W orzeźwiającym, kwaskowatym smaku twarogu można się zakochać. Choć pewnie nie od pierwszego wejrzenia, ale za to na zawsze.
Doceniłem go dopiero wtedy, gdy go straciłem. Od lat był towarzyszem mojej codzienności. O poranku, gdy zapach czarnej jak dno oceanu kawy budził mnie ze snu. W południe, kiedy umilał mi konsumpcję maślanej drożdżówki z owocami. Wieczorem przy romantycznych kolacjach, podczas których sączyłem wino, a na moim talerzu spoczywały pełne smaku i kontrastów serowe kluski.
Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Musiała dojrzeć. Gdy rodzice podsuwali mi biały ser, na mojej dziecięcej twarzy pojawiał się grymas. Kwaśny smak i krucha struktura twarogu wydawały mi się ordynarne. Przegrywał z kretesem walkę o moją atencję, jeśli na stole konkurował z nim uginający się pod własnym ciężarem brie lub napowietrzony jak chmura śmietankowy twarożek,