Kwadratura koła Kwadratura koła
i
Mandala Hayagriva, malunek z klasztoru Kungri, źródło: Wikimedia Commons
Pogoda ducha

Kwadratura koła

Agnieszka Rostkowska
Czyta się 11 minut

Są zarazem formą i narzędziem medytacji, jak i symbolicznym odzwiercied­leniem porzą­dku wszechświata. Carl ­Gustav Jung zalecał tworzenie mandali swoim pacjentom. Dziś coraz częś­ciej sto­s­uje się je w arteterapii jako metodę przywracania życiowej równowagi.

Agnieszka Rostkowska: Od kiedy ludzie tworzą mandale?

Luiza Poreda: Myślę, że od zawsze. Za pierwszą mandalę można uznać jedno z malowideł naskalnych z epoki paleolitu – obok przedstawień zwierząt i innych elementów przyrody archeolodzy odkryli rysunek koła z kropką w środku. Przypuszczalnie człowiek próbował w ten sposób ująć w całość otaczającą go rzeczywistość: przedstawił ją jako koło, a siebie samego jako punkt w środku. Możemy się zastanawiać, czy nie był to zatem pierwszy przejaw samoświadomości człowieka, który dostrzegł siebie jako część świata. Wybrał koło, najprawdopodobniej odnosząc je do kulistej formy słońca, które było przez ludzi czczone jako bóstwo. Koło i owalne wzory można odnaleźć na wielu malowid­łach prehistorycznych w Afryce, Europie czy Ameryce Północnej. Nawiązania do koła jako najbardziej doskonałego kształtu występują w kolejnych epokach – od filozofii starożytnej i średniowiecznej aż po Leonarda da Vinci, który swojego człowieka witruwiańskiego wpisał w okrąg – oraz w różnych kulturach, u rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej, Celtów czy wśród Słowian.

Termin „mandala” wywodzi się z sanskrytu, w którym oznacza właśnie „koło”. Czy mandala zawsze jest rysunkiem bądź obrazem w kształcie koła?

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nie, może być płaskorzeźbą, rzeźbą czy elementem architektury – spójrzmy na ­gotyckie rozety kościelne. W szerszym rozumieniu może być też doświadczeniem, np. tańcem w kole, jak izraelska hora chadera czy wirowanie derwiszy, które ma też wymiar mistyczny. Mandala jest również narzędziem medytacji.

Tak samo jak jantry, czyli geometryczne figury mające szczególne znaczenie w hinduizmie i tantryzmie?

Jantry są symbolami tzw. świętej geo­metrii, która stanowi zbiór starożytnych wzorów będących w religiach wschodnich reprezentacją boskiej energii wszechświata i kosmicznego porządku. Jedną z najważniejszych jest Śri Jantra, utworzona przez dziewięć połączonych trójkątów: czterech skierowanych w górę, symbolizujących boga Sziwę i energię męską, oraz pięć skierowanych w dół, reprezentujących boginię Śakti i energię żeńską. Nakładając się na siebie, łącznie tworzą 43 trójkąty – sieć odzwierciedlającą cały wszechświat, z umieszczonym na środku punktem bindu jako centrum kosmosu. Jest ona otoczona dwoma okręgami, w które wpisano płatki lotosu, najbardziej charakterystyczny element mandali hinduistycznych. Całość obramowano kwadratem symbolizującym świątynię z czterema bramami wychodzącymi na główne kierunki świata.

Jantry są wykorzystywane do medytacji. Można się w nie wpatrywać, co pomaga wyciszyć umysł i buduje równowagę psychiczną, albo je rysować, a to wymaga sporej precyzji i rozwija umiejętność koncentracji oraz zdolności kognitywne.

Jantra – miedziana tabliczka medytacyjna, Indie, XIX w./zdjęcie: Wellcome Images (CC BY 4.0)
Jantra – miedziana tabliczka medytacyjna, Indie, XIX w./zdjęcie: Wellcome Images (CC BY 4.0)

Element koła i kwadratu zawsze występuje też w mandalach buddyjskich.

