Jest piątkowy wieczór 2008 r., 29-letni żołnierz Justin Blazejewski idzie na pierwszy w życiu trening jogi. Niechętnie, ale obiecał współlokatorowi, że przyjdzie i już nie może się wykręcić.
Jeszcze dzień wcześniej mężczyzna nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że on, żołnierz piechoty morskiej, mógłby kiedykolwiek trenować „coś takiego”.
– Byłem twardym facetem, marine, myślałem, że joga to sport dla dziewczyn – opowiada. – Współlokator właściwie zaciągnął mnie tam siłą.
Dwie godziny później Justin już wie, że z jogi nie zrezygnuje.
– Pierwsza lekcja to było wyzwanie, pod koniec padłem na ziemię prawie martwy ze zmęczenia i właściwie to leżałem na ziemi w pozycji trupa. Ale poczułem coś, czego nie odczuwałem już od lat: spokój oraz ciszę. Zarówno