W jednej piaskownicy W jednej piaskownicy
i
rysunek: Joanna Grochocka
Pogoda ducha

W jednej piaskownicy

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Ten tekst zacznie się w sposób osobisty, ale osobisty zupełnie nie jest. Mówię tutaj o sobie tylko o tyle, że czuję – wiem z rozmów z ludźmi! –  że niejeden i niejedna z Was się w poniższym odnajdzie.

Otóż przeszedłem w życiu ewolucję w rozumieniu tego, czym są różnice, napięcia i konfrontacje między ludźmi. Kiedy dziś myślę o sobie dwudziestoletnim, widzę chłopaka, który miał skłonność (jak to młody człowiek) do konfrontowania się mocno i zasadniczo. Kiedy ktoś mnie wkurzył, kiedy się z kimś starłem albo poróżniłem, miałem tendencję do wchodzenia w biegunową, całkowitą opozycję. Opozycję totalną, jak byśmy dzisiaj powiedzieli. Ktoś miał inne poglądy niż ja czy po prostu nadepnął mi na odcisk? Moją odpowiedzią była totalna dezaprobata, niechęć gruntowna, sięgająca do spodu. Jeden punkt zapalny negował całą przestrzeń wspólną; nie widziałem nie tylko możliwego kompromisu, ale nawet miejsca spotkania. Najchętniej zupełnie zerwałbym relację. Nie wyobrażałem sobie, jak moglibyśmy dalej żyć pod jednym niebem, skoro aż tak się różnimy.

Kiedy zająłem się stoicyzmem, wielokrotnie mi wytykano, że takie zachowania są niestoickie. Oczywiście, to prawda. Ale z innego powodu, niż się wydaje.

Przeszedłszy tę ewolucję, stałem się innym człowiekiem – widzę to, czego nie dostrzegałem w młodości. Mianowicie takie zachowania nie muszą wcale wynikać z porywczości, emocjonalności czy innych stereotypowych cech niestoików.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Prawda jest inna i jak najbardziej stoicka, dotyczy bowiem postrzegania świata. A jest to przecież sam rdzeń stoicyzmu: to, jak reagujemy na świat, jest funkcją tego, jak go widzimy. Dwudziestoletni ja nie byłem bardziej „emocjonalny” niż teraz, natomiast postrzegałem świat bez jego wielu wymiarów, które rozumiem i czuję dopiero dzisiaj. Teraz widzę, że spierając się z kimś na jednej płaszczyźnie, mogę się z nim zgadzać w trzech innych. I wiem, że to jest kluczowa umiejętność międzyludzka i sens demokracji.

Napisałem „umiejętność” – ale właściwie jaka? Ująłbym to w ten sposób: chodzi o taką ekspresję niezgody (choćby radykalnej) i takie zarządzanie konfliktem (choćby gwałtownym), które nie zostawiają za sobą spalonej ziemi. To jest wyzwanie godne stoika i godne człowieka: umieć autentycznie się pokłócić, ale tak, by mieć dokąd wrócić. Nie jest sztuką „wyciągnąć wtyczkę” i strącić pionki z planszy. Każde dziecko potrafi z płaczem wybiec z piaskownicy, ale jako dorośli powinniśmy spierać się tak, żebyśmy wszyscy mogli się w niej zmieścić. W dorosłym życiu piaskownica jest bowiem tylko jedna.

Pięknie pisał o tym Jarosław Kuisz w Końcu pokoleń podległości. Jeżeli chcemy żyć jako dorośli ludzie w niepodległym państwie, to musimy stale pamiętać (to jest cecha ludzi dojrzałych i państw niepodległych), że jak bardzo byśmy się pokłócili, w jakikolwiek konflikt byśmy weszli, to i tak musimy nadal żyć obok siebie. Czy to znaczy, że mam dystansować się wobec własnych wartości lub udawać, że ich nie mam, w imię fałszywego symetryzmu? Właśnie nie! Natomiast muszę się uczyć ścierania z innymi wartościami, światopoglądami czy stylami życia w sposób, który nie pozostawi za sobą tylko zgliszcz. Bo nie ma planety B, musimy żyć obok siebie.

I nie o żadną „emocjonalność” tu chodzi. Jeżeli „emocjonalność” oznacza pasję do swoich ideałów i wierność im, to absolutnie nie powinniśmy jej tracić. Trzeba jednak nasze spojrzenie na świat umieć rozszerzyć na tyle, by móc zobaczyć, że w tych skomplikowanych oraz nieoczywistych kombinacjach i zakamarkach relacji międzyludzkich wszyscy możemy znaleźć miejsce. Istnienie poglądu przeciwnego mojemu może okazać się dla mnie małym skandalem metafizycznym (jeśli tak się nie stanie, to znaczy, że przestałem ufać własnym ideałom). Ale nie powinno być dla mnie skandalem, że istnieją ludzie, którzy ten pogląd wyznają.

Nauczyłem się tego, zmieniając się z „pięknego dwudziestoletniego” w nieco mniej pięknego czterdziestolatka. Wiem, że wielu innych też się tego nauczyło. Czy pojmiemy to jako społeczeństwo?

Tekst ukazał się pierwotnie pod tytułem „Konfrontacje”.

Czytaj również:

Basquiat. Jeszcze mokre płótno Basquiat. Jeszcze mokre płótno
i
Jean-Michel Basquiat, bez tytułu, 1982 © Estate of Jean-Michel Basquiat. Licensed by Artestar, Nowy Jork, zdjęcie dzięki uprzejmości muzeum Albertina.
Doznania

Basquiat. Jeszcze mokre płótno

Mateusz Demski

Miał 22 lata, gdy podbił świat (sztuki). Wyprzedzał swoją epokę. Do końca życia spotykał się z rasizmem i niezrozumieniem.

Licytacja zaczyna się od 57 mln dolarów. Sala pęka w szwach, w środku tłok nie do opisania; poza tym licytacje telefoniczne z całego świata. Na początku oferty padają ze wszystkich stron, po kilku minutach w aukcji biorą udział już tylko dwaj kupcy. Po ostrym pojedynku cena wywoławcza zostaje w końcu przebita prawie dwukrotnie.

Czytaj dalej