W buddyzmie, zwłaszcza tybetańskim, koło symbolizuje wszechświat i nieskończoność, a kwadrat – życie ziemskie. Dlatego w tych mandalach kwadrat zwykle wpisuje się w okrąg, co przedstawia porządek świata. W buddyjskich mandalach nic nie jest przypadkowe: kolory, elementy oraz ich rozmieszczenie mają odzwierciedlać rzeczywistość i rządzące nią prawa. W centrum, które stanowi jednocześnie początek i koniec całego układu, najczęściej jest stupa, czyli budowla sakralna, materialna reprezentacja oświecenia, ukazana na płas­kim planie – z lotu ptaka – więc na pierwszy rzut oka trudno ją rozpoznać. Mandale te zawierają też elementy figuratywne, np. postaci Buddy, czy kwiaty lotosu symbolizujące m.in. odrodzenie i czystość.

Buddyjskie mandale mogą być tkane, malowane, ale też usypywane – te ostatnie niemal natychmiast po usypaniu się niszczy. Dlaczego?

To szczególny typ mandali wykonywanych z drobno zmielonej mąki ryżowej bądź piasku, barwionych na wyraziste kolory. W dzisiejszych czasach różnie z tym bywa, ale zgodnie z tradycją ich usypywaniem zajmują się jedynie mnisi. Tworzą oni taką mandalę przez wiele dni, po czym ją niszczą. Jej usypywanie jest rodzajem modlitwy, a niszczenie – praktyką nieprzywiązywania się i ma ogromne znaczenie transformacyjne w rozwoju duchowym. To również forma medytacji, która pokazuje, że z perspektywy kosmicznej nasze istnienie trwa zaledwie moment; jesteśmy jak te kolorowe ziarenka, które można zdmuchnąć w ułamku sekundy.

A co człowiekowi Zachodu, który nie jest buddystą ani nawet nie medytuje, może dać tworzenie mandali?

Medytacja kojarzy nam się ze Wschodem, bo stamtąd do nas przyszła. Ale ludzie medytowali wszędzie, niezależnie od wyznawanej religii czy kręgu kulturowego. Siadali pod drzewem, żeby odetchnąć, albo nad brzegiem morza, by poobserwować fale – to też jest medytacja. A jej aktywnymi formami mogą być taniec, śpiew czy właśnie rysowanie mandali. Mandale pozwalają odciąć się od nadmiaru bodźców i myśli, być w „tu i teraz”. I mogą pomóc nawiązać głębszy kontakt z samym sobą – swoimi emocjami, a nawet tym, co ukryte w nieświadomości.

Ten aspekt ponownego skontaktowania świadomości z nieświadomością zafascynował Carla Gustava Junga. Dostrzegł on w mandalach narzędzie psychoterapeutyczne.

Jung interesował się kulturą Wschodu, a tworzenie mandali dla niego samego stało się metodą wyjścia z kryzysu psychicznego. Jako lekarz wojskowy w czasie pierwszej wojny światowej tworzył mandale, żeby oderwać się od wojennej rzeczywistości. Podobno przez wiele miesięcy malował je codziennie, każdego dnia nową, odnoszącą się do danej chwili i odczuwanych emocji. W ten sposób osobiś­cie doświadczył ich terapeutycznego działania. W późniejszych latach zaczął stosować tworzenie mandali w psychoterapii, pracując ze swoimi pacjentami. Zachęcał ich do rysowania emocjami, próby wyrażenia ich za pomocą zamkniętego w kole rysunku powstającego spontanicznie, bez planowania kształtów czy kolorów. Dokładne studium przypadku jednej z pacjentek, wraz z opisami malowanych przez nią mandali, zamieścił w książce Mandala. Symbolika człowieka doskonałego.

