Jak taniec pomógł mi myśleć, a myślenie – tańczyć? Jak taniec pomógł mi myśleć, a myślenie – tańczyć?
i
„Taneczny krąg", Franz von Stuck, 1910 r./MNW (domena publiczna)
Promienne zdrowie

Jak taniec pomógł mi myśleć, a myślenie – tańczyć?

Glory M. Liu
Czyta się 9 minut

Poprzez ruch w namacalny, fizyczny sposób można zrozumieć idee wolności, rozwoju i dobrego życia.

Zajmuję się filozofią polityczną i odkąd pamiętam, jestem tancerką. W pierwszej z tych dziedzin „praca” i „myślenie” mają wymiar w całości intelektualny, w drugiej zaś – wyłącznie fizyczny. Przez większą część kariery taniec i praca naukowa stanowiły dla mnie oddzielne, choć równie ważne sfery życia. Z biegiem lat coraz wyraźniej uświadamiałam sobie jednak, że wiele osób postrzega taniec jako mniej wartościowy rodzaj myślenia i pracy. W ich pojęciu jest on odwołującą się tylko do emocji aktywnością polegającą na bezkrytycznym, spontanicznym ruchu albo przedsięwzięciem czysto sportowym, które za jedyny cel ma przezwyciężanie fizycznych ograniczeń ciała.

Pogląd ten wyrasta moim zdaniem po części z głęboko zakorzenionych uprzedzeń wobec zawodów związanych z ciałem. W idealnym państwie opisywanym przez Arystotelesa w Polityce rzemieślnicy, rolnicy, handlarze i pozostałe osoby wiodące banauson bion – życie wypełnione pracą fizyczną i służebną – nie dysponują pełnią praw obywatelskich. Ludzie ci ze względu na swój sposób funkcjonowania nie mają czasu wolnego – koniecznego, by brać udział w rządach – ale ich praca jest niezbędna jako wsparcie dla tych, którzy dzierżą władzę. Do dziś dzielimy pracowników na „wysoko wykwalifikowanych” oraz „nisko wykwalifikowanych”. I błędnie zakładamy, że ludzie pracujący fizycznie oraz ci, których zajęcia są przede wszystkim umysłowe, nie mają sobie nawzajem zbyt wiele do zaoferowania.

Tancerze funkcjonują na granicy tego uprzedzenia. Ciało jest naszym głównym narzędziem – to za jego pomocą przyjmujemy, destylujemy i wyrażamy nieuchwytne, efemeryczne idee. Ale właśnie dlatego jesteśmy postrzegani również jako artyści uprawiający sztukę wysoką. To ta doskonale wyćwiczona umiejętność łączenia fizycznego z umysłowym sprawia, że taniec nie tylko jest możliwy, lecz także ma moc.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

My, tancerze i tancerki, poznajemy możliwości fizycznej ekspresji, pielęgnujemy tę wiedzę i przekazujemy ją dalej. Podobnie jak wiele innych osób zaczęłam tańczyć, gdy byłam bardzo młoda, i szybko weszłam w świat reguł, schematów oraz nawyków. Zaczynamy z lewą dłonią na drążku i odwracamy się do niego, by zmienić stronę. Kończymy w pozycji piątej, ale przechodzimy przez pierwszą. Przód, bok, tył, bok. Łokcie, nadgarstki, palce; pięta, podbicie, palce. Podczas nauki tańca uczysz się oddzielać ja od ciała, rezygnować ze sprawczości na rzecz struktury i estetycznych wymogów sztuki – niezależnie od tego, czy jest to taniec klasyczny, nowoczesny, czy jeszcze inny. Ale traktowanie tańca jako wyłącznie fizycznej formy, której podporządkowujemy swoją osobowość, niesie za sobą wiele problemów. Jak mówi Theresa Ruth Howard, amerykańska choreografka i autorka książek o tańcu: „Takie podejście romantyzuje dehumanizację ciała, przedstawiając je jako instrument, materiał podobny do gliny”. Zmienia ciało w narzędzie idei, przekonań oraz treści pochodzących z jakiegoś zewnętrznego źródła – od nauczyciela lub choreografa albo z naszego własnego wyobrażenia o wymaganiach danej techniki. Gdzie w takiej fizycznej praktyce tancerze mają znaleźć przestrzeń na wolność, na indywidualną sprawczość?

Kultywowanie sprawczości jest niezwyk­le istotne dla naszego fizycznego i psy­chicznego ja. Dość późno nauczyłam się doceniać autonomię w swojej karierze tanecznej, za to w naukowej całkiem wcześnie. Gdy w 2013 r. zaczynałam studia, wciąż tańczyłam i brałam udział w wystawianiu dzieł współczesnych, choć w ramach regularnych ćwiczeń nadal skupiałam się na tańcu klasycznym. Przeżyłam wiele kontuzji i przeszłam operację. Zaczęłam się bać, że moje ciało okres świetności ma już za sobą, że czas skończyć i znaleźć sobie inne zajęcie. Ale jeden moment na zajęciach z baletu sprawił, że zmieniłam zdanie.

