięso. O ile dość powszechnie przyjmuje się, że to wieprzowina, wołowina, dziczyzna czy drób oraz wszelkie elementy ciał zwierząt typu podroby, szpik, mózg, krew, a także łój, słonina czy smalec, o tyle już definicja zakazanego posiłku nie jest tak oczywista. Weźmy owoce morza i inne stworzenia wodne – np. żaby, ślimaki, żółwie – czy ogony bobrów, które dawniej chętnie w Europie spożywano, co przyczyniło się do przetrzebienia tej populacji. Aktualny przepis kodeksu prawa kanonicznego z 1917 r. nie klasyfikuje ich jako „mięsa”, a więc są dopuszczalne na katolickich stołach. Dużo więcej wątpliwości budzi ptactwo wodne; tu już zdania hierarchów kościelnych są mocno podzielone. Wielu z nich o kaczce radzi zapomnieć.

Równowaga

Niezależnie od tego, w co wierzymy (i czy w ogóle), badania naukowe coraz częściej dowodzą, że przemyślany post jest pożyteczny. Już starożytni lekarze wiedzieli, że kontrolowana, intencjonalna głodówka może pełnić funkcję leczniczą. Grek Hipokrates i Rzymianin Galen twierdzili – z czym zgadzają się zresztą współcześni medycy czy dietetycy – że pewne ograniczenia w przyjmowaniu pokarmów oczyszczają ciało i zabezpieczają je przed wieloma chorobami. Podobne teorie snuli też perski uczony Awicenna, żyjący na przełomie X i XI w., oraz św. Hildegarda z Bingen, XII-wieczna niemiecka mistyczka. Według niej post powinien trwać od sześciu do dziesięciu dni i polegać na powstrzymaniu się od pokarmów stałych oraz piciu dużej ilości płynów. Dzięki temu człowiek ma szansę odzyskać równowagę ciała i duszy.


Podczas pracy nad tekstem autor pościł w sumie przez 16 godzin. Kiedy skończył, po zmroku, urządził sobie iftar.

Czytaj również:

Skrzętnie sprzątać, żwawo się krzątać
i
Geertruydt Roghman, „Sprzątająca kobieta”, Rijksmuseum (domena publiczna)
Pogoda ducha

Skrzętnie sprzątać, żwawo się krzątać

Jolanta Brach-Czaina

Życie jest nie tylko przechodnim półcieniem, jak twierdził Makbet, ale także nieustanną walką z napierającym chaosem.

Brud w mieszkaniu. I bałagan. To są znaki stałej obecności sił niezależnych i kierujących domem mimo walki, jaką z nimi prowadzę. Bez końca. Właściwie już dawno powinnam się poddać, skoro tylekroć widziałam dowody ich mocy i nieograniczonej zdolności odradzania się. Doprawdy trudno powiedzieć, dlaczego mimo jawnej słabości nie stać mnie na pełną rezygnację. Po prostu nie mogę się na to zdobyć. Tak jakby moja obecność w domu była uzależniona od uczestnictwa w walce, z której nie wolno się wycofać, choć trudno wierzyć w zwycięstwo. Chaos, który mimo braku nadziei próbuję przezwyciężać – a każda drobna czynność porządkowania stanowi zaledwie odprysk, ale i potwierdzenie zmagania ostatecznego – jest wszechmocny. Atakuje obszary, zdawałoby się, nienaruszalne, ogarnia i rozkłada uporczywie. Naiwnością byłoby sądzić, że przychodzi tylko z zewnątrz. Jest wszędzie. Także we mnie. Gdy zbieram rozrzucone przedmioty, występuję po stronie ładu przeciw destrukcji rozpoznanej na zewnątrz, lecz zarazem zakładam maskę i przyjmuję rolę w rozgrywającym się tu dramacie. Dzięki temu mogę przed sobą samą ukryć chaos wewnętrzny i na chwilę o nim zapomnieć.

Czytaj dalej