Duch daru Duch daru
i
„Picture Depicting Adam and Eve”, Gift of Mr. and Mrs. Arthur M. Wood, Mrs. Bertha Palmer Thorne, Mrs. Rose Movius Palmer, and Mrs. Gordon Palmer (domena publiczna)
Pogoda ducha

Duch daru

Maciej Świetlik
Czyta się 9 minut

Dar wyzwala energię społeczną. Puszczony w obieg wzmacnia więzi, buduje zaufanie. Jest przeciwieństwem towaru – kupowanego albo sprzedawanego i w żaden sposób niezwiązanego z tworzeniem wspólnoty.

Purytańscy osadnicy, którzy przybywali do Ameryki Północnej od początków XVII w., z zadowoleniem przyjmowali dary od tamtejszych mieszkańców. Podczas kolejnych kontaktów odnotowywali jednak ze zdziwieniem, że tamci oczekują albo zwrotu podarunku, albo innego prezentu w zamian. Konfuzja była tak duża, że przyczyniła się do powstania pejoratywnego określenia „indiański ofiarodawca” przypisywanego tej osobie ze znajomych, która coś daje, licząc na rewanż, a jeszcze lepiej – na zysk.

Pionierzy, którzy w pierwszych latach XIX w. wytyczyli lądowy szlak ze wschodu Ameryki Północnej na zachód do wybrzeży Pacyfiku, pisali w swoich pamiętnikach, że zrazu zasada obdarowywania wydawała się miła, ale potem nieraz woleli odrzucać prezenty, bo nie było ich stać na zrewanżowanie się czymś równie kosztownym. Gospodarzy poznawanych ziem postrzegali jako impertynentów o złodziejskiej naturze. Uprzedzenia wynikały z odmiennych koncepcji daru. Dla rdzennych mieszkańców Ameryki rozpoczyna on cykl społecznej wymiany, a cyrkulacja prezentów podtrzymuje więzi między obdarowującymi się stronami. Człowiek, który odmówi przyjęcia podarunku, ewentualnie przyjmie go, ale się nie odwdzięczy, jest uznawany za gbura niegodnego zaufania. Tymczasem Europejczycy, którzy już byli osadzeni w indywidualistycznej ideologii formującego się właśnie kapitalizmu, uważali dar za dobrowolny akt, który nie pociąga za sobą żadnych zobowiązań. Wzajemność jako jedna z najpowszechniejszych zasad ekonomii daru czekała dopiero na (ponowne) odkrycie.

Zasada wzajemności

Wymiana darów jako podstawa systemu organizującego życie rdzennych wspólnot została opisana w dwóch przełomowych pracach, które ukazały się w latach 20. XX w. – w Argonautach zachodniego Pacyfiku Bronisława Malinowskiego oraz Szkicu o darze francuskiego socjologa i antropologa Marcela Maussa. Dotknęły one tak istotnego fenomenu, że do dzisiaj badacze próbujący zgłębić naturę i znaczenie daru jako zjawiska kulturowego odwołują się do zawartego w nich materiału. W Argonautach… Malinowski opisał system wymiany kula. Podczas dwuletniego pobytu na Wyspach Trobrianda polski antropolog zaobserwował, że żyjący tam Massimowie wymieniają się dwoma rodzajami przedmiotów: naszyjnikami soulava z czerwonych muszelek i bransoletami na ramię mwali sporządzonymi z białych stożkowatych muszli o spiłowanych wierzchołkach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dary te krążą między mieszkańcami wysp rozsianych po archipelagu, by po pewnym czasie wrócić do pierwotnego właściciela. Taki cykl trwa od dwóch do dziesięciu lat. Oba rodzaje obrzędowych przedmiotów poruszają się po okręgu w przeciwnych kierunkach: naszyjniki kursują między wyspami zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a naramienniki – w drugą stronę. Kiedy wyspiarz zostanie obdarowany naszyjnikiem, powinien zrewanżować się naramiennikiem o równej wartości, choć nie musi tego robić od razu. Jeżeli chwilowo nie posiada ekwiwalentu, może posiłkować się mniej cennym darem zastępczym, jednak „dług” musi zostać spłacony przy następnej okazji. Daleką podróż z przedmiotami wymiany kula podejmuje się dwa razy do roku i towarzyszy ona komercyjnemu obrotowi towarów, który w lokalnym języku nosi nazwę gimwali. Jednak choć obie wymiany toczą się równolegle, mają inną funkcję i zasady.

