Leżą w kącie lodówki niechciane. Brudne, niekształtne, zapomniane. Bulwy – ich los najczęściej ogranicza się do kąpieli w rosole, któremu oddają całą swoją złożoną słodycz. Potem kończą marnie. Tymczasem można je wykorzystać na mnóstwo innych sposobów.
Zostałem poproszony przez redakcję „Przekroju” o prowadzenie kącika kulinarnego, w którym będę rzucał nowe, choć może lepiej powiedzieć: atrakcyjniejsze, światło na to, co mamy pod nosem, a co niekoniecznie doceniamy. Wolimy chia, awokado, owoce goji, nasiona konopne, quinoa – importowane z dalekich krajów cuda, które marketingowcy nazywają superfoods, co można tłumaczyć jako produkty o ponadprzeciętnej wartości odżywczej. W Polsce też mamy superjedzenie. Choćby te bulwy z kąta lodówki.
Człowiek już tak ma. Docenia dopiero wtedy, kiedy zabraknie. W dobie rolnictwa przemysłowego i globalizacji sezonowość to wyświechtany frazes. Teoretycznie każdy wie, jakie plony ziemi przyjdzie mu jeść w danej porze roku. Rabarbar w kwietniu, szparagi od maja, jagodzianki to lipiec.