Cierpka piękność z Kamczatki Cierpka piękność z Kamczatki
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Dobra strawa

Cierpka piękność z Kamczatki

Renata Lis
Czyta się 10 minut

Choć na nasze stoły trafiła niedawno, jej historia jest długa i bogata. Ma niezwykłe właściwości zdrowotne i jest tak piękna, że zasługuje na miejsce w Galerii Tretiakowskiej nie mniej niż porzeczki, które malował Fiodor Tołstoj.

Poznałyśmy się, jak przystało, na Kamczatce. Po pięciu dniach przedzierania się z plecakiem przez hałdy wulkanicznego piasku, jęzory lodu i zimne strumienie, łąki po pas, błotniste zarośla i las bambusowy – słowem po pięciu dniach wędrówki przez Nałyczewski Park Narodowy – wyszłam w końcu na ścieżkę, przy której rosły jakieś krzaki. Wyglądały zwyczajnie i sięgały mniej więcej pod kolano. I to były właśnie one: kamczackie jagody.

Nie da się opisać, co na widok jagód czuje ktoś, kto przez kilka dni żywił się tylko chlebem i konserwami – tego uczucia trzeba doświadczyć samemu. Najogólniej można powiedzieć, że człowiek cały zamienia się wtedy w ślinotok.

Był czerwiec. Niektóre owoce jagody kamczackiej zdążyły już nawet dojrzeć, co dało się poznać po fioletowej barwie. Smakowały kwaśno, cierpko, cudownie. Jagody te nawet w pełni dojrzałe nie są do końca słodkie. To właśnie od ich specyficznego smaku Kamczatkę nazywa się w piosenkach „cierpką”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tartinka z kawiorem

Klimat na Półwyspie Kamczackim jest surowy, charakteryzuje się długą zimą i króciutkim, trwającym około trzech miesięcy okresem wiosenno-letnim, który i tak psują cyklony znad Pacyfiku, dlatego rolnictwo na tamtych terenach nie istnieje. Owoce i warzywa sprowadza się z innych miejsc w Rosji, i to przeważnie drogą powietrzną, ponieważ Kamczatka nie ma połączenia kolejowego z resztą kraju.

Wszystkie te czynniki odbijają się na cenach płodów rolnych w kamczackich sklepach – są one absurdalnie wysokie, wręcz niebotyczne. Wyobraźmy sobie, że pomidory w Polsce kosztowałyby latem 30 zł za kilogram – takie mniej więcej są ceny warzyw i owoców w Pietropawłowsku Kamczackim.

W mediach społecznościowych regularnie pojawiają się zdjęcia horrendalnych cen truskawek, czereśni czy bananów, które ktoś zaobserwował podczas porannych zakupów w lokalnym sklepie. Dla Kamczadałów jest to coś w rodzaju zabawy – popularnej nie mniej niż wrzucanie do sieci zdjęć bloków mieszkalnych zasypanych śniegiem do drugiego piętra albo filmików z porannego odkopywania samochodów, które przez noc zawiało aż po dach.

O wiele tańsze niż gdziekolwiek indziej są za to na Kamczatce ryby łososiowate, które co roku masowo płyną w górę tamtejszych rzek na tarło, próbując uniknąć żerujących na brzegu ludzi, ptaków i niedźwiedzi. Czerwony kawior, jaki się z nich pozyskuje, nie jest na półwyspie synonimem luksusu. Szlachetna ikra to dla miejscowych pożywienie raczej pospolite, występujące w ilościach, dla których właściwą miarą są wiadra i balie, a nie miniaturowe puszki i słoiczki na dwa kęsy, za które w europejskich sklepach trzeba płacić jak za złoto.

Mieszkańcy Kamczatki lubią denerwować resztę świata, informując na przykład, że swoje koty zmuszeni są karmić kawiorem, ponieważ nie stać ich na popularną kocią karmę z supermarketów. Albo fotografując się nad ogromną misą kawioru, co ma sugerować, że kawior na Kamczatce je się łyżkami. W rzeczywistości jada się go na kromce czarnego chleba szczodrze posmarowanej masłem. W roli niezbędnego dodatku witaminowego do kanapki z ikrą łososia występuje najczęściej dziki czosnek niedźwiedzi albo domowy szczypior – taki z moczonej w słoiku cebuli, który tradycyjnie hoduje się w kuchni.

