Rozpieszczam zmysły borówkami, które jem garściami, piję koktajle w psychodelicznych odcieniach, wgryzam się w hojnie nadziane jagodzianki uginające się pod ciężarem maślanej kruszonki. Robię to szczerze, od ucha do ucha, ukazując uśmiech zabarwiony na fiołkowo.
Lipiec to najszczęśliwszy miesiąc roku. Czas, gdy na straganach pojawiają się leśne perły – jagody. Często sprzedawane w słoikach, by miały większe szanse przetrwać podróż nienaruszone. Po przetransportowaniu do domu trzeba je dobrze oczyścić z pozostałości lasu, starannie myjąc. Robię to bardzo delikatnie, ponieważ ich skórka jest cienka, a jagodowy sok wyjątkowo barwiący (R.I.P. wszystkie jasne T-shirty, w których piekłem jagodzianki). Coś za coś. Jagody dzięki mocy zawartych w nich składników mineralnych (selen! cynk! miedź! mangan!), glukokinin oraz witamin (C! A! B! PP!) regulują poziom cholesterolu i cukru we krwi (ich sok nazywany bywa nawet roślinną insuliną). Co więcej, mają właściwości przeciwbakteryjne i antynowotworowe.
Chociaż surowe jagody są tak kwaśne, że pierwszy ich kontakt z kubkami smakowymi może być równie szokujący jak morsowanie w Bałtyku, to jednak do jedzenia tych owoców nie trzeba chyba nikogo zachęcać. Powszechnie wiadomo, że odrobina miodu lub cukru i śmietany tworzy balsam, w którym jagody taplają się wyjątkowo chętnie.
Ja zaczynam od ubicia kremówki na sztywną pianę. Dosładzam ją, dodaję szczyptę soli, a następnie garść jagód, które delikatnie mieszam ze śnieżnobiałym kremem. I wtem – czysta magia – zaczynają pojawiać się na nim purpurowe esy-floresy. Wykonuję tylko kilka ruchów. Nie chcę, by jagody zabarwiły całą śmietanę. W tym samym czasie grilluję lub podsmażam na maśle chałkę, na którą wykładam naprawdę solidny kleks jagodowego kremu. Ma być go tak dużo, że gdy wgryzę się w grzankę, zostanie go trochę na czubku mojego nosa.
Taką małą przyjemność można zamienić na wyszukany deser, słodki bałagan z Eton, a precyzyjniej – w tym przypadku – z Warszawy. Tradycyjnie Eton Mess podaje się z bezikami i truskawkami, ale jagody w zestawieniu z kwiatami lawendy sprawdzają się chyba jeszcze lepiej, wyraźniej kontrastując z mleczno-słodkim smakiem deseru. Ważne, by cały proces mieszania lawendowej śmietany z bezą i jagodami wykonać tuż przed podaniem. W przeciwnym razie mess namoknie i stanie się niekontrolowanym bałaganem.
Rozpieszczanie się nie ma końca. Nie jestem wielkim fanem pierogów na słodko, ale dla tych z jagodami robię zasadniczy wyjątek. Lubię owocowy farsz podkręcać kardamonem, który – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – nadaje mu bajeczny, orientalny powab niczym z Księgi tysiąca i jednej nocy. Kąsasz pierogi i czujesz się jak Szeherezada. To nie koniec atrakcji. Do dania podaję kleks ubitej kwaśnej śmietany osłodzonej miodem. Nie jest ona oczywiście tak puszysta jak kremówka, jednak doskonale wieńczy ten letni deser, obiad i… kolację – bo przecież pierogi z jagodami można jeść na okrągło.
Pomysły na dziwne, ale udane połączenia smakowe nachodzą mnie czasami w dość zaskakujących momentach. Pewnego razu zbierałem w lesie jagody, zjadając praktycznie wszystkie od razu. Aby sięgnąć po nie, trzeba nisko klęknąć, bo jagodowe owoce rosną na krzewach tuż nad ziemią, w okolicy mchu i grzybów. To właśnie wtedy zadałem sobie pytanie: dlaczego by nie zestawić jagód z tymi kapeluszowymi przyjaciółmi? Przecież tak dobrze się znają. Sama idea podania jagód w wersji wytrawnej nie jest niczym nowym. W kuchni skandynawskiej nieustannie używa się różnych owoców jagodowych do sosów serwowanych z mięsem. Opanowałem się i zacząłem wkładać jagody do słoika sinymi od soku palcami. Zrobiłem z nich mocno kwaśną konfiturę z wanilią. Była wspaniałym towarzystwem dla pasztetu grzybowo-orzechowego, dopełniając jego leśną historię.
