
O nawykach – zarówno szkodliwych, jak i pożytecznych – oraz o tym, jak się ich pozbyć lub je ukształtować, mówi psychoterapeuta Paweł Malinowski.
Paweł Malinowski jest absolwentem medycyny, od 20 lat pracuje jako psychoterapeuta. Intryguje go starożytna klasyczna joga oraz wiele współczesnych dziedzin, które wywierają wpływ na rozwój indywidualny i społeczny, takich jak medycyna funkcjonalna, neuronauka, fizyka kwantowa czy sztuczna inteligencja. Jest autorem książki Umysł, ciało, duchowość. Drogi do zdrowia i rozwoju duchowego z perspektywy psychoterapeuty. Praktykuje też medytację i różne formy codziennej uważności.
Maria Hawranek: Czy udało się Panu ostatnio wykształcić jakiś pożyteczny nawyk?
Paweł Malinowski: Regularną aktywność fizyczną. Przez lata mi to nie wychodziło, odbywało się zrywami. Z wiekiem odczułem, że sprawności mi nie przybywa, a bardzo chciałem aktywnie spędzać czas z synem. Obejrzeliśmy kiedyś wspólnie film o pewnym Chińczyku, Wangu Deshunie, prowadzącym twórcze życie, który dopiero po pięćdziesiątce zajął się sportem, a od siedemdziesiątki – jak mówił – zabrał się już za ćwiczenia na serio. I osiągnął ogromną sprawność ruchową: jako blisko osiemdziesięciolatek zarzucał sobie wnuka na ramiona. To niesamowite, jeśli wziąć pod uwagę, że dla wielu ludzi w tym wieku sukcesem jest zrobienie zakupów i powrót do domu. Wtedy mocniej dotarło do mnie, że mam wpływ na to, jak będzie wyglądała moja starość. Pomijając oczywiście geny czy jakieś sytuacje losowe związane z urazami. Zapragnąłem, by moje ciało nie stało się balastem.
Zobaczył Pan jeden film i już?
Oczywiście, że nie! Z odległymi i trudno osiągalnymi celami jest tak, że trzeba sobie nimi od czasu do czasu machać przed oczami jak marchewką, a więc świadomie skupiać na nich uwagę, inaczej mała szansa, że je osiągniemy. Dlatego takich filmów dotyczących dbania o formę obejrzałem potem jeszcze wiele. Inspirowało mnie to, że ich bohaterowie tak dobrze czują się we własnym ciele. Zaczęliśmy z synem chodzić na ściankę wspinaczkową, oprócz niej jest tam również miejsce do ćwiczeń ogólnorozwojowych. Pasowało mi, że chodzimy razem, odpowiadała mi atmosfera tego miejsca – bo np. w klubach fitness tego nie czuję. Ważne jest dla mnie, że nie wprowadziliśmy sztywnego reżimu.
Jeśli nie mamy ochoty tam iść, to zastanawiamy się, co zamiast: poćwiczyć w domu? A może pojeździć na rowerze? Albo odpocząć? Ale też wstępnie sobie ustalamy, na kiedy przełożymy trening –