Za kolorową tartinką z czerwonym kawiorem i dziką zieleniną kryje się smutna prawda: na Kamczatce trudno o naturalne źródła witamin i przeciwutleniaczy. Jagoda kamczacka jest w tych warunkach cudem natury, hojnym darem, który od stuleci pozwala uzupełnić dietetyczne niedobory. Zapewnia też wyrafinowaną przyjemność podniebieniu, ale tylko pod warunkiem, że nasze kubki smakowe nie zostały zdeprawowane przez cukier. Życie w naturze smakuje właśnie tak jak kamczacka jagoda­ – odświeżająco, rześko, ukrytą na­ dnie kwaś­ności szczyptą słodyczy.

Uroda jagód

Na Kamczatce jagody otacza aura artykułu pierwszej potrzeby. Kto nie zje ich w porę i w odpowiedniej ilości, niechybnie zachoruje na szkorbut, zapalenie skóry czy kurzą ślepotę. Na dłuższą metę może nawet nie przeżyć. Tak, tak – na Północy jagody są gwarancją przetrwania. W naszej szerokości geograficznej kojarzą się całkiem inaczej: z obfitością, latem, beztroską. Czarna jagoda to dla nas owoc dzieciństwa, symbol wakacji, nieodłączna towarzyszka cukru i śmietany.

W rymowanej baśni Marii Konopnickiej Na jagody mały Janek wyprawia się do boru nad Bugiem po jagody i borówki na prezent dla mamy. Żeby ten zwykły polski las zaczął przypominać nieprzebytą puszczę, żeby nabrał wielkości i grozy, Konopnicka musi uruchomić całą swoją wyobraźnię oraz talent literacki. Dopiero dzięki tej magii krzaczki czarnych jagód wyrastają wysoko jak drzewa – jako w sadzie stoją śliwy. Ta śliwa, o której wspomina poetka, kojarzy się bardziej z jagodą kamczacką niż z czarną jagodą z polskich lasów. Bo jagoda kamczacka przypomina wyglądem właś­nie śliwki odmian fioletowych. W fazie dojrzałej jej matowa skórka z warstwą białawego nalotu nabiera barwy niebieskogranatowej, zupełnie jak śliwka węgierka. Jednocześnie jagoda z Kamczatki przewyższa śliwki urodą, a to ze względu na swoją nierówną fakturę, liczne wklęśnięcia, krzywizny i uskoki, w których światło załamuje się w niepowtarzalny sposób. Jagody kamczackie są pyszne i zdrowe, ale też tak niebanalne pod względem kształtu, faktury i koloru, że nie można oderwać od nich wzroku.

Porzeczki Tołstoja

Proste, dzikie piękno pospolitych owoców potrafił docenić znany rosyjski malarz Fiodor Tołstoj (1783–1873). W 1818 r. namalował on niewielkiego formatu obraz pt. Jagody czerwonej i białej porzeczki. Dziełko wykonane techniką akwarelową na brązowym papierze znajduje się w zbiorach Galerii Tretiakowskiej w Mosk­wie i jest jej niewątpliwą ozdobą. To także jedna z najsłynniejszych prac artysty, który specjalizował się w malarstwie iluzjonistycznym – kroplę rosy na płatku kwiatu albo muchę na liściu potrafił namalować tak, że wydawały się żywe.

Na obrazku z Tretiakówki przedstawił Tołstoj rzecz najprostszą z prostych: gałązkę porzeczek czerwonych i gałązkę porzeczek białych, ułożone obok siebie. Owoce są dojrzałe, lśniące i okrągłe. Prezentują się niezwykle apetycznie i zdecydowanie przywodzą na język smak oryginału. Niżej, na wysokości swojego podpisu, Tołstoj namalował jeszcze kilka kropel wody. W jednej z nich jak przez szkło powiększające widać rozpłyniętą literę „O”. Całość ujęta jest w delikatną ramkę, jakby malarz prag­nął oddzielić swoją martwą naturę od otoczenia, wyjąć ją z kontekstu codzienności. Jednocześnie na kulistych powierzchniach porzeczek umieścił odbicia niewidocznych na obrazie okien, które łączą akwarelowe owoce z otaczającym światem. W ten sposób – bawiąc się kontrastem, kształtami i fakturami – przemienił to, co zwykłe i znane, w poetycką cudowność.

Fiodor Tołstoj – z tych Tołstojów – dla sztuki porzucił karierę wojskową i dworską. Powiedzieć, że nie spodobało się to członkom jego hrabiowskiego rodu, to zdecydowanie za mało. W odwecie za bezczelny akt wewnętrznej wolności krewni odcięli Fiodora od wszelkiej protekcji i materialnego wsparcia, jednoznacznie dając mu do zrozumienia, że jako dziedzic tytułu powinien mieć poważniejsze zajęcie niż sztuka. Zbuntowany Tołstoj nie dał jednak za wygraną, dlatego przez wiele lat biedował prawie tak jak XX-wieczni malarze w Paryżu. W pozostawionych przez niego wspomnieniach można przeczytać, że w najtrudniejszym dla siebie okresie żywił się z rodziną „jedynie porzeczkami”.