Każdemu naszyjnikowi i każdej naramiennej bransolecie przypisane są odrębne nazwy oraz historie, a zgodnie z zasadą „raz w kula, zawsze w kula” nie podlegają one zamianie na inne dobra. Co równie istotne, nigdy nie dochodzi do targowania się o wartość rytualnych prezentów. To na ofiarodawcy spoczywa obowiązek, by zapewnił równie cenny dar zwrotny. Jeśli uchybi tej regule, mówi się o nim pogardliwie: „Prowadzi kula tak, jakby to była gimwali”. Zdaniem Malinowskiego, badającego funkcje zachowań społecznych, kula leżała u podstawy pokojowej koegzystencji mieszkańców sąsiadujących wysp. Rytuał ten sprzyjał też podtrzymywaniu więzi społecznych. Wymagał od uczestniczących w nim mężczyzn udania się w podróż na inne wyspy, a podczas przekazywania darów następowała wymiana wiadomości, pieśni, legend czy praktyk religijnych.

Działała wtedy również zasada wzajemności „daję i oczekuję daru”, która wynikała z rachunku: daję, bo liczę na zwrot; zwracam, bo boję się, że przestanę dostawać. Według antropologa reguła ta była podstawą organizacji społecznej Massimów z zachodniego Pacyfiku. Oprócz zacieśniania więzów wymiana darów może służyć także walce o prestiż i pozycję. Analizowany przez amerykańskiego antropologa Marshalla Sahlinsa system moka znany z wyżynnych partii Papui-Nowej Gwinei (mniej więcej 500 km na zachód od Trobriandów) oparty jest na wzajemności, ale dopuszcza też naddatek. Tym razem wymiana zachodzi między osobami pretendującymi do tytułu big mana [wielkiego człowieka – przyp. red.] – kogoś bogatego, poważanego, na kim można polegać. Odbywa się coś na kształt pojedynku hojności, a uczestniczący w nim mężczyźni przekazują sobie nawzajem hodowlane świnie. Otrzymawszy ich pewną liczbę, obdarowany jest zobowiązany do gestu zwrotnego.

By zwiększyć swój prestiż i „zadłużyć” partnera wymiany, należy przelicytować go w wielkości darowanej trzody. Czasem potrzeba paru lat, by wrócić do swojego darczyńcy z nadwyżką, w tym czasie jednak reputacja obdarowanego niebezpiecznie przesuwa się w kierunku rubbish mana [śmieciowego człowieka – przyp. red.]. Można również wymieniać się z wieloma big menami naraz – do momentu, gdy osiągnie się kres możliwości produkcyjnych swojego terenu. W lasach Papui-Nowej Gwinei hodowla świń jest wyjątkowo wymagająca ze względu na warunki naturalne. Utrzymanie dużych stad generuje wysokie koszty. Sieć wymiany polegająca na posiadaniu trzody niejako „w depozycie” u swojego dłużnika pozwalała zachować status osoby zamożnej bez konieczności trzymania w zagrodzie dużej liczby zwierząt. System moka wykracza więc poza zwykłą hojność i chęć dzielenia się dobrami. W tym wypadku dawanie jest także okazywaniem wyższości społecznej i budowaniem kapitału, czyli wiąże się z dążeniem do zysku. Bogactwo z kolei podnosi prestiż i daje władzę. Przyjmujący zostaje podporządkowany dającemu.

