Każdy sport ma swoje gwiazdy – te mniejsze i te największe. Nie inaczej jest w świecie snowboardingu, w którym Travis Rice i jego ekipa są najjaśniejszą konstelacją, od lat wyznaczającą poziom tego, co człowiek może zrobić na desce. Choć nie występują na igrzyskach olimpijskich i w pucharze świata, to ich wyczyny – uwiecznione przez najlepszych twórców filmów o sportach ekstremalnych – rozpalają wyobraźnię milionów fanów na całym świecie.
Filmów snowboardowych nie kręci się w ciągu miesiąca, sezonu czy nawet dwóch lat. W 2008 r. premierę miał That’s It, That’s All, który był trzęsieniem ziemi nie tylko jeśli chodzi o produkcje pokazujące jazdę na desce, lecz także w ogóle w kategorii filmów sportowych. Curt Morgan i jego Brain Farm weszli w góry ze sprzętem, jakiego tam jeszcze nie było, kręcąc stabilne, panoramiczne ujęcia. Wykorzystali nowatorskie systemy żyroskopowe i najnowsze kamery, wcześniej zarezerwowane do pracy nad wysokobudżetowymi reklamami.
Występujący w filmie Travis Rice i grupa jego przyjaciół także stanęli na wysokości zadania, demonstrując całkiem nowy poziom jazdy w wysokich górach. I gdy wydawało się, że przez długie lata nikt nie podniesie tak wysoko zawieszonej poprzeczki, w grudniu 2011 r. odbyła się premiera kolejnego filmu tej sprawdzonej w akcji ekipy – The Art of Flight (Sztuka latania). „W większości przypadków filmy snowboardowe to tzw. snow-porn: sieczka tricków, głośna muzyka i jeszcze więcej sztuczek. Ja to szanuję, ale koniecznie chcieliśmy zrobić coś więcej” – wspomina Travis kulisy powstania obrazu The Art of Flight, porównywanego do najlepszych produkcji National Geographic czy BBC.
Połączenie możliwości produkcyjnych Red Bull Media House i Brain Farm, niespotykany wcześniej budżet i zaangażowanie najlepszych na świecie snowboarderów pozwoliły na stworzenie filmu, który z zapartym tchem oglądali zarówno entuzjaści jazdy na desce, jak i ci, którzy snowboardu nie mieli wcześniej na nogach. Zdjęcia kręcono na Alasce i w Kanadzie, a najbardziej niesamowite ujęcia pochodzą z Patagonii – Rice uparł się, aby jego ekipa była pierwszą, która będzie jeździć po tamtejszych lodowcach. Gdy zaproponował lokalnemu pilotowi, aby zabrał ich na południe Chile najdalej jak się tylko da, usłyszał w odpowiedzi: „Z jakiej ty planety przyleciałeś, synu?”. Na ogół jednak, gdy Travis Rice coś sobie wbije do głowy, plan przeradza się w działanie, a ekipa Art of Flight mogła się cieszyć dziewiczymi zjazdami po lodowych górach Patagonii.
Na ostatnią część zapowiadanej trylogii, film The Fourth Phase, musieliśmy czekać ponad cztery lata. Dlaczego tak długo? „Od ponad 10 lat interesuję się badaniami zachowań wody prowadzonymi przez dr. Gerarda Pollacka – opowiada Travis. – Postanowiłem nakręcić ten film, śledząc cykl przemieszczania się mas wodnych według jego teorii. Wspólnie z dr. Pollackiem stworzyliśmy mapę pokazującą, w jaki sposób odbywa się cyrkulacja wody nad północnym Pacyfikiem. Pełen cykl zamyka się w trzech latach i jest to jeden z powodów, dla których produkcja filmu trwała tyle czasu”. Symboliczna podróż za przemieszczającymi się masami wody wyznaczyła bardzo ciekawą trasę: zaczyna się ona w Jackson Hole, prowadzi przez Alaskę, następnie przez znaną z najlepszego na świecie puchu Japonię oraz niedostępną i niezdobytą przez snow-boarderów Kamczatkę, by powrócić na kontynent północnoamerykański.
