Uważamy go za najbardziej negatywną emocję i najchętniej pozbylibyśmy się na zawsze, ale wstyd jest warunkiem życia w społeczeństwie. A gdyby tak przestać się go wstydzić? Rozmowa z socjolożką Katarzyną Chajbos.
„Wstyd mi za mój kraj” – zastanowiło mnie to hasło, które słyszę coraz częściej, coraz głośniej i coraz bliżej mnie. Czytam je na transparentach protestujących ludzi. Nie przyszłoby mi do głowy wstydzić się za kogoś, na czyje zachowania nie mam w zasadzie wpływu. Bliżej mi do wściekłości niż do posypywania głowy popiołem. Wobec dopadających mnie zewsząd okrzyków zaniepokoiła mnie jednak moja „bezwstydność”. Zajrzałam więc do pracy Katarzyny Chajbos „Wstyd w życiu Polaków” i zrozumiałam. Niebezpiecznie daleko dałam się odpędzić od poczucia wspólnoty i solidarności. Lepiej gdybym nauczyła się wstydzić od nowa. Tylko czy to jeszcze jest możliwe?
Aleksandra Pezda: Śnisz czasem, że stoisz naga na ulicy, nikt na Ciebie nie zwraca uwagi, ale i tak płoniesz ze wstydu?
Katarzyna Chajbos: Zdarzają mi się takie sny i jeszcze inne: robię w nich coś niemądrego, ludzie się ze mnie śmieją, a ja bardzo cierpię z tego powodu. W tym kontekście warto zaznaczyć, że wstyd jako emocja jest ściśle związany z autorefleksją i samooceną. Może wywoływać lęki, może nas też blokować – w snach emocje naturalnie dochodzą do głosu.
Czym dokładnie jest wstyd?
„Wstyd to rodzaj przykrości i niepokoju w związku z naszymi obecnymi, byłymi lub zamierzonymi występkami, które – jak nam się wydaje – prowadzą do naszego zniesławienia” – twierdził Arystoteles. W teoriach Platona i Arystotelesa wstyd był jednak cnotą i pełnił funkcję regulacyjną zarówno w kontekście indywidualnym, jak i społecznym. Dzisiaj wstyd interpretujemy jako swego rodzaju czujnik, który reaguje na to, jak jednostka prezentuje się w oczach innych ludzi. Teoretycy i badacze społeczni podkreślają bliski związek wstydu z tożsamością, z wewnętrznym „ja” człowieka. Najłatwiej wytłumaczyć to za pomocą teorii jaźni odzwierciedlonej Charlesa Cooleya. Zgodnie z nią mechanizm oddziaływania wstydu można porównać do przyglądania się swojemu odbiciu w lustrze. Chcąc zaprezentować innym ludziom najlepszą wersję siebie, człowiek „przegląda się” w ich reakcjach, by ocenić, jak wypada. Na tej podstawie szacuje, czy jego codzienna „prezentacja” wypadła pomyślnie. Jeśli uzna, że czegoś mu jednak brakuje, wówczas ogarnia go wstyd. Bez tego umownego lustra nie byłoby to możliwe – wstyd nie miałby podstaw.
„Gdy nikt nie widzi, człowiek się nie wstydzi” – mówi polskie porzekadło. Czy wstydzimy się tylko wtedy, gdy ktoś na nas patrzy?
Wstydzimy się rzeczywiście tylko przed kimś, niekoniecznie