Kroić czy nie kroić (albo jak?) – oto jest pytanie! Wydawałoby się, że chleb to nie hummus i nie stanie się zarzewiem konfliktu. A jednak, gdy doszło do dyskusji o tym, jak z nim postępować, w pewnym zakątku Internetu zagotowało się jak w nagrzanym piecu albo tosterze. O tym, jak zmieniał się nasz stosunek do chleba i przedmiotów z nim związanych, pisze Olga Drenda.
Wszystko zaczęło się od nieporozumienia na tle chleba. Pewnego dnia na stronie Duchologia, gdzie publikuję rozmaite znaleziska z PRL-u i czasów transformacji, wybuchła zupełnie niespodziewana awantura dotycząca sposobu odkrawania kromek. Wydawałoby się, że chleb to coś, co powinno łączyć, a nie dzielić, jednak to właśnie on stał się zarzewiem niepokoju w tym raczej łagodnym zakątku Internetu.
Popatrzmy. Oto dwa zdjęcia z popularnego poradnika My i nasz dom Ireny Gumowskiej, wydanego nakładem Wiedzy Powszechnej, z roku 1957 (to zresztą już czwarta jego edycja, książka doczekała się też kolejnych wydań). Jedno przedstawia prawidłowy sposób krojenia chleba: poziomo na czystej deseczce („poprzednio opalony nad płomieniem gazowym” – przypomina doradczyni). Na drugiej ilustracji widzimy zbliżenie na dłonie odkrawające kromkę z bochenka trzymanego pionowo w powietrzu. Obrazek opatrzono adnotacją: „Tak nie należy krajać chleba”.
I tu właśnie wybuchła afera. „Krojenie na desce to komuszy wynalazek” – ogłosił pewien żarliwy antysystemowiec w komentarzach. „Czerwoni chcieli wymazać wszelkie przejawy tradycji”. Był raczej odosobniony w swojej obserwacji, choć zdarzyli się i tacy, którzy przyznali mu rację, doczytując się w pionowym krojeniu chleba istotnej wartości symbolicznej i staropolskiego zwyczaju, który chciano zastąpić krojeniem na desce, aktem prostackim i bezdusznym jak „retoryka zbyt parciana” u Zbigniewa Herberta. Uwodzicielski to obraz: sposób krojenia chleba jako akt oporu. Czy jednak nasz zaangażowany lustrator mógł mieć rację? Wszystko wskazuje