Te same owoce nakarmiły go później także w mniej dosłownym sensie. Swój portret czerwonych i białych porzeczek namalowany w 1818 r. Tołstoj podarował carycy Elżbiecie Romanowej, a ona tak się tym obrazkiem zachwyciła, że zdjęła z palca brylantowy pierścień i wynagrodziła nim malarza. Od tego czasu drogocenne pierścienie stały się zwyczajową walutą, w jakiej caryca rozliczała się z hrabią za każdym razem, kiedy odbierała od niego malowane porzeczki. A zamawiała je jeszcze wiele razy – na prezent dla przyjaciół dworu albo dla gości z zagranicy. W ten sposób niepozorne owoce wyciągnęły artystę z biedy.

Jagoda kamczacka również zasługuje na portret w Galerii Tretiakowskiej, i to nie jeden. Gdybym umiała malować, malowałabym ją bez końca – pojedynczo i w grupach, na krzaku i na porcelanowym talerzyku, w słońcu i w deszczu.

Trochę historii

W naszej części świata jagoda kamczacka nadal jest nowinką, jednak w Rosji ma długą historię. Prawdopodobnie najstarsza wzmianka o niej znajduje się w książce Opisanie ziemi Kamczatki Stiepana Kraszeninnikowa z 1755 r. Autor – podróżnik, geograf, botanik i etnograf – oprócz Kamczatki badał też Syberię. Mimo że był żołnierskim synem, dzięki determinacji i wytrwałości zdobył wykształcenie w pasjonujących go dziedzinach. Na Kamczatce spędził w sumie cztery lata.

O roślinie nazywanej u nas jagodą kamczacką w Rosji mówi się żymołost, a jest to po prostu jedna z odmian wiciokrzewu. Gwoli ścisłości do tej ogólnej nazwy dodaje się czasem jeszcze określenie koloru: wiciokrzew siny albo błękitny. Można śmiało powiedzieć, że jest to flagowa jagoda Rosji. W naturze spotyka się ją nie tylko na Kamczatce, lecz także w Kraju Chabarowskim, Kraju Nadmorskim i w okolicach Władywostoku.

W Rosji badania nad wiciokrzewem nabrały tempa po zakończeniu epoki stalinowskiej, na terenie byłego łagru w Bakczarze w obwodzie tomskim. To tam dokonano pierwszej selekcji roślin z tego gatunku. Prace kontynuowano później w ałtajskim Barnaule, na Uralu i w Leningradzie (Petersburgu). Dzisiaj tylko w tym kraju zarejestrowanych jest ponad sto odmian wiciokrzewu.

Już w XVII w. jagodę kamczacką dobrze znali Japończycy. Stosowali ją powszechnie w medycynie tradycyjnej, zwłaszcza w zapobieganiu schorzeniom oczu. W latach 70. XX w. wyhodowali w celach uprawy komercyjnej własną odmianę tej rośliny.

W latach 90. wiciokrzewem sinym zainteresowała się też Kanada. Badaniom nad dalekowschodnią jagodą poświęcił się zwłaszcza profesor Bob Bors z University of Saskatchewan w Saskatoon. Spod jego ręki wyszły kanadyjskie odmiany jagody kamczackiej uchodzące dzisiaj za najlepsze do uprawy i sprzedaży. Ich nazwy hand­lowe – „Aurora”, „Boreal Beauty”, „Boreal Blizzard” czy „Boreal Beast” – kojarzą się z daleką Północą. Pasowałyby bardziej do Królowej Śniegu Hansa Christiana Andersena niż do poczciwej bajki Marii Konopnickiej o Jasiu, który wybrał się na jagody i spotkał miłe krasnoludki. Odmiany Borsa są bardzo odporne na choroby, niską temperaturę i oparzenia słoneczne.

