Kiedy uświadomimy sobie, jak maleńcy jesteśmy na tle wszechświata, łatwo możemy popaść w melancholię. Jak znaleźć sposób na kosmiczne bolączki?
Kto nigdy nie patrzył w niebo i nie czuł się przy nim mały? Uświadomienie sobie własnej znikomości wobec bezmiaru wszechświata może wywołać w nas niepokój. Nie musi jednak prowadzić w otchłań egzystencjalnej rozpaczy – wystarczy zastosować się do rad astronomki Michelle Thaller.
Bezmiar wszechświata
Thaller pojawiła się niedawno w odcinku internetowego podcastu Meditative Story. Tym, którzy o nim nie słyszeli, wyjaśniam, że jest to seria łącząca prowadzoną przez trenera medytację mindfulness z dobrze opowiedzianą historią czyjejś głębokiej przemiany duchowej. We wspomnianym odcinku Thaller opowiadała o swojej dziecięcej fascynacji nocnym niebem oraz o tym, jak udaje jej się godzić pełnię życia ze świadomością, że wobec ogromu wszechświata nie ma ono znaczenia.
Mówiła także o radości, którą czerpie z patrzenia na niebo, i opisywała, jak wygląda noc spędzona na obserwacjach:
„Pewnej nocy dwanaście systemów gwiezdnych wraz z planetami i życiem na nich w gwałtowny sposób zakończyło swój żywot. Zostały rozbite na kawałki. Dwanaście. W ciągu zaledwie kilku godzin. To dzieje się wokół nas każdej nocy, każdego dnia, o każdej godzinie.
A ze szczątków pozostałych po tej śmierci bierze się wszystko, dosłownie każdy atom, który jest nam potrzebny do życia. Rozrzucając te wyprażone w atomowym piecu pozostałości, galaktyka zyskuje nowe surowce. Nie byłoby mnie tutaj dziś wieczorem bez śmierci milionów gwiazd. Niektóre atomy mojego ciała powstały, dosłownie, sto tysięcy trylionów kilometrów od miejsca, w którym teraz siedzę. Ja też jestem bezkresna. I ciągle żyję. Do głębi mojego istnienia jestem przesiąknięta śmiercią. Niewyobrażalnym ogromem śmierci. Życie i śmierć złączone razem, bliskie jak koszula ciału, płynnie przechodzące jedno w drugie w bezmiarze galaktyki. Oto czym jestem. Oto czym wszyscy jesteśmy”.
Oczywiście nawet astronom może czuć się obezwładniony skalą kosmosu. Thaller ma dla nas receptę na takie chwile:
„Mimo głębokiego poczucia łączności z wszechświatem, ja także, z moją ograniczoną i niewielką właściwie wiedzą na temat kosmosu, czuję się czasem przytłoczona jego rozmiarem. Jak sobie z tym faktem poradzić? Po prostu przyjąć go do wiadomości. Przy tak ogromnej różnicy skal nie powinniśmy mieć oczekiwań. Wszystko traci na wartości. Wszystko, czym jesteś, było już tutaj od zarania dziejów – i jednocześnie wszystko, czym jesteś, zniknie nieodwracalnie w mgnieniu oka.
Taka jest natura wszechświata i nic nie możemy na to poradzić. Znaczymy jednocześnie tak dużo i tak niewiele. To esencja naszego istnienia, stanowiąca o jego równowadze”.
W poszukiwaniu sensu
Carl Sagan, uwielbiany przez miliony popularyzator astronomii, jak nikt inny zdawał sobie sprawę z naszego miejsca w kosmosie, a mimo to starał się przerodzić ten niepokój w źródło inspiracji:
„Rozmiary i wiek kosmosu przekraczają pojęcie zwykłego człowieka. Nasz mikroskopijny planetarny dom zagubiony jest gdzieś pomiędzy bezmiarem a wiecznością. Z kosmicznej perspektywy większość ludzkich zmartwień wydaje się błaha. Nasz gatunek wciąż jest młody, jesteśmy obdarzeni ciekawością, odważni i wiele jeszcze przed nami. W ciągu kilku ostatnich tysiącleci dokonaliśmy zadziwiających i niespodziewanych odkryć dotyczących kosmosu i naszego w nim miejsca, przeprowadziliśmy badania, którymi możemy się cieszyć. Nie pozwalają nam one zapomnieć, że motorem ewolucji ludzkości była ciekawość, że zrozumienie jest radością, że wiedza jest wstępnym warunkiem przetrwania. Wierzę, że nasza przyszłość zależy od tego, jak dobrze poznamy ów kosmos, po którym dryfujemy niczym pyłek kurzu po porannym niebie”.
Francuski filozof Albert Camus rozumiał, że ogrom niebios może być powodem, dla którego człowiek czuje się nagle mały i nic nieznaczący. W powieści Obcy główny bohater mówi: „Wobec tej nocy pełnej znaków i gwiazd po raz pierwszy pozwoliłem się ogarnąć tkliwej nieczułości świata”.
Filozofia Camusa koncentruje się na ludzkich wysiłkach zmierzających do znalezienia sensu w kompletnie go pozbawionym, obojętnym kosmosie, który nieumyślnie niweczy nasze wysiłki. Bezkresne niebiosa wcale nie zamierzają powstrzymać nas przed znalezieniem sensu, ale sam ich rozmiar może łatwo doprowadzić nas do wniosku, że nasze usiłowania nie mają żadnego znaczenia. Jeśli świadomość tego nie wywołuje w nas uczucia niepokoju, to chyba nic nie zdoła tego uczynić.
Camus sugeruje, że powinniśmy pogodzić się ze sprzecznością pomiędzy naszym pragnieniem zrozumienia a obojętnością wszechświata. Jak to zrobić, to zupełnie inny problem.
Nie każdy dostrzega ten ogrom jako coś dobrego czy chociażby neutralnego. H.P. Lovecraft używał w swoich utworach obrazu ogromnego, nieczułego kosmosu jako źródła przerażenia i szaleństwa. Jego bohaterowie często muszą spotkać się twarzą w twarz ze swoją nikłością w obliczu wielkości kosmosu i rzadko wychodzą z tej konfrontacji cało.
Porównajmy jego słowa z wypowiedzią Thaller:
„W tej chwili wszystkie moje opowieści oparte są na fundamentalnym przesłaniu, że zwykłe ludzkie prawa, intencje i emocje nie mają żadnej wartości ani znaczenia wobec ogromu kosmosu jako całości. Infantylna jest dla mnie opowieść, w której człowiek – ze swoimi właściwymi dla człowieczeństwa pasjami, uwarunkowaniami i standardami – przedstawiany jest jak tubylec na innych planetach albo w innych wszechświatach”.
To niezbyt optymistyczna wizja, prawda?
Wszechświat jest ogromny, nieograniczony, pełen prastarych gwiazd, które będą istnieć jeszcze niezliczone eony i zginą, eksplodując. My jesteśmy maleńkimi stworzeniami, które w skali kosmosu będą żyć zaledwie przez mgnienie oka, a jednak jesteśmy nierozerwalnie związani z wszechświatem, który z całkowitą obojętnością stwarza nam miejsce do życia.
Jeśli te rozważania nie pomogą nam poradzić sobie z kosmicznym niepokojem, to nie wiem już, co może pomóc.
Pierwotnie tekst ukazał się na stronie bigthink.com