Marcel Mauss skupiał się na konfrontacji tradycyjnych form obdarowywania ze współczesnym mu zachodnim systemem opartym na wymianie towarowej. Francuski badacz o socjalistycznych sympatiach uważał, że obdarowywanie jest całościowym faktem społecznym, który ma daleko większy wpływ na ludzkie relacje niż stosunkowo niedawno upowszechniona ekonomiczna wymiana towarów. Prezenty wzmacniają więzi społeczne, choćby poprzez zasadę wzajemności czy fakt, że wymiana darów ma na celu zwiększenie prestiżu i sławy, a nie bogactwa. Tym samym Mauss odkrył polityczny wymiar obdarowywania. Dobrym przykładem tych obserwacji jest podobny do wymiany kula czy moka potlacz, przywołany w Szkicu o darze. Ta tradycja, zaobserwowana u rdzennych mieszkańców północno-zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej, polegała na wyprawianiu przez klanowego przywódcę hucznych uczt, podczas których nie tylko prezentował swoje bogactwo, lecz także wykazywał się szaloną wręcz rozrzutnością służącą manifestacji siły. Dochodziło nawet do demonstracyjnego niszczenia mienia.

Impreza miała charakter gwałtowny, wręcz antagonistyczny, bo sąsiedni klan – aby dowieść swojej wyższości – musiał zorganizować jeszcze większe „zabijanie bogactwa” (jak czasem określano potlacz). Ekonomia daru w najbardziej jaskrawy sposób przeciwstawia się tu ekonomii opartej na wartości towaru. Takie obdarowywanie przestaje być skupione wokół przekazywanych przedmiotów, a staje się swego rodzaju pojedynkiem, demonstracją potęgi mającą na celu ustalenie hierarchii społecznej. W tym sensie można zauważyć pewne podobieństwo z praktykami Massimów: rotacja mwali soulava też jest elementem większego systemu zależności w grupie.

To antropologiczne zwierciadło, w którym można ujrzeć pogłębiające się wyobcowanie współczesnego człowieka i utowarowione stosunki społeczne, było przywoływane przez różne grupy, które – podobnie jak Marcel Mauss – pozostawały krytyczne wobec rynkowej rzeczywis­tości. Odwoływali się do niego np. w latach 50. ubiegłego wieku twórcy z brukselskiej grupy letrystów, którzy swojemu antykapitalistycznemu – i jednocześnie antystalinowskiemu – biuletynowi (rozsyłanemu bezpłatnie do przypadkowych czytelników, których adresy artyści znajdowali po prostu w książce telefonicznej) nadali tytuł właśnie „Pot­latch”. W przeciwieństwie do rytualnej wymiany darów w tradycyjnych społecznościach w warunkach gospodarki rynkowej towar podlega alienacji. Wymiana handlowa nie zobowiązuje do dalszego odwzajemnienia, przez co nie przyczynia się do budowy długotrwałej relacji między osobami, które w niej uczestniczą.

W przyjaznym kręgu

O darze, jego ekonomii i związkach z twórczością artystyczną traktuje wydana w latach 80. XX w. eseistyczna książka Lewisa Hyde’a The Gift. Autor przygląda się funkcjom społecznym darów. Powołując się na materiał zebrany przez Malinowskiego, odnosi się do koła, po którym może węd­rować podarunek. Z im większej liczby dawców i biorców złożony jest krąg, tym mniej jest pomiędzy nimi bilateralnych dyskusji i targu, a zatem myś­lenia w kategoriach politycznych. W takim poszerzonym obrocie rzeczy łatwiej wyrywają się więzom własności i tworzy się społeczność: „Dar poruszający się po okręgu wędruje poza kontrolą ego uczestników, którzy muszą w ten sposób stać się częś­cią grupy i każdy akt darowania staje się aktem społecznej wiary” – pisze Hyde.

