Dō czyli droga Dō czyli droga
i
„Układanie kwiatów i ceremonia parzenia herbaty”, Toyohara Chikanobu, 1895 r. (domena publiczna)
Pogoda ducha

Dō czyli droga

Piotr Milewski
Czyta się 13 minut

Harmonia, szacunek, czystość i spokój. Te cztery zasady leżą u podstaw tradycyjnych japońskich sztuk: parzenia herbaty, układania kwiatów i kaligrafowania. Owe ceremonie nie tylko wyrażają pewną koncepcję estetyczną, lecz także wiążą się z określoną wizją świata.

Harmonia oznacza równowagę między światem zewnętrznym a wewnętrznym, a także w obrębie każdego z tych światów. Przejawia się ona w łagodności – światła, zapachów, ruchów, nastroju. Szacunek pozwala dostrzec wartość innych ludzi, jak również przyrody i przedmiotów. Czystość odnosi się zarówno do czystości serca i umysłu, jak i ciała oraz otoczenia, a spokój to umiejętność znalezienia równowagi i zadowolenia w teraźniejszości, innymi słowy – wewnętrzne wyciszenie.

Autorstwo tych czterech zasad przypisuje się jednemu z wielkich mistrzów chadō (zwanej też sadō lub chanoyu) – japońskiej sztuki parzenia herbaty. Każda sztuka musi mieć bowiem swojego mistrza, a nawet kilku mistrzów, gdyż proces doskonalenia nigdy nie ma końca. Dla chanoyu był nim właśnie twórca tych zasad – Sen-no Rikyū.

Herbata i zen

Herbaciane ziele – w postaci sparzonych, zmiażdżonych i uformowanych w kulki liści – przywieźli do Japonii z Chin mnisi oraz posłowie w okresie dynastii Tang (618–907 r.). Już wtedy w Chinach picie naparu z herbaty było zwyczajem, a wyższe sfery łączyły je nie tylko z praktycznymi właściwościami, „oczyszczaniem” umysłu i poprawianiem nastroju, lecz także z pięknem, z którym wiązał się ceremoniał. W Japonii gorącym naparem pobudzali się na początku przede wszystkim mnisi buddyjscy. Pomagał im zachować uważność i czujność podczas długich sesji medytacji. W 805 r. słynny mnich Saichō przywiózł z kontynentu nasiona herbaty. Japońska przygoda z nią na wielką skalę rozpoczęła się nieco później, od innego buddyjskiego bonzy o imieniu Eisai, który w roku 1191 zasadził nasiona w świątyniach i zapoczątkował uprawę herbaty na plantacjach. Wciąż jednak ceremonie, w których ją wykorzystywano, miały przede wszystkim charakter religijny – była ofiarowana nie tylko mnichom, ale także Buddzie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dopiero około XIV w. zaczęły rozpowszechniać się konkursy, których uczestnicy rozpoznawali serwowane gatunki herbaty – podawanej wraz z poczęstunkiem – a zamorskim zielem zainteresowała się japońska arystokracja. To wtedy zarówno w wyższych, jak i niższych sferach zaczęto spożywać sproszkowaną herbatę matcha, a herbaciarnie pojawiły się na ulicach największych miast. Organizatorzy konkursów prezentowali uczestnikom własne kolekcje herbacianych utensyliów i oprowadzali po swoich posiadłościach. Testowanie naparu odbywało się w bogato zdobionych i wyposażonych pawilonach pałaców oraz rezydencji. Tak wyglądały początki ceremonii herbacianej. Z biegiem czasu arbitrami w konkursach zostali tzw. zawodowi esteci – dōbōshū. Byli to zwykle mnisi lub przedstawiciele arystokracji (raczej drobniejszej), którzy na co dzień uprawiali jedną z popularnych dziedzin sztuki: układali wiersze lub kwiaty, kaligrafowali, prowadzili dyskusje według ustalonych reguł.

