Melancholik: człowiek z jesieni
i
rycina Melencolia I, Albrecht Dürer
Pogoda ducha

Melancholik: człowiek z jesieni

Kamila Dzika-Jurek
Czyta się 10 minut

To z jesieni: z jej pełnego, dojrzałego środka, ale i małych, brązowych plamek, które w tych ciemnych miesiącach wkrótce pojawią się na owocach jako znak rozwijającego się zepsucia, pochodzi najbardziej tajemniczy typ temperamentu ludzkiego: melancholik.

Renesans uznawał melancholików za mózgowców, geniuszy. Ludzi o umiejętności wnikliwej obserwacji świata, kreatywnych, z pasją pochylających się nad księgami. Za melancholika uważał się m.in. Robert Burton, siedemnastowieczny angielski humanista, autor potężnej księgi – Anatomia melancholii. Melancholikiem określiliby siebie na pewno Rembrandt i Albrecht Dürer, autor obrazu Melencolia I. Do dziś ów miedzioryt jest uznawany za najsłynniejsze na świecie dzieło na temat melancholii. Figura anioła z tego obrazu – lekko pochylona do przodu sylwetka, z brodą podpartą na ręce – stała się na wieki uniwersalnym portretem melancholika: postaci zamyślonej, jakby pozbawionej fizycznej energii, mocno skupionej na swoim wnętrzu albo wręcz uginającej się pod jego ciężarem. Introwertyk? Pewnie, gdyby kilka

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

​​​​​​​Lato z cholerykiem
i
Ilustracja z książki „Quinta Essentia” przedstawiająca cztery typy osobowości, Leonard Thurneysser, 1574 r.; żródło: Wikimedia Commons (domena publiczna)
Złap oddech

​​​​​​​Lato z cholerykiem

Kamila Dzika-Jurek

Są chudzi („susi”), ale ich ciało to rezerwuar ogromnej energii. Według dawnych traktatów medyczno-astrologicznych cholerycy to lato zamknięte w ciele człowieka.

Jedna z najświetniejszych scen w historii polskiego kina (i odsłon polskiego YouTube’a) ma miejsce właśnie w lecie. Kobiety w sukniach i ze słonecznymi parasolkami, mężczyźni w jasnych garniturach – wszyscy biegną gdzieś w stronę wody; biegną, a właściwie wydają się frunąć, bo dynamika tej sceny jest oszałamiająca – tempo ustawia słynny walc Waldemara Kazaneckiego. Kiedy docierają nad wspaniały staw pełen lilii wodnych, Barbara, główna bohaterka Nocy i dni o niezapomnianej twarzy Jadwigi Barańskiej powie do stojącego obok mężczyzny: „Patrz, jakie piękne nenufary!”. I wtedy Józef Toliboski bez wahania wejdzie do gęstej, ciemnej wody. „Wszedł, jak stał, w rzekę, pogrążył się w nią do ramion i wrócił z naręczem ciężkich, białych kwiatów” – tak opisuje tę scenę w powieści Maria Dąbrowska. „Prawnik niewysokiego wzrostu, ale zgrabny” (w filmie: młody Karol Strasburger), jedyna prawdziwa miłość Barbary Ostrzeńskiej. Ale gdyby się przyjrzeć tej scenie z innego czasu, z głębi innej historii to Toliboski – w tym letnim pejzażu, z ciemnym, gęstym zarostem, w swoim „surowym świadectwie gotowości na wszystko” – wydaje się programowym cholerykiem. Tak przynajmniej wyobrażali sobie od wieków typ cholericus myśliciele i medycy. W ich pismach choleryk to ludzka postać lata. I nie była to dla nich tylko metafora.

Czytaj dalej