Luiza Poreda ze stworzoną przez siebie mandalą, źródło: archiwum prywatne Luizy Poredy
Luiza Poreda ze stworzoną przez siebie mandalą, źródło: archiwum prywatne Luizy Poredy

Czyli dziele, które zostało dość chłodno przyjęte. Jungowi zarzucano, że miesza porządki, z nonszalancką wręcz swobodą przechodząc od neuroanatomii – np. związku mandali z jaźnią, która według niego znajdowała się w pniu mózgu – do wschodnich systemów religijnych.

Mandala. Symbolika człowieka doskonałego jest najmniej znaną i najmniej szanowaną książką w jego dorobku. Odwołując się do funkcji, jakie mandale pełnią w kulturach Wschodu, Jung wprowadził je do swojej pracy z pacjentami, ale ówcześni psychoanalitycy uznali, że ta metoda jest mało precyzyjna, a fascynacja wschodnimi kulturami i religiami, jaką Jung przejawiał pod koniec życia, ich drażniła. We wspomnianej książce Jung opisał swoje obserwacje poczynione podczas pracy terapeutycznej. W pewnych stadiach psychoterapii pacjenci zaczynali spontanicznie rysować okrągłe kształty. Zdaniem Junga ów wybór odzwierciedlał dążenie osoby będącej w kryzysie psychicznym do integracji trudnych doświadczeń. U osób ze schizofrenią, które przechodziły epizod psychotyczny, określił to mianem ochrony przed rozpadem osobowości. Jung uznał, że rysowanie mandali jest przejawem dąże­nia psychiki do uzdrowienia – zarówno u dorosłych, jak i u dzieci, które np. przeżywały rozwód rodziców. Wszy­s­cy doświadczamy różnorakich trudnoś­ci i musimy sprostać wielu codziennym wyzwaniom, tworzenie mandali może być więc pomocne dla każdego i na każdym etapie życia. Ja stworzyłam swoją pierwszą mandalę, kiedy leżałam w domu chora na anginę, co bardzo źle znosiłam psychicznie. Rysowałam ją przez wiele godzin i to przyniosło mi niesamowitą ulgę.

Oddałaś wtedy płótnu wszystkie trudne emocje, tak jak robi się to w arteterapii, m.in. w Vedic Art?

Celem Vedic Art jest „wylanie” z siebie emocji – często szerokim, ekspresyjnym gestem – za pomocą dowolnych abstrakcyjnych form czy po prostu spontanicznie nakładanych plam koloru. Natomiast w mandali pieczołowicie tworzymy skomplikowane nierzadko wzory – praktykując przy okazji głębokie skupienie, precyzję – w ciszy i przez wiele godzin. Mój sposób tworzenia mandali jest próbą połączenia metody jungowskiej z surrealistycznym zapisem automatycznym. Surrealiści pisali tak głównie teksty: siadając przed pus­tą kartką, usiłowali nie myśleć o słowach wychodzących spod ich pióra. Chcieli oderwać się od porządkującego umysłu i wejść w stan, w którym ręka prowadzona jest bardziej odczuwaniem, emocjami, rodzajem intuicji. Próbowali dotrzeć w ten sposób do miejsca na styku snu i jawy – tego, co rzeczywiste, i tego, co odrealnione. Właśnie tam miały się skrywać tajemnice nieświadomości. Wierzę, że podobna praca z mandalą pozwala dotrzeć do ukrytych treści naszego umysłu.

Jung podał w swojej książce interpretacje mandali stworzonych przez pacjentów, zamieścił nawet tabele z objaś­nieniami symboli i archetypów. Jednocześnie zaznaczał, że ostateczna interpretacja może należeć tylko do autora. Naprawdę wyłącznie my sami jesteśmy w stanie trafnie zinterpretować naszą mandalę?