Jednym z nich był Murata Mokichi, zwany później Jukō (1422–1502), który ukuł formułę chazen ichimi – w wolnym tłumaczeniu „herbata i zen mają ten sam smak”. To właśnie jego uznaje się za twórcę japońskiej ceremonii herbacianej – miała ona odtąd zapewniać przeżycia duchowe. Uczestnictwo w niej przestało być traktowane wyłącznie jako rozrywka i stało się sposobem praktykowania skupienia oraz uważności; okazją, by zagłębiać się w sobie, poszukując wewnętrznego ja, wewnętrznej prawdy. Według zaleceń Muraty zmieniły się okoliczności, w jakich parzono i podawano napar: pomieszczenia, w których spotykali się uczestnicy, miały mieć rozmiary czterech i pół maty (3 m²), a mniejsza liczba dekoracji pozwalała bardziej się skupić na poszukiwaniu spokoju i duchowego spełnienia. W herbacianych spotkaniach nie chodziło już wyłącznie o radość, jaką zapewniają rozrywka i wspólne spędzanie czasu – ważne stały się odczucia estetyczne.

Uczniem Muraty Mokichiego był Takeno Jōō, bogaty kupiec, który przeszedł mnisi trening i stał się mistrzem chanoyu. Jeszcze bardziej uprościł on herbaciany rytuał, rezygnując z drogich, często pochodzących z kontynentu utensyliów na rzecz prostej, ale nie prymitywnej ceramiki. Z kolei jego uczniem był Sen-no Rikyū i to właśnie tę trójkę uznaje się za twórców stylu wabi-cha – wyciszonej ceremonii herbacianej, pozbawionej zbędnych dekoracji, ostentacji i odwracaczy uwagi. Ceremonii, którą zachwycamy się do dziś.

Sen-no Rikyū (1522–1591) rozwinął filozofię i estetykę swoich mistrzów. Niektórzy nawet twierdzą, że doprowadził ją do perfekcji. Po wielu latach studiów, w wieku 58 lat został mianowany mistrzem ceremonii herbacianej na dworze Ody Nobunagi, a potem jego następcy Toyotomiego Hideyoshiego – możnowładców, którzy zapoczątkowali proces zjednoczenia podzielonej przez wojownicze klany Japonii. Według filozofii mistrza Rikyū ceremonia powinna przebiegać w harmonii z naturą i charakteryzować się surową prostotą. Uczestnictwo w niej byłoby przeżyciem duchowym na ścieżce samodoskonalenia, materialne przedmioty zaś – skromne i proste – miały pomagać w przezwyciężaniu materializmu, który sobą reprezentowały. Biorący udział w rytuale zaczęli kierować uwagę do wewnątrz – tam mieli odnaleźć prawdziwe bogactwo. „Zarówno od mistrza, jak i gościa oczekuje się absolutnej szczerości” – pisze Nanbō Sōkei, uczeń Sen-no Rikyū w traktacie Nanpōroku, najsłynniejszym z podręczników drogi herbaty (cyt. za Dai­setz T. Suzuki, Zen i kultura japońska, tłum. Piotr Mróz, Beata Szymańska i Anna Zalewska). Zasady wa, kei, sei, jaku (harmonii, szacunku, czystości i spokoju) praktykowane na co dzień przez mnichów buddyzmu zen przeniesiono na herbacianą ceremonię, która odtąd zaczęła przeżywać swoje lata chwały. Ceremonia herbaciana wyrażała również jeszcze inną kategorię estetyczną znaną w Japonii – wabi, czyli świadomość piękna zawartego w prostocie i naturalności, oraz wynikającą z niej zadumę nad światem i życiem, zabarwioną nieco poczuciem melancholii.

Te cztery zasady wraz z estetyką wabi są przekazywane już od 500 lat z pokolenia na pokolenie w jednej z trzech działających szkół herbaty, które wywodzą się od Rikyū: Omotesenke, Urasenke i Mushakōjisenke. Na ich czele stoją odpowiednio: XV mistrz Sōsa, XVI mistrz Genmoku Sōshitsu oraz XIV – Sen Sōshu. Podobnie jak w klasztorach buddyjskich przekazywana jest z mistrza na ucznia dharma, tak w Japonii przekazuje się wiedzę o sztukach i rzemiosłach.