Chociaż nie jestem specjalistą w robieniu nalewek, mam do powiedzenia kilka słów na temat jagodowo-tymiankowego kordiału. Rzecz jest bardzo prosta. Nadmiar jagód zalewam brandy lub calvadosem i dodaję kilka gałązek świeżego tymianku. Pozwalam miksturze odczekać swoje w dobrze zamkniętym słoju ulokowanym w ciemnym pomieszczeniu. Po miesiącu jej kolor powinien być ciemnofioletowy. Odcedzam dokładnie, nie naciskając na owoce, bo wtedy trunek wyjdzie mętny. Najlepiej smakuje jako dodatek do orzeźwiającego szprycera: z lodem, syropem cukrowym i bąbelkami.
Nic jednak nie może równać się jagodziankom, które w ostatnich latach przeżywają renesans, stając się synonimem letniej beztroski. Jeszcze niedawno cukiernie oferowały suche buły z naparstkiem fioletowej frużeliny, ukryte pod lichym lukrem – takie jak we wspomnieniach wczasów nad Bałtykiem – teraz natomiast prześcigają się w jagodowym przepychu. Powstają rankingi, smakosze wymieniają się plotkami, gdzie piecze się najsmaczniejsze, a Instagram zalewają zdjęcia kształtnych drożdżówek roniących purpurowe łzy. Nieskromnie powiem jednak – a co! – moje są najlepsze. Mają tę przewagę, że monitoruję cały proces ich przygotowywania. Zanurzam ręce w gładkim cieście, do którego przemycam łyżkę kwaśnej śmietany nadającej elastyczność. Rozciągam je i napycham jagodami po brzegi. Gdy rosną, ciasto jest tak cienkie, że można zobaczyć przez nie te leśne owoce. Ale nie na długo. Zasypuję drożdżówki irracjonalną ilością maślanej kruszonki, pod którą trudno coś dojrzeć. Potem mój ulubiony moment – pieczenie. Jagodzianki dynamicznie rosną w piekarniku, nabierając rumieńców, a przy tym wydzielają odurzający zapach drożdży, masła i komfortu – aromatu, który jest tak ciężki, że można by go ciąć i rozsmarowywać na grzance. Po upieczeniu ceremonialnie rozkrawam pierwszą jagodziankę, pokazując dumnie światu (i samemu sobie), jak hojnie jest nadziana. To jagodzianka lux – luksusowa, czyli taka, która barwi uśmiechy na fioletowo.
Jagodowo-lawendowy bałagan z Warszawy
(2–4 porcje)
Składniki:
120 ml kremówki 30%
4 gałązki lawendy oraz kwiaty do ozdobienia
100 g serka mascarpone
3 łyżki miodu
300 g jagód leśnych
4–5 małych bezików (około 30 g) pokruszonych na mniejsze kawałki
1. Kremówkę zagotuj (nie gotuj!) wraz z gałązkami lawendy. Odstaw od razu do całkowitego wystudzenia – w ten sposób zaromatyzujesz śmietanę kwiatowym smakiem. Wyjmij lawendę, a kremówkę mocno schłodź w lodówce przez minimum 8 godzin.
2. Kremówkę ubij z mascarpone i miodem, aż powstanie gęsta bita śmietana. Dodaj pokruszone beziki i jagody. Wmieszaj je kilkoma ruchami, tworząc purpurowe esy-floresy. Przełóż deser do pucharków i posyp kwiatami lawendy. Nie czekaj ani minuty z podaniem.
Rada:
Jeśli nie masz czasu na aromatyzowanie kremówki, dodaj po prostu kwiaty z dwóch gałązek do już ubitej śmietany.