Ktoś mógłby się zdziwić, że super­food z tak długą i bogatą historią zdołał się ukryć przed światową sławą oraz globalnym wzięciem przez kilka stuleci. Odpowiedź jest w gruncie rzeczy banalnie prosta: w czasach Związku Radzieckiego dostęp do roślin z tamtych terenów był bardzo ograniczony ze względu na żelazną kurtynę i zimną wojnę, dlatego międzynarodowy obrót materiałem hodowlanym praktycznie się nie odbywał. Dopiero pod koniec lat 80. wymiana między hodowcami z Zachodu i ze Wschodu stała się na tyle intensywna, że zaczęły powstawać zasilone odmianami z Rosji krzyżówki, które już wkrótce z sukcesem trafiły na rynek. Dzieła dopełnił Internet, a konkretnie błyskawiczna wymiana informacji, jaką technologia ta umożliwia. Skorzystaliśmy na tych przemianach wszyscy, jagody kamczackiej nie wyłączając. Jej kariera nabrała zawrotnego tempa, marketingowcy i dietetycy aż zacierają ręce. Zajadamy się nią dzisiaj od Nowego Jorku po Kamczatkę, z uwzględnieniem malutkiej miejscowości niedaleko mojego domu, gdzie w lokalnej restauracji można zjeść lody z jagody kamczackiej (o ile nie przyjdzie się za późno, bo szybko znikają).

Szlachetne zdrowie

Owoce wiciokrzewu sinego – zarówno świeże, jak i przetworzone – spowalniają starzenie się siatkówki oka i pomagają leczyć jej choroby. Działają przeciwzapalnie na poziomie komórkowym. Pomagają obniżyć ciśnienie tętnicze, usprawniają pracę mózgu, działają wspomagająco w terapii niektórych nowotworów. Są niskokaloryczne (jagoda kamczacka ma niecałe 60 kcal w 100 g), ale bogate w składniki odżywcze. Regulują poziom lipidów i glukozy we krwi.

Mają też właściwości antybakteryjne i antyadhezyjne (zmniejszające przyczepność patogenów), przez co zapobiegają stanom zapalnym dziąseł oraz układów pokarmowego i moczowego wywoływanym przez bakterie Shigella, Micrococcus, Campylobacter, Escherichia, Enterococcus, Streptococcus, StaphylococcusBacillus.

Chronią przed szkodliwym wpływem promieniowania UVA i UVB, a ekstrakt z jagód kamczackich ze względu na niezwykle wysoką zawartość przeciwutleniaczy spowalnia melanogenezę (proces pigmentacji skóry), przynosząc korzyści w procesie leczenia czerniaka. Zawartość witaminy C w owocach jagody kamczackiej wielokrotnie przekracza jej poziom w borówkach czarnych, malinach, jeżynach, truskawkach i pomarańczach. Również witaminy A jest w niej kilkakrotnie więcej niż w jabłkach i winogronach.

Łączna liczba polifenoli, czyli organicznych związków chemicznych, które odpowiadają za antyoksydacyjne działanie produktów roślinnych, jest w jagodach kamczackich znacznie wyższa niż w znanej z takich właściwości jeżynie. Ogólna zdolność antyoksydacyjna owoców wiciokrzewu sinego trzykrotnie przebija jej wartość przypisaną malinom. Jedyną konkurencją dla kamczackich jagód mogą być w tej dziedzinie chilijskie jagody maqui i brazylijskie acai.

Nie wiedziałam o tym wszystkim podczas naszego pierwszego spotkania na Kamczatce. Dopiero dzisiaj w pełni doceniam zawartą wtedy znajomość.

Czytaj również:

Jagodowy uśmiech Jagodowy uśmiech
i
ilustracja: Daniel de Latour
Dobra strawa

Jagodowy uśmiech

Michał Korkosz

Rozpieszczam zmysły borówkami, które jem garściami, piję koktajle w psychodelicznych odcieniach, wgryzam się w hojnie nadziane jagodzianki uginające się pod ciężarem maślanej kruszonki. Robię to szczerze, od ucha do ucha, ukazując uśmiech zabarwiony na fiołkowo.

Lipiec to najszczęśliwszy miesiąc roku. Czas, gdy na straganach pojawiają się leśne perły – jagody. Często sprzedawane w słoikach, by miały większe szanse przetrwać podróż nienaruszone. Po przetransportowaniu do domu trzeba je dobrze oczyścić z pozostałości lasu, starannie myjąc. Robię to bardzo delikatnie, ponieważ ich skórka jest cienka, a jagodowy sok wyjątkowo barwiący (R.I.P. wszystkie jasne T-shirty, w których piekłem jagodzianki). Coś za coś. Jagody dzięki mocy zawartych w nich składników mineralnych (selen! cynk! miedź! mangan!), glukokinin oraz witamin (C! A! B! PP!) regulują poziom cholesterolu i cukru we krwi (ich sok nazywany bywa nawet roślinną insuliną). Co więcej, mają właściwości przeciwbakteryjne i antynowotworowe.

Czytaj dalej