Praktykowana dziś ceremonia herbaciana trwa zwykle nie dłużej niż cztery godziny, a uczestnicy biorą udział w pozornie prostym rytuale, w którym jednak niemal każdy gest ma swoje głębokie znaczenie. Na czas spotkania opuszczają codzienną, pełną trosk i obowiązków rzeczywistość, zanurzając się w świecie, który mieści się w nich samych. Świadomość, że uczestniczymy w ceremonii, która liczy 500 lat i w niewielkim stopniu odbiega od pierwotnego rytuału, potrafi oszołomić, ale jednocześnie uskrzydla i daje energię do podróży w głąb siebie.

Cztery zasady, które leżą u podstaw ceremonii herbacianej, mają zastosowanie we wszystkich japońskich sztukach. A jest ich sporo – by wymienić zaledwie kilka: kadō – sztuka układania kwiatów, shodō – sztuka kaligrafii, kodō – sztuka wonności i wiele, wiele innych, włączając w to sztuki walki, czyli budō.

Więcej niż dekoracja

Kadō, czyli „droga kwiatów”, znana jest również jako ikebana, w dosłownym tłumaczeniu „żyjące kwiaty”. Choć obie nazwy używane są zamiennie, to jednak nieco się różnią. Używający tej pierwszej podkreślają akcenty estetyczne i filozoficzne sztuki układania kwiatów. Druga natomiast kojarzy się bardziej z umiejętnościami technicznymi i artystycznymi, z tym, co widzimy. Ikebana wywodzi się z tradycji ozdabiania ołtarzy w świątyniach buddyjskich, która – tak jak niemal wszystkie japońskie sztuki – ma swoje źródła w Chinach. Używano do niej nie tylko kwiatów, lecz także gałęzi drzew (szczególnie sosny), krzewów, traw, ziół i mchów. Szybko stała się częścią kultury wysokiej. Już w epoce Heian (794–1185) literaci opiewali kwiatowe kompozycje w swoich utworach. Niedługo później stały się one również przedmiotem konkursów na cesarskim dworze.

Za prekursora kadō uważa się mnicha Ikenobō Senkei, autora słynnej dekoracji kwiatowej z 1462 r., w której „postawił” on kwiaty i inne elementy w podłużnych naczyniach, zamiast umieścić je po prostu w wazonach, tak jak robiono to na kontynencie. Kompozycja ta miała przedstawiać cały ogród. Zachwyciła ona świeckich do tego stopnia, że zaprag­nęli dekorować podobnymi aranżacjami wnętrza swoich domów. Pozwolić sobie na to mogli jednak tylko przedstawiciele arystokracji, choćby z tego powodu, że dzieła ówczesnych mistrzów miały bardzo duże rozmiary i wymagały przestrzeni, a także zasobnej sakiewki, którymi zwykli Japończycy nie dysponowali. Za ojca założyciela działającej do dziś szkoły Ikenobō uznaje się żyjącego na przełomie XV i XVI w. mnicha Senkō I, który uszczegółowił i sformalizował styl rikka – „stojących kwiatów”. Jego następca Senkō II pracował już na dworze cesarskim jako mistrz kadō. Ustalili oni m.in., że kompozycja powinna się składać z siedmiu (potem dziewięciu) elementów ustawionych w podłużnym naczyniu, i wypracowali szczegółowe zasady „stawiania” kwiatów. Ich idee przetrwały do dziś – 450 lat później na czele szkoły Ikenobō stoi XLV mistrz Ikenobō Sen’ei.

