
Do źródła największego szczęścia można dotrzeć przez jogę, rozumianą nie jako ćwiczenia fizyczne, ale nawiązanie lub odzyskanie kontaktu z samym sobą – przekonuje uznany nauczyciel jogi i medytacji Mayur Karthik. I wcale nie trzeba (choć czasem warto!) zamykać się w tym celu w indyjskiej aśramie.
Agnieszka Rostkowska: Porozmawiajmy o radości. Każdy znajduje ją gdzie indziej – jedni w pracy, drudzy w rodzinie, jeszcze inni w gronie przyjaciół. Wschodnie tradycje precyzyjnie podpowiadają, gdzie czy też jak należy jej szukać, by stała się naszym naturalnym stanem.
Mayur Karthik: Ludzie to istoty społeczne – więzi i kontakty z innymi należą do istotnych czynników, które nas określają i dają poczucie szczęścia. Ale prawdziwą, nieprzemijającą radość znajdziemy dopiero wtedy, gdy wyjdziemy ze schematu myślenia o sobie i przekierujemy uwagę z pytania: „A co ze mną?” na rzecz: „W jaki sposób mogę przysłużyć się innym?”.
To seva, starożytna koncepcja wywodząca się z Indii.
Seva to sanskryckie słowo oznaczające „służbę” – robienie czegoś dla innych bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. To ważne, ponieważ jeśli oczekujesz nagrody, to nie jest to służba, tylko biznes. Sevą może być np. sprzątanie albo pomoc starszym ludziom. Zauważyłaś, że dobrze się czujesz, kiedy komuś pomagasz?
W Indiach ten fenomen w pewnym stopniu wyjaśnia karma joga (karma yoga). Karma w sanskrycie oznacza „działanie”, „czyn”, a karma yoga to postawa, kiedy – niezależnie od tego, co robisz – nie przywiązujesz się do rezultatów swoich działań. Brak oczekiwań określonego efektu twoich czynów pozwala uzyskać poczucie wolności i spełnienia. A to dlatego, że to właśnie oczekiwania sprawiają, że umysł staje się niespokojny – już w trakcie wykonywania danej czynności zastanawiasz się, często też martwisz, czy przyniesie ona zakładany rezultat. Umysł wie, że jeśli ci się uda, poczujesz radość, jeśli nie – smutek, i nieustannie porusza się między tymi