Pewnego razu Muriel Maffre, była primabalerina San Francisco Ballet i moja ówczesna nauczycielka tańca klasycznego na Stanford University, podczas ćwiczeń poprosiła nas o uwagę i powiedziała: „Tancerki, nabierzcie nawyku przełamywania nawyków. Pokażcie, że to wy kierujecie waszymi ciałami”. Po chwili akompaniator odliczył do czterech i wróciłyśmy do battement tendu, ale te słowa rezonowały w moim umyśle i ciele do końca zajęć. Przez większość życia sądziłam, że taniec polega wyłącznie na wyrobieniu sobie określonych fizycznych nawyków – odruchów, które można odtwarzać bez udziału myśli, gdy tylko przekroczy się próg oddzielający „prawdziwy świat” od sali ćwiczeń. Dzięki radzie nauczycielki dostrzegłam jednak, że warto kwestionować niektóre latami wyrabiane przyzwyczajenia – zarówno te fizyczne, jak i umysłowe – a nawet się ich pozbywać. Nie znaczy to, że zapragnęłam wywrócić do góry nogami cały balet jako taki – jego organizację i kombinacje, słownik i gramatykę. Chodziło o to, by nawet najbardziej techniczne, sformalizowane jego struktury wypełnić własną sprawczością.

Analizowałam swoje ruchy, od największych skoków po najdrobniejsze gesty, zastanawiając się nad ich zasadą. Przeciąg­nięte port de bras w arabesque – ikonicznej pozie baleriny – sprawiało mi trudność: pozbawiało mnie równowagi, a jednak uważałam, że wygląda pięknie. Skąd brała się spójność tej figury? Z mojego mostka, z nogi, na której stałam, czy z koniuszków palców u rąk? Odkrywałam też, że to, co sprawiało wrażenie tików bądź odruchów, mam tak naprawdę pod kontrolą, ale stoi za tym długa fizyczna historia, którą muszę zbadać. Za mocno obciągałam palce stóp, nawet kiedy nie musiałam balansować. Z premedytacją odpuszczałam sobie dodatkowy obrót, chociaż miałam na niego siłę. Sądziłam, że patrzenie w dół to wybór stylistyczny, choć w rzeczywistości obserwowałam swoje stopy. Zaczęłam dostrzegać, że taniec inaczej realizuje się w moim ciele, a inaczej w ciałach pozostałych tancerek. Najprostsze ruchy, gesty i kroki mogą mieć tak wiele faktur i wyrażać tak wiele uczuć. Tendu – stwierdziłam – nie stanowi wyrazu podbicia mojej stopy, lecz wyraz oporu podłogi. W renversé – moim ulubionym kroku – chodzi zarówno o odpowiednią konfigurację nóg oraz rąk, jak i o ruch mojego ­ciała. Zamiast walczyć o wrażenie nieważkości, zaczęłam ćwiczyć poddawanie się grawitacji i ujarzmianie siły swojego ciężaru.

Odkrycie, że wszystko, co składa się na artyzm, jest przedmiotem wyboru, ogromnie mnie zainspirowało. Taniec stał się dla mnie fizyczną praktyką niezależnego, krytycznego myślenia – o wpojonych ideach, ukształtowanych nawykach, podstawowych przekonaniach i wyznawanych wartościach. Myślenia nie tylko o tańcu, lecz także o tym, co to znaczy być rozwijającą się istotą ludzką. Zrozumiałam wówczas, że moja praktyka taneczna oraz naukowa nierozerwalnie się ze sobą splatają i stanowią uzupełniające się sposoby zgłębiania zagadnień osobowości i dobrego życia. Wiedza, którą zdobyłam jako tancerka, fizycznie wyrażała idee autonomii i wolności, którymi zajmowałam się jako filozofka polityki. Moja praktyka taneczna była codziennym, prawdziwym i przede wszystkim fizycznym doświadczeniem tego, co znaczy móc kierować swoim życiem oraz potrafić je zmienić i postrzegać te umiejętności jako „świadectwo raczej naszej siły niż kruchości” – jak ujął to Rob Reich w wyda­nej w 2002 r. książce Bridging Liberalism and Multiculturalism in American Education (Łączenie liberalizmu i wielokulturowości w amerykańskiej edukacji).

Uczymy się poprzez ćwiczenie – powiedziała kiedyś amerykańska tancerka i choreografka Martha Graham. Nasza praktyka – zarówno fizyczna, jak i umysłowa – może być czymś dużo więcej niż rutynową pracą i wyrabianiem nawyków. Decydując się na wykonywanie „określonych precyzyjnych zestawów działań”, możemy osiągnąć „poczucie sensu istnienia, duchową satysfakcję”. Ucieleśniamy w ten sposób swoją autonomię i swoje człowieczeństwo.

Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 933/1963 r
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 933/1963 r

Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie Aeon.co. Tytuł i lead pochodzą od redakcji „Przekroju”.

Czytaj również:

Taneczna zaraza, czyli pierwsze rave party w historii Taneczna zaraza, czyli pierwsze rave party w historii
i
"Taniec weselny", 1623 r., Pieter Breughel Młodszy, Wikimedia Commons
Złap oddech

Taneczna zaraza, czyli pierwsze rave party w historii

Wojtek Antonów

Jak dbać o formę, gdy siłownie i kluby fitness są zamknięte na cztery spusty? Może najlepiej po prostu się wytańczyć? Wojtek Antonów zaprasza wszystkich spragnionych zabawy na pierwsze rave party w historii!

Strasburg – miasto tysiąca kościołów, siedziba Parlamentu Europejskiego i miejsce, które ponad 500 lat temu było świadkiem jednej z najdziwniejszych epidemii, jakie dotknęły ludzkość.

Czytaj dalej