Sto lat po słynnej kompozycji Ikenobō Senkei pojawił się nowy styl nageirebana, czyli „wrzucanych kwiatów” – mniej formalny, bardziej spontaniczny, przeznaczony dla osób o mniejszych możliwościach finansowych, do stosowania w niewielkich pomieszczeniach, idealny więc dla rosnącego wówczas w siłę japońskiego mieszczaństwa. To z niego wyewoluowały kolejne style (seika lub shōka – „naturalne kwiaty”, moribana – „spiętrzone kwiaty” itd.). Pojawiły się również nowe szkoły, jak Ohara-ryū, Sōgetsu-ryū, Enshū-ryū, Mishō-ryū i wiele, wiele innych, które różnią się podejściem do aspektów technicznych i filozoficznych „drogi kwiatów”. W tamtym czasie zredukowano liczbę elementów kompozycji do trzech. Wtedy też przyjęło się, że kompozycje mają odzwierciedlać konfucjański kosmiczny porządek tenchijin – niebo (najdłuższy element – ten), ziemię (najkrótszy element – chi) i znajdującego się pomiędzy nimi człowieka (element środkowy – jin). Wraz z napływem idei modernistycznych ukonstytuował się kolejny styl jiyūka – „wolne kwiaty”, który znosi wiele ograniczeń i pozwala swoim zwolennikom na znacznie większą wolność artystyczną, wciąż jednak w pewnych granicach.

Dziś ikebana uległa demokratyzacji. Uprawiają ją reprezentanci wszystkich klas i grup społecznych, a przedstawicielstwa szkół układania kwiatów znajdują się w każdym mieście. Umiejętności w tej sztuce zdobywać można nawet w wyspecjalizowanych uczelniach, które zajmują się ikebaną: Ikenobō Tanki-daigaku w Kioto oraz Kōryū Academy w Tokio.

Ruchy pędzla i kosmiczny ład

Z japońską kaligrafią, a właściwie „drogą pisma”, czyli shodō, było podobnie. Choć pierwsze chińskie księgi trafiły z Państwa Środka do Japonii już pod koniec IV w., przyjmuje się, że sztuka „pięknopisania” zagościła w Japonii około VII–VIII w. Wliczając kontynentalne doświadczenia, tradycja kaligrafii liczy już około 3 tys. lat. Początkowo w Japonii podziwiano dzieła mistrzów z kontynentu, w szczególności legendarnego, działającego w IV w. Wang Xizhia, który zasłynął z niedoścignionych dzieł w stylu xíngshū (jap. gyōsho), czyli pisma bieżącego o nieco uproszczonej formie w stosunku do innych stylów. Przez długi czas kaligrafia na Wyspach Japońskich była praktykowana przez mnichów, którzy przepisywali teksty buddyjskich sutr, oraz dobrze urodzonych, którzy pobierali lekcje z „pięknego pisania”, kopiując znane chińskie poezje i traktaty. Jednym z najwybitniejszych kaligrafów tamtego okresu był słynny mnich Kūkai (774–835). Na przełomie IX i X w., wraz z powstaniem oryginalnego japońskiego pisma sylabicznego kana, zaczął powoli wykształcać się odrębny, japoński styl kaligrafii zwany wayō. Cechowały go energia oraz swoboda, nieznane jeszcze wówczas chińskim mistrzom ani japońskim kaligrafom tworzącym w stylu zaczerpniętym z kontynentu. Za prekursora kaligrafii wayō uznaje się urzędnika i poetę Ono no Michikaze, zwanego też Ono no Tōfū (894–966). Michikaze niejako otworzył drzwi i wyznaczył ścieżkę, którą ruszyli następcy. Dwaj kolejni wielcy artyści – Fujiwara no Sukemasa (944–998) i Fujiwara no Yukinari (972–1027) – udoskonalili jego dokonania.

Szczególnie silny związek łączy japońską kaligrafię z buddyzmem zen. Każde posunięcie pędzla jest jednorazowe i przez to szczere. Wszelkie wątpliwości, zawahania, niepewność czy strach odbijają się w kształcie i wyglądzie zapisanych znaków. Stanem idealnym jest mushin, stan „bez umysłu”, w którym artysta pozbywa się myśli i uczuć towarzyszących codziennej egzystencji. Japońska kaligrafia łączy w sobie aspekt artystyczny, który zbliża ją do malarstwa, z duchowym, co z kolei upodabnia tę sztukę do praktyki medytacyjnej. W przypadku adeptów buddyzmu zen staje się ona zaś faktycznie częścią takowej praktyki i pomóc ma w drodze do satori, stanu oświecenia. Do dziś w Japonii podziwia się kaligrafie dwóch wielkich mistrzów – mnichów zen Eisaia (1141–1215) oraz Ryōkana (1758–1831).

