Rozpieszczam zmysły borówkami, które jem garściami, piję koktajle w psychodelicznych odcieniach, wgryzam się w hojnie nadziane jagodzianki uginające się pod ciężarem maślanej kruszonki. Robię to szczerze, od ucha do ucha, ukazując uśmiech zabarwiony na fiołkowo.
Lipiec to najszczęśliwszy miesiąc roku. Czas, gdy na straganach pojawiają się leśne perły – jagody. Często sprzedawane w słoikach, by miały większe szanse przetrwać podróż nienaruszone. Po przetransportowaniu do domu trzeba je dobrze oczyścić z pozostałości lasu, starannie myjąc. Robię to bardzo delikatnie, ponieważ ich skórka jest cienka, a jagodowy sok wyjątkowo barwiący (R.I.P. wszystkie jasne T-shirty, w których piekłem jagodzianki). Coś za coś. Jagody dzięki mocy zawartych w nich składników mineralnych (selen! cynk! miedź! mangan!), glukokinin oraz witamin (C! A! B! PP!) regulują poziom