„Woda jest czymś nieodłącznie związanym ze snowboardem. Według teorii dr. Pollacka oprócz trzech znanych stanów skupienia wody: ciekłego, stałego i gazowego, jest też czwarty, który ma wyjątkowe właściwości. Tym czwartym, tak ważnym stanem jest właśnie śnieżny puch i dlatego film zatytułowano The Fourth Phase” – tłumaczy Rice i przyznaje, że był to najtrudniejszy projekt, z jakim się do tej pory zmierzył. „W przeszłości skupialiśmy się głównie na tym, że fajnie jest jeździć na desce. Tym razem historia jest znacznie bardziej osobista, chcieliśmy pokazać więcej emocji towarzyszących naszej podróży” – podsumowuje. Rzeczywiście The Fourth Phase to obraz w dużo większym stopniu stonowany niż poprzednie filmy.
„Różnica pomiędzy pracą nad zwykłym filmem a snowboardowym dokumentem polega na tym, że przy tym pierwszym pracujesz według scenariusza i wszystko masz zaplanowane. W przypadku zderzenia z naturą i indywidualistami, takimi jak występujący w filmie zawodnicy, otrzymujemy równanie z samymi niewiadomymi” – śmieje się Curt Morgan, autor zdjęć do The Fourth Phase. Na szczęście Travis jest typem człowieka, który ma zawsze przygotowany plan B, a jeśli trzeba, to wymyśli także plan C. Kiedy grupa utknęła na Kamczatce, nie mogąc polecieć na Wyspy Kurylskie, szybko zorganizował zastępcze atrakcje w postaci… surfingu na falach Morza Beringa. „Kamczatka jest miejscem, które najbardziej utkwiło nam w pamięci. Od początku wszystko tam było przygodą – wspomina Rice. – Śmigłowiec, który mieliśmy do dyspozycji, był sprawdzonym rosyjskim Mi-8, którego – przyznaję – baliśmy się na początku, jednak ostatecznie pokochaliśmy szczerą miłością. Możesz zabrać do środka ponad 10 osób i jeszcze tonę sprzętu, niesamowite!”
Gdy podczas jednego z lotów rozpoznawczych Travis zauważył na morzu charakterystyczne i nadające się do surfowania fale, decyzja została podjęta w 30 s. Maszyna wylądowała na plaży, a chłopcy, którzy „przypadkiem” mieli w wyposażeniu kilka desek surfingowych i najgrubsze z możliwych pianki neoprenowe, zaczęli zabawę w lodowatej wodzie. Kiedy dowiedzieli się, że byli pierwszymi, którzy w tym miejscu pływali na deskach, postanowili nadać plaży nazwę: „Miejscówkę nazwaliśmy Bearskins, czyli skóra z niedźwiedzia. Wszystko z powodu spotkanego na plaży myśliwego, który nie wiadomo skąd się tam wziął, bo do najbliższej miejscowości było ponad 50 km. Ubrany w wojskową kurtkę, z rozbieganymi oczami zaproponował nam skórę niedźwiedzia grizzly za butelkę wódki – śmieje się Travis. – Niestety, byliśmy kompletnie nieprzygotowani do zawarcia tej jedynej w swoim rodzaju transakcji”. Do końca pobytu w Rosji ekipa zawsze miała przy sobie przynajmniej dwie butelki miejscowej ambrozji, lecz podobna okazja już się nie powtórzyła.
Spotkany w Paryżu po europejskiej premierze The Fourth Phase w październiku tego roku, rozluźniony Travis powiedział szczerze: „Ten film był mi bardzo potrzebny. Choć kocham przebywać z całym moim cyrkiem, to cieszę się, że mamy to już za sobą. Podążając za cyklem cyrkulacji wody, przeżyliśmy wyjątkowe chwile, które wszystkich nas zmieniły, lecz pozwoliły także wrócić do punktu wyjścia. Rozpocząć nowy cykl”. Rice słynie z podobnych cytatów: „Nie znamy swoich możliwości, dopóki nie poznamy ich granic” czy „Poszukiwanie to ciągłe marzenie, że jest coś więcej”. Znany jest także z poczucia humoru i dystansu do samego siebie: „Czasem przed kamerą wychodzą mi takie okrągłe zdania – to wyraźny znak, że muszę od tego wszystkiego odpocząć!” – kończy, wybuchając śmiechem.
Przepis na udany wypoczynek? „W tym sezonie będę praktykował coś, co nazwałem antyplanem – będę odrzucał wszelkie misternie przygotowane propozycje i zobaczymy, gdzie wiatr mnie zaniesie”.