Według niego uczestnictwo w kręgu obdarowywania przyczynia się do dojrzewania jednostki, czyli dorastania do coraz szerszej, przekraczającej ja identyfikacji ze społeczeństwem. Wymiana ograniczona do dwóch osób to pierwszy stopień formowania się społeczności – dwa punkty nie tworzą okręgu, tylko linię. Skupienie na sobie i sprowadzanie aktu dawania do odnoszenia osobistych korzyści to zaledwie pierwsze stadium ludzkiego rozwoju. Można to porównać do okresu niemowlęctwa, kiedy dary mają wyłącznie zaspokoić włas­ne potrzeby przyjmującego je dziecka.

Dorastająca jednostka musi przekroczyć tę najprostszą, linearną formę wymiany, żeby nauczyć się aktu darowania będącego wymianą społeczną odbywającą się w coraz szerszym kręgu. Obrazując rozszerzanie się obiegu dawania, Lewis przywołuje za Maussem mao­ryski obrzęd, który wykracza poza grupę ludzi i obejmuje również przyrodę. Myś­liwi, wracając z łowów, oddają część swojego łupu kapłanom, by ci – posiliwszy się mięsem upolowanych zwierząt – sporządzili talizman mauri, który ma być darem dla lasu. Mauri niesie w sobie hau lasu, czyli siłę duchową, która musi zostać zwrócona, po tym jak polowanie naruszyło naturalną równowagę. Mamy tu do czynienia z trzema uczestnikami wymiany: myśliwymi, kapłanami i lasem. Ludzie, wymieniając dary z lasem, pozostają z przyrodą w symbiotycznej relacji. Mauss przywołuje wyjaśnienie Tamatiego Ranai­piriego, maoryskiego lidera społeczności, który pod koniec XIX w. w języku maori opisał przebieg tej ceremonii.

Ranaipiri tłumaczy, że przekazanie mauri zapewnia dostatek ptactwa podczas przyszłych polowań. Dla Hyde’a obok ekonomicznego aspektu tej praktyki istotne jest poszerzenie kręgu wymiany o hau odnoszące się do sfery duchowej. Wymiar osobisty i plemienny zostaje przekroczony, a dar zaczyna krążyć również w obszarach sacrum. Energia, którą podarunek niesie ze sobą, przemieszcza się między wszystkimi uczestnikami tej relacji. Autor The Gift, by zobrazować tę transcendentną naturę ofiarowania, przywołuje Pieśń o mnie Walta Whitmana. Podmiot liryczny na początku wiersza deklaruje: „I cokolwiek przyjmę, wy przyjmiecie także, / Albowiem każdy mój atom jest również waszym atomem” (tłum. A. Szuba), by pod koniec utworu rozpłynąć się w powietrzu i połączyć z jednością świata i wszechświata. Zdaniem Hyde’a branie udziału w obiegu darów to szansa na połączenie się ze strumieniem niewyczerpanej energii. Kontynuując rozważania nad mechaniz­mem daru, przekonuje, że tak jak towar podlega obrotowi dla zysku, dar przyczynia się do powstania pewnego rodzaju pustki. Jest ona jednak pozorna, ponieważ darując coś, tym samym robimy miejsce, żeby przyjąć coś nowego. „Nasza szczodrość może sprawić, że znajdziemy się w pustce, lecz wkrótce popycha nas lekko w kierunku pełni, aż dar, który ciąg­le pozostaje w ruchu, powróci, by nas nasycić” – konstatuje Hyde.

Nieszczęście w prezencie

Jednak nie we wszystkich społecznoś­ciach obdarowywanie wiąże się z zasadą wzajemności przynoszącą korzyści obu stronom. Wyraźnym przykładem podarunku bez oczekiwania zwrotu jest występujący w Indiach system obdarowywania dan tworzący asymetryczne relacje. Przedstawiciele wyższych kast podczas świeckich okazji lub świąt religijnych przekazują podarek osobom gorzej sytuowanym. Podarunki dan służą do przenoszenia niebezpiecznych i niepomyślnych zdarzeń losowych, takich jak choroba, śmierć i nieszczęście. Otrzymują je np. od pielgrzymów bramini zajmujący się rytuałami pogrzebowymi w Waranasi – takim prezentem może być cokolwiek, sam przedmiot nie jest wehikułem niepomyślności, ważna jest intencja.

