Meridiany: połącz kropki Meridiany: połącz kropki
i
ilustracja: archiwum „Przekroju"
Złap oddech

Meridiany: połącz kropki

Monika Waraxa
Czyta się 7 minut

Tradycyjna medycyna chińska traktuje ciało, duszę i umysł człowieka jako całość, dążąc do utrzymania harmonii między nimi. Drogą do prawidłowego funkcjonowania tak holistycznie pojmowanego organizmu jest kontrola meridianów – sieci kanałów, którymi płynie życiodajna energia qi. Praca z energetyczną mapą ludzkiego ciała pozwala połączyć w jedno to, co się rozdzieliło.

„Żółty Cesarz podczas wędrówki na północ od Czerwonej Rzeki wspiął się na górę Kunlun i patrzył na południe. Podczas powrotu zgubił swoją Mroczną Perłę. Wysłał więc Wiedzę na poszukiwania, jednak bez skutku. Wysłał Sokoli Wzrok na poszukiwania, jednak bez skutku. Wysłał Elokwencję na poszukiwania, jednak bez skutku. W końcu wysłał Bezkształt i Bezkształt ją znalazł. Żółty Cesarz rzekł: »Czyż to nie dziwne, że właśnie Bezkształt potrafił ją odnaleźć?«”.

Zhuangzi, Prawdziwa księga południowego kwiatu (tłum. Marcin Jacoby)

Bezkształt z przypowieści o Żółtym Cesarzu to coś, co nie ma własnego „ja”, własnego kształtu, włas­nego umysłu. To symbol głębszego pozazmysłowego poznania świata i przenikania go aż do jądra jego istoty. Wiedza o meridianach zahacza o takie głębiny, wykraczając poza pojęcie umysłu. Co prawda naukowcy próbują dociec, czym jest subtelny system energetyczny, który zawiaduje naszym ciałem, ale żeby poczuć jego wielowarstwowość i powagę sytuacji, trzeba wyłączyć umysł i razem z oddechem płynącym w czasie praktyki qigong poddać się tej głębi oraz pogodzić się z tym, że umysł może się tu zacinać.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bong-Han Kim, koreański chirurg, prowadząc w latach 60. badania nad meridianami, nazwał ten system kanałów i punktów energetycznych pierwotnym układem naczyniowym (PVS). Ta niezwykła sieć naczyń oraz węzłów – inaczej akupunktów – którą płynie energia życiowa (qi), rozwija się jako pierwsza, zanim rozwiną się inne układy naszego ciała. Konty­nuując pracę Bong-Han Kima, badacze z Seul National University (SNU) odkryli m.in., że przez meridiany płynie pierwotny płyn (primo fluid), który można porównać do ciekłego kryształu, bo wykazuje on aktywność bioelektryczną. Nie tylko zasila tkanki ciała życiodajną energią qi, lecz także jest przekaźnikiem informacji – umożliwia komunikację między poszczególnymi organami i częściami ciała.

Energetyczna pajęczyna

Stare ryciny przedstawiają sieć meridianów na powierzchni ciała jako skomplikowany układ linii. Każdą z tych linii, niczym mikroświatłowodem, przepływa energia życiowa qi. Jeśli może płynąć swobodnie, człowiek cieszy się dobrym zdrowiem i nic mu nie dolega. Jeśli zaś linia jest niedrożna, człowiek może odczuwać cały szereg dolegliwości. Jak mówi dr Liu: „Gdy któryś z meridianów funkcjonuje nieprawidłowo, jest podatny na wniknięcie zła, które przedostaje się przez osłabiony meridian w głąb ciała. Obserwacja akupunktów – ich wyglądu, twardości, temperatury, kształtu – pozwala zdiagnozować choroby poszczególnych organów”.

Kiedyś na niestrawność dr Liu zaleciła mi opukiwanie zewnętrznych krawędzi obu nóg (od dołu do góry). Ciało ludzkie ma 12 głównych meridianów, a trzy z nich znajdujące się wzdłuż zewnętrznej strony nóg odpowiadają za pęcherz moczowy, pęcherzyk żółciowy oraz żołądek. Sieć meridianów przekazuje informacje między górną i dolną oraz wewnętrzną i zewnętrzną częścią ciała.

Poza ego

Mistrz qigong Xi-Hua Xu, wieloletni profesor filozofii taoistycznej z chińskiego Yunnan University, poprzez praktykę qigong i głębokiej medytacji przekazuje swoim studentom wiedzę o meridianach, a w czasie wolnym leczy energią chińskich prominentów. To coś więcej niż wiedza, bo pozwala przekraczać ograniczenia ciała fizycznego i świadomie regulować jego funkcje – zwalniać lub przyśpieszać bicie serca, wpływać na częstotliwość fal móz­gowych do ich całkowitego ustania, jak w przypadku śmierci pnia mózgu, a także podwyższać temperaturę ciała, co praktykują zaawansowani mistrzowie.

Xi-Hua Xu twierdzi, że medytacja i wyłączenie umysłu umożliwiły mu głębszy wgląd w tę skomplikowaną strukturę i wiedzę w zakresie działania meridianów. Jednym z ważniejszych aspektów tej praktyki jest przekroczenie ego, przysłowiowe wyjście z siebie i wniknięcie w głąb istoty rzeczy. Krótko mówiąc: żeby zagłębić się w meridiany, trzeba stać się Bezkształtem z przypowieści o Żółