Duch daru
i
zdjęcie: Steven Kamenar/Unsplash
Pogoda ducha

Duch daru

Maciej Świetlik
Czyta się 9 minut

Dar wyzwala energię społeczną. Puszczony w obieg wzmacnia więzi, buduje zaufanie. Jest przeciwieństwem towaru – kupowanego albo sprzedawanego i w żaden sposób niezwiązanego z tworzeniem wspólnoty.

Purytańscy osadnicy, którzy przybywali do Ameryki Północnej od początków XVII w., z zadowoleniem przyjmowali dary od tamtejszych mieszkańców. Podczas kolejnych kontaktów odnotowywali jednak ze zdziwieniem, że tamci oczekują albo zwrotu podarunku, albo innego prezentu w zamian. Konfuzja była tak duża, że przyczyniła się do powstania pejoratywnego określenia „indiański ofiarodawca” przypisywanego tej osobie ze znajomych, która coś daje, licząc na rewanż, a jeszcze lepiej – na zysk. Pionierzy, którzy w pierwszych latach XIX w. wytyczyli lądowy szlak ze wschodu Ameryki Północnej na zachód do wybrzeży Pacyfiku, pisali w swoich pamiętnikach, że zrazu zasada obdarowywania wydawała się miła, ale potem nieraz woleli odrzucać prezenty, bo nie było ich stać na zrewanżowanie się czymś równie kosztownym. Gospodarzy poznawanych ziem postrzegali jako impertynentów o złodziejskiej naturze. Uprzedzenia wynikały z odmiennych koncepcji daru. Dla rdzennych mieszkańców Ameryki rozpoczyna on cykl społecznej wymiany, a cyrkulacja prezentów podtrzymuje więzi między obdarowującymi się stronami. Człowiek, który odmówi przyjęcia podarunku, ewentualnie przyjmie go, ale się nie odwdzięczy, jest uznawany za gbura niegodnego zaufania. Tymczasem Europejczycy, którzy już byli osadzeni w indywidualistycznej ideologii formującego się właśnie kapitalizmu, uważali dar za dobrowolny akt, który nie pociąga za sobą żadnych zobowiązań. Wzajemność

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Między Oranje a Limpopo
i
rysunek: Magdalena Chmielewska
Marzenia o lepszym świecie

Między Oranje a Limpopo

Andrzej Polus

Piękno przyrody, bogactwo zasobów, bardzo długa i skomplikowana historia – z takich nitek utkany jest współczesny obraz południa Afryki.

Urodzony w stolicy Kenii, Nai­robi, brytyjski biolog Richard Dawkins (znany w Polsce przede wszystkim jako autor Samolubnego genu) lubi występować publicznie w koszulce z napisem „Wszyscy jesteśmy Afrykanami”, który ma podkreślać, że to z tego kontynentu homo ­sapiens rozprzestrzenił się na świat. Gdyby Dawkins chciał się wyrazić odrobinę precyzyjniej i zgodnie z najnowszymi odkryciami nauki, napis na jego T-shircie powinien brzmieć: „Wszyscy jesteśmy z Afryki Południowej”, a konkretnie z obszaru na południe od rzeki Zambezi. Jeś­li wziąć pod uwagę ustalenia archeologii, lingwistyki oraz badań genetycznych, z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że nasz gatunek pochodzi z Afryki Południowej, a nie Wschodniej, jak dotychczas sądzono.

Czytaj dalej