Gigadynia
i
zdjęcie: Patrick Donnelly/Unsplash
Dobra strawa

Gigadynia

Ewa Pawlik
Czyta się 6 minut

Obecnie hodowaniem gigantycznych dyń zajmuje się w Polsce około stu hodowców. Najmłodszy ma lat osiem, najstarszy niemalże 10 razy więcej. Jakie osiągają efekty? Oszałamiające!

Zaczęło się prawdopodobnie w Ameryce, kilkadziesiąt lat temu. Trudno powiedzieć, bo brakuje wiarygodnych źródeł. Palmę pierwszeństwa przyznaje sobie wielu hodowców. W Europie są to wczesne lata 80. XX w. I podobnie jak w przypadku innej dobrej historii, na początku było słowo. W tym przypadku – obelżywe.

Kilku rolników z angielskiego Nottinghamshire spotkało się po dniu ciężkiej pracy w pubie. Po paru piwach wywiązała się kłótnia. Przedmiotem sporu były dynie. Jednemu z nich wyrósł tego roku niesamowicie dorodny okaz. Mężczyźni spierali się, który z nich byłby w stanie wyhodować jeszcze większy. O mały włos nie skończyło się śliwką pod okiem! Ale rok później Peter Glazebrook, dziś już legenda brytyjskiej sceny hodowców gigantycznych warzyw, zorganizował pierwsze zawody dyniowe. I się zaczęło!

Od tamt

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Babie lato u Babalskich
i
"Babie lato", Józef Chełmoński, 1875 r./MNW (domena publiczna)
Ziemia

Babie lato u Babalskich

Berenika Steinberg

Znowu zawitałam do Pokrzydowa, do gospodarstwa ekologicznego państwa Babalskich. Tym razem chcę porozmawiać z panem Mieczysławem o jesieni. Na szczęście na rozmowie się nie skończy.

Już na początku spot­kania pan Mieczysław zachęca mnie, bym skosztowała piołunu spod płotu. Próbuję. Jest gorzki jak śmierć, ale podobno zbawienny dla żołądka.

Czytaj dalej