Uważam, że tak, a w tym przekonaniu utwierdzają mnie każde zajęcia, które prowadzę. Od kilku lat uczę innych malowania mandali. Rozpoczynam zawsze od podstaw technicznych, bo najpierw za pomocą linijki trzeba wyznaczyć punkt środkowy, wyrysować cyrklem okręgi i podzielić je kątomierzem na równe częś­ci. Dopiero po skonstruowaniu takiego geometrycznego szkieletu możemy rozpocząć tworzenie intuicyjne. Pamiętam, jak na jednym z warsztatów zjawiła się uczestniczka z nogą w ortezie. Miała już za sobą operację kolana i czekała ją jeszcze długa rehabilitacja – wszystko przez wypadek samochodowy. Nie wiedziała, co chce namalować. Poprosiłam ją, by ­zamiast zastanawiać się nad koncepcją, po prostu zaczęła tworzyć. Namalowała zupełnie abstrakcyjną mandalę, wzory koncentrycznie rozkładające się po okręgach. Długo się w nie wpatrywała, po czym powiedziała: „Luiza, ja nie wierzę w to, co wymalowałam! Spójrz, przecież te trójkąty są kawałkami rozbitych szyb auta – szkłem, które wbiło mi się w nogę!”. I objaśniała mi – a tak naprawdę sobie – element po elemencie. Każdy z nich związany był z jej wypadkiem. Interpretacja mandali może być procesem trwającym wiele miesięcy albo nawet lat. Sam Jung też długo wpatrywał się w stworzone przez siebie mandale, kontemplował je. To jak podróż po meandrach własnej psychiki. Chodzi o to, by przyglądając się mandali, zastanowić się nad tym, jak ją odbieramy, z czym nam się kojarzy i dlaczego. By podać najprostszy przykład: jeśli w centrum umieściłam żółte słońce, to podstawowe pytania, które bym sobie zadała, to jakie mam odczucia i wspomnienia związane ze słońcem i z żółtym kolorem oraz czemu właśnie teraz do nich wróciłam – może kojarzą mi się z dzieciństwem, wakacjami i beztroską, za którymi tęsknię?

Tyle że tutaj już nie polegamy na intui­cji, ale racjonalizujemy.

W procesie interpretacji musi pojawić się racjonalizowanie, bo odwołujemy się do swojej pamięci i bardzo osobistych skojarzeń. Ważne, żeby nie zacząć nadinterpretowywać oraz odrzucić gotowe rozwiązania, które oferuje nam Internet – nie wpisujmy w wyszukiwarkę, co oznacza dany kolor, symbol czy liczba wymalowanych elementów, bo to nas nie przybliży do interpretacji, ale od niej oddali. Najlepiej po prostu powiesić mandalę na ścianie. Mimowolnie zatrzymując na niej wzrok, być może przypomnimy sobie nagle jakieś wydarzenie, które będzie dla nas ważną informacją. Samo namalowanie mandali jest często dopiero początkiem procesu.

A jeśli nie pojawią się żadne skojarzenia? Mamy iść ze swoją mandalą do psychoterapeuty, żeby pomógł nam ją zinterpretować?

Jeżeli jesteśmy w trakcie terapii, to spojrzenie specjalisty może być pomocne. Jednak mandala prowadzi nas w nieco innym kierunku – w stronę szukania odpowiedzi w sobie. To wydaje się trudne, bo zachodnie systemy edukacyjne, które w znacznej mierze nas kształtują, stawiają na gotowe, usystematyzowane rozwiązania. A mandala jest po prostu przyglądaniem się sobie samemu, zupełnie jak medytacja, w trakcie której przecież nikt nie tłumaczy nam pojawiających się w naszej głowie myśli.

fragment mandali Luizy Poredy, źródło: archiwum prywatne Luizy Poredy
fragment mandali Luizy Poredy, źródło: archiwum prywatne Luizy Poredy

Na ile trzeba umieć malować, żeby móc stworzyć mandalę?

