
Bez naszych zwyczajów i przyzwyczajeń bylibyśmy tylko połową siebie. Są tak głęboko w nas zakorzenione, że można by powiedzieć: pokaż mi swoje nawyki, a powiem ci, kim jesteś.
Po dziesięciu latach spokojnego życia nasz kot Pako nauczył się skakać na klamkę w drzwiach wejściowych. Wisi na niej, dopóki nie puści zapadka, potem łapką poszerza szparę i przerażony swoją odwagą, mając oczy wielkości pięciozłotówki, ucieka na klatkę schodową. My natomiast – w przeciwieństwie do niego – bardzo chcemy, by nadal z nami mieszkał, dlatego próbujemy wyrobić sobie nawyk przekręcania zamka po każdym przyjściu i wyjściu (trzeba robić to zawsze, bo nawet gdy któreś z nas wyskakuje tylko wyrzucić śmieci, Pako momentalnie korzysta z okazji). Prosta rzecz takie zamknięcie: jeden ruch ręki. A jednak co dwa, trzy dni kotu udaje się uciec. Okazuje się, że dodanie do codziennej rutyny nawet tak drobnej czynności wcale nie jest łatwe, chociaż z drugiej strony coraz częściej pamiętamy o tym nowym zadaniu, czyli sytuacja zmierza w dobrym kierunku. Pewnie za rok (o tym, skąd tak ostrożne szacunki, w dalszej części tekstu) każde z nas będzie przekręcać zamek odruchowo, bo wejdzie nam to w krew czy też raczej – zgodnie z tym, co mówią badania neuronaukowe z ostatnich lat – do samego środka mózgu. Dołączy do setek innych nawyków, z których składa się nasze życie.
Z tymi setkami to nie przesada. Przeciętny człowiek spędza prawie połowę dnia na działaniach rutynowych, którym nie poświęca właściwie żadnej uwagi – przekonuje psycholożka Wendy Wood. W swojej książce Dobry nawyk, zły nawyk mówi też, że gdyby zapytać nas o cel albo przyczynę tych działań, to pierwsza odpowiedź brzmiałaby: „Bo zawsze tak robię”. I wcale nie trzeba byłoby szukać innej. Na co dzień naprawdę wiele rzeczy robimy tylko dlatego, że robiliśmy je już wiele razy wcześniej. Ma to więcej sensu, niż się wydaje: rutynowe, automatyczne działania uwalniają nas od konieczności ciągłego podejmowania decyzji, które w dosyć niezmiennym świecie i tak byłyby podobne. Mózg zawsze dąży do oszczędności, a dzięki nawykom może uniknąć wysiłku poznawczego, energię zaś przeznaczyć na nabywanie nowych umiejętności (z których niektóre później także zostaną zautomatyzowane). To jak z drogą do pracy: miło i ciekawie jest nieraz wybrać nową trasę, ale na co dzień, kiedy nogi same nas niosą i nie trzeba decydować, gdzie skręcić, doceniamy to, że możemy w tym czasie zaplanować dzień, posłuchać podcastu albo po prostu – co też jest dużą korzyścią – dać głowie odpocząć.
Na tropie nawyków
Mniej więcej sto lat temu behawioryści – w kontrze do zwolenników Freuda,