Ku pustce Ku pustce
i
Jedna z dwóch okładek manuskryptu przedstawiających Pięciu Transcendentnych Buddów, dar Nancy Wiener (domena publiczna)
Pogoda ducha

Ku pustce

Aleksandra Woźniak-Marchewka
Czyta się 10 minut

Gromadzenie rzeczy szczęścia nie daje, co innego wyzbycie się wszelkich pragnień! Tym, którzy w tym momencie westchną, że łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić, buddyzm oferuje instrukcję.

W kręgu kultury judeochrześcijańskiej postrzegamy życie jako linearne: rodzimy się, żyjemy, a po śmierci istniejemy – tylko bez powłoki cielesnej – w raju, czyśćcu bądź piekle. Tymczasem chociaż tradycji buddyjskich jest wiele i różnią się między sobą, zgadzają się one w jednej kwestii: czujące istoty są uwięzione w cyklicznej egzystencji. Gdy zakończymy nasze życie jako ludzie, odrodzimy się ponownie. O tym, czy znów wcielimy się w postać człowieka, czy może zwierzęcia albo ducha w stanie wiecznego głodu, zadecyduje suma naszych uczynków.

Przyjrzyjmy się Kołu Życia, które najlepiej obrazuje ten cykl. W samym centrum okręgu widzimy postacie trzech zwierząt: świni, węża i koguta. Każde z nich trzyma w pysku ogon kolejnego. To symbole trzech trucizn umysłu: niewiedzy, wrogości i przywiązania. Są połączone, bo jedna wynika z drugiej (choć istnieją również przedstawienia, w których świnia trzyma ogony obu zwierząt, ponieważ to niewiedza jest przyczyną wszystkiego). Okrąg otaczający tarczę ze zwierzętami składa się z dwóch części: lewej (jasnej) i prawej (ciemnej) – symbolizują one korzystne i niekorzystne odrodzenia.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Sziwa, Budda i inni Sziwa, Budda i inni
i
Hinduscy asceci na schodach do Gangesu w Waranasi w Indiach; zdjęcie: Mark Dozier/Shutterstock
Marzenia o lepszym świecie

Sziwa, Budda i inni

Maciej Wesołowski

Hindusi, muzułmanie, buddyści, sikhowie, dźiniści, chrześcijanie, zoroastrianie i żydzi, i jeszcze bahaici. Eremici, nauczyciele, święci mężowie, szarlatani… Życie religijne Indii jest różnorodne i bogate, a sama religia ma olbrzymi wpływ na prawie każdą dziedzinę życia.

Girlandy jaskrawopomarańczowych nagietków i aksamitek na ogrodzeniach, potężne billboardy z podobiznami świętych mężów, reklamy szkół religijnych i ośrodków medytacyjnych. Wokół mnie tysiące ludzi, na samym wydarzeniu – miliony. Stoją na chodnikach, ulicach, zwieszają się z balustrad, wspinają na okoliczne słupy. Naokoło miasta niekończące się miasteczka namiotowe. W 200-tysięcznym Haridwarze na północy Indii jest w tej chwili 5, 6, może nawet 7 mln pielgrzymów. Widać ich na każdym kroku. Ubrani w szafranowe szaty sadhus (święci, z sanskrytu: dobrzy ludzie), asceci, eremici, jogini… Przyjechali tu celebrować Kumbh Melę, czyli Święto Dzbana (naczynia, z którego leje się święta woda), najważniejsze wydarzenie religijne hinduizmu, rekordowe pod względem liczebności uczestników nie tylko w Indiach, lecz także na całym globie. Dość powiedzieć, że podczas wielkiej Kumbh Meli w 2001 r. w Prajagradźu (dawniej Allahabadzie) świętowało 70 mln ludzi, a 18 lat później – aż 120 mln. Należy jednak zaznaczyć, że to suma wszystkich pielgrzymów, którzy przewinęli się przez miasto w ciągu dwóch miesięcy. Nie bez przyczyny Święto Dzbana nazywane jest największym zgromadzeniem religijnym w historii ludzkości.

Czytaj dalej