Ruch pędzla na kartce nie jest jedynie czynnością fizyczną, kaligraf wyraża bowiem w ten sposób kosmiczny ład. Odbiorca zaś, podziwiając dzieło, ma się przenieść na wyższy poziom egzystencji, wyswobodzić z ograniczeń i pozostawić za sobą pełną zmartwień i pragnień codzienność. Ze swej natury kaligrafia łączy kilka dziedzin sztuki – literaturę, malarstwo i grafikę – co daje praktykującym szerokie pole ekspresji artystycznej i możliwość indywidualnego wyrazu, trudniejszą do osiąg­nięcia w innych „sztukach drogi”.

Przez stulecia mistrzowie i założyciele szkół kaligrafii bywali także mistrzami ceremonii herbacianej oraz „drogi kwiatów” i na odwrót, a wszystkie te sztuki praktykowano równolegle. Jednym z punktów ceremonii herbacianej było podziwianie specjalnie na tę okazję przygotowanej kompozycji kwiatowej i pięknej kaligrafii, które wprowadzić miały uczestników spotkania we właściwy nastrój. Dziś, uczestnicząc w ceremonii chanoyu, mamy również okazję zachwycić się shodō oraz ikebaną, ale uzawodowienie tych sztuk sprawiło, że łączenie mistrzostwa w obu dziedzinach jest już rzadsze. W dalszym ciągu jednak praktykowanie kadō, chadōshodō ma ułatwić poszukiwanie wewnętrznej równowagi w świecie pełnym przeciwieństw: życia i śmierci, widzialnego i niewidzialnego, wieczności i przemijania. Tutaj nic się nie zmieniło. Współczes­ny mistrz ikebany Toshiro Kawase zachęca, by dostrzec cały wszechświat w jednym kwiecie, doświadczyć transcendencji. Potrzebne są do tego dyscyplina, cierpliwość i skupienie. Komu się uda, zostaje mistrzem. Po wielkim trzęsieniu ziemi i tsunami w marcu 2011 r. Kawase rozpoczął projekt „Jeden dzień, jeden kwiat”. Każdego dnia tworzy nową jednokwiatową kompozycję, w której zawiera się cały świat. Natura jest jego sprzymierzeńcem, narzędziem – jej sezonowość.

Połknij wszechświat

Wszystkie omawiane sztuki łączy kilka wspólnych cech. Po pierwsze, ten sam rodowód – przywędrowały z Chin, tam mają swoje korzenie, a w Japonii zostały wypolerowane i doprowadzone do perfekcji. Rzec można nawet, że wzniesione na najwyższy poziom – poziom sztuki. Przestały być rozrywką czy rzemiosłem, zaczęły reprezentować wartości estetyczne i filozoficzne, a także je kreować.

Po drugie, łączy je odwołanie do wartości mających swoje źródła w zen – najskromniejszej odmianie buddyzmu, która najbardziej nastawiona jest na praktykę. „Zen i sztukę herbaty łączy nieustanne dążenie do prostoty. Wyeliminowanie tego, co zbędne, dokonuje się w zen na drodze intuicyjnego uchwytywania prawdziwej rzeczywistości. W sztuce herbaty czyni się to poprzez symbolizujący właściwy rodzaj życia sposób, w jaki podaje się herbatę w pawilonie herbacianym – pisze we wspomnianej książce Daisetz T. Suzuki, jeden z największych współczesnych znawców zen, i dodaje: – Podobnie jak sztuka herbaty, także zen ma na celu usunięcie wszystkich sztucznych ozdób, które wymyśliła ludzkość dla swej chwały”.