Według mnie nie ma ludzi, którzy nie potrafią malować. To znów jest tylko kwestia naszej oceny. Boimy się tworzyć, bo wychodzimy z założenia, że nie sprostamy obowiązującym wzorcom piękna, kanonom narzucanym przez szkoły artystyczne i akademie sztuk pięknych. A zwróćmy uwagę, jak wielu malarzy zyskało sławę właśnie dlatego, że podważyli obowiązujące reguły, chociażby Pablo Picasso czy Vincent van Gogh. W mandali przesuwamy uwagę z tego, co inni uważają za piękne, na to, co chcemy wyrazić, czyli na piękno wynikające z autentyczności.

A czy mandale możemy tworzyć bez zagłębiania się w siebie, dla czystej przyjemności lub odpoczynku?

Oczywiście, mandale są też zabawą i radoś­cią! Mogą być sposobem na redukcję stresu. W sprzedaży są kolorowanki, nazywane „antystresowymi”, z gotowymi szablonami. To rodzaj ułatwionej pracy z mandalą, nie musimy sami tworzyć jej szkieletu przy użyciu linijki, cyrkla i kątomierza, ale nadal to my wybieramy kolory i dorysowujemy różne elementy. Działanie na psychikę może być równie zbawienne.

A co ze wspólnym tworzeniem mandali? Kolektywne układanie z gałązek, liści i kwiatów stało się elementem tzw. kąpieli leśnych – shinrin-yoku, czyli uważnych, grupowych spacerów po lesie. Jakie to przynosi korzyści?

Na Wschodzie, gdzie właśnie wspólnotowość, a nie indywidualizm odgrywa kluczową rolę w życiu ludzi, tworzenie mandali często jest procesem kolektywnym. To buduje więzi społeczne; poczucie, że nie jesteśmy sami, daje wsparcie. Rok temu, tuż po wybuchu wojny w Ukrainie, zostałam poproszona przez jeden z warszawskich domów kultury o poprowadzenie warsztatu, w ramach którego mieszkańcy dzielnicy oraz uchodźcy z Ukrainy wspólnie będą mogli stworzyć niebiesko-żółtą mandalę. Zebraliśmy się wokół dużego płótna, które położyliśmy na stole i zaczęliśmy razem na nim malować. Nawiązały się nad tą pracą rozmowy o wojnie i strachu, momentami płynęły łzy. Nasza mandala była malowana emocjami – pomogła ludziom je wyrazić i przeżyć. Do dziś wisi w tym domu kultury.

Czyli znowu – porządkowanie chaosu.

Chaosu, który przychodzi z zewnątrz, ale to wewnątrz musimy go sobie jakoś poukładać, żeby móc dalej żyć w obliczu coraz trudniejszych wydarzeń. Mandala jest narzędziem, które pomaga ustanowić wewnętrzny porządek. Bez względu na to, czego doświadczasz, możesz zatrzymać się, usiąść i to wymalować. W tym sensie mandala jest jak autoportret łapiący coś niezwykle ulotnego – mikrokosmos, którym jest każdy z nas.

zdjęcie: archiwum prywatne Luizy Poredy
zdjęcie: archiwum prywatne Luizy Poredy

Luiza Poreda:

Filozofka sztuki i kulturoznawczyni, od przeszło 20 lat zawodowo zajmuje się malarstwem oraz rysunkiem. Od ponad dekady tworzy mandale, opierając się na metodzie Junga i surrealistycznym zapisie automatycznym.

Czytaj również:

O złotym środku O złotym środku
i
„Fryz Beethovena” (fragment z prawej ściany), Gustav Klimt, 1902 r./WikiArt (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

O złotym środku

Między nadmiarem a niedostatkiem
Arystoteles

Dzielność etyczna jest trwałą dyspozycją, polegającą na zachowywaniu średniej miary, którą określa rozum, i to w sposób, w jaki by ją określił człowiek rozsądny.

Idzie tu o średnią miarę pomiędzy dwoma błędami, tj. między nadmiarem a niedostatkiem, owe błędy bądź nie dochodzą do tego, co jest właściwe, bądź poza tę granicę wykraczają.

Czytaj dalej