System kastowy zmusza obdarowanego do przyjęcia daru. Zinstytucjonalizowany przepływ zatrutych podarków przyczynia się do utrwalenia dominacji klas wyższych. Opis tego mało przyjemnego zwyczaju ożywił na polu antropologii konkurencyjną wobec zasady wzajemności koncepcję „ducha daru” jako głównego napędu systemu obdarowywania. Mauss – w przeciwieństwie do Malinowskiego – uważał, że motywacja do obdarowywania płynie ze sfery duchowej, a nie z kalkulacji korzyści społecznych. Indyjski prezent dan byłby zatem nosicielem negatywnego ducha ofiarodawcy.

Szkicu o darze przywołany jest maoryski system wymiany kosztownych obiektów taonga, które są nosicielami magicznej, religijnej i duchowej mocy pierwotnego właś­ciciela. Obdarowanego spotka nieszczęś­cie, jeś­li nie przekaże prezentu dalej lub go nie zwróci swojemu darczyńcy. Dzięki mocy tkwiącej w podarku obowiązek wymiany zostaje podtrzymany, ale napędza go nie chęć przekazania komuś jakiegoś dobra, tylko lęk przed nieszczęściem. Pierre Bourdieu – francuski socjolog, antropolog i filozof, intelektualny spadkobierca Maussa – podkreślał w Medytacjach pascaliańskich dwoistą naturę obdarowywania.

Lubimy widzieć w tym akcie wyraz swojej bezinteresownej szczod­rości, ale jednocześnie nigdy do końca nie zapominamy o zasadach wzajemności, jakie stoją za tą praktyką. Kładąc prezenty pod choinką, jakoś przeczuwamy, że i nasze imię znajdzie się na którymś z pakunków. Według Bourdieugo rozwiązaniem tej podwójnej natury daru jest odroczenie w czasie podarku zwrotnego. Przez chwilę pojmujemy dar jako akt altruistyczny i przesłania nam to ogólną regułę wzajemności. Skupiamy się na kimś innym, pomijając tym samym własne oczekiwania. Nie trwa to jednak wiecznie. „Dar to nieszczęście” – mówi przysłowie Kabylów, berberyjskiego ludu zamieszkującego górzyste tereny Algierii. Wyraża ono obawę, jaką w obdarowanym może wzbudzić perspektywa oczekiwanego prezentu zwrotnego. Uświadomienie sobie tych sprzeczności pozwala jednak lepiej zrozumieć niejednoznaczny charakter tej różnorodnej i zarazem powszechnej dla całej ludzkości praktyki, jaką jest obdarowywanie się.

Czytaj również:

Między Oranje a Limpopo Między Oranje a Limpopo
i
rysunek: Magdalena Chmielewska
Marzenia o lepszym świecie

Między Oranje a Limpopo

Andrzej Polus

Piękno przyrody, bogactwo zasobów, bardzo długa i skomplikowana historia – z takich nitek utkany jest współczesny obraz południa Afryki.

Urodzony w stolicy Kenii, Nai­robi, brytyjski biolog Richard Dawkins (znany w Polsce przede wszystkim jako autor Samolubnego genu) lubi występować publicznie w koszulce z napisem „Wszyscy jesteśmy Afrykanami”, który ma podkreślać, że to z tego kontynentu homo ­sapiens rozprzestrzenił się na świat. Gdyby Dawkins chciał się wyrazić odrobinę precyzyjniej i zgodnie z najnowszymi odkryciami nauki, napis na jego T-shircie powinien brzmieć: „Wszyscy jesteśmy z Afryki Południowej”, a konkretnie z obszaru na południe od rzeki Zambezi. Jeś­li wziąć pod uwagę ustalenia archeologii, lingwistyki oraz badań genetycznych, z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że nasz gatunek pochodzi z Afryki Południowej, a nie Wschodniej, jak dotychczas sądzono.

Czytaj dalej