Po trzecie, w każdej ze sztuk występują liczne skodyfikowane style cechujące się odrębnością i wewnętrznymi normami, mające swoich zwolenników, mistrzów i uczniów, a wewnątrz każdego ze stylów można wyróżnić trzy kategorie, tzw. shin-gyō-sō. Styl oficjalny (shin), zwany jest też „stojącym”, półoficjalny (gyō) – „kroczącym”, a nieoficjalny () – „biegnącym”. Ten pierwszy jest najbardziej klasyczny (w kaligrafii – podobny do druku, w ikebanie przejawia się prostą i stabilną kompozycją, w chanoyu – sformalizowaną ceremonią). Styl półoficjalny jest nieco swobodniejszy i płynniejszy (kaligrafowane znaki nie muszą mieć np. tych samych proporcji, kompozycje kwiatowe są bardziej urozmaicone, ceremonia herbaciana jest zaś nieco mniej sformalizowana). Trzeci styl cechuje się największą swobodą i lekkością – kaligrafowane znaki przypominają kursywę (mówi się, że to styl „trawiasty”), ikebana jest dynamiczną, swobodną kompozycją, a spotkanie herbaciane przebiega z wyłączeniem pewnych wymogów etykiety.

Po czwarte – sztuki te, jak każdy rytuał, mają swoje reguły i ceremoniał. Ubiór. Otoczenie. Czas. Utensylia. Są więc skodyfikowane, a czystości zasad pilnują działające od stuleci organizacje, które oferują chętnym trening i certyfikują przyszłych mistrzów.

I wreszcie po piąte – wszystkie w swoich nazwach zawierają słowo oznaczające drogę. Bo w Japonii uprawianie sztuki to poruszanie się po pewnej ścieżce, niekończący się proces nauki, doskonalenia się i, co zrozumiałe, zmiany. Jedynie normy określające sposób, w jaki mistrz ceremonii może i powinien się poruszać, są stałym punktem odniesienia. Stąd też rytualizacja sztuk. Najważniejsze jest jednak praktykowanie. Nie da się ich zgłębić teoretycznie, przez lekturę czy obserwację. Prędzej czy później adept musi wziąć sprawy w swoje ręce i „wejść na drogę”.

Czy mogą one przydać się również człowiekowi Zachodu jako wzór praktyki uważności i afirmacji zwykłych codziennych czynności? Niech za odpowiedź posłużą słowa mnicha Suzukiego: „Czyż nie jest tak, że gdy popijam herbatę, połykam z nią cały wszechświat, i że ten właśnie moment, w którym podnoszę czarkę do ust, to wieczność przekraczająca czas i przestrzeń? Sztuka herbaty uczy nas znacznie więcej niż harmonii rzeczy czy pilnowania, aby były one wolne od skalania, lub pogrążania się w stanie kontemplacyjnego spokoju”. Jeśli i ty czujesz podobnie, możesz „wejść na drogę”, a przy odpowiedniej cierpliwości i wytrwałości zbliżysz się do celu.

 

Czytaj również:

Dwa wykłady Ram Dassa Dwa wykłady Ram Dassa
Doznania

Dwa wykłady Ram Dassa

Ram Dass

1. O znaczeniu prawdy

Chcę z wami porozmawiać o słowie „prawda”.

Jeżeli jesteś z kimś i pragniesz przebudzenia oraz wolności, możesz to osiągnąć, obcując z ludźmi wokół, nawet jeśli nie podzielają oni twoich dążeń. Nie musisz tego od nich oczekiwać. Jeśli jednak masz szczęście, znajdziesz się w otoczeniu ludzi, którzy też chcą być wolni. W buddyzmie określa się to mianem sangha, w hinduizmie satsang. W każdej religii istnieje jakaś społeczność, wspólnota duchowa, której członkowie razem prowadzą poszukiwania. Łatwiej osiągnąć przebudzenie, jeżeli ludzie dookoła także chcą się przebudzić. Niezwykle pomocne stają się wówczas relacje oparte na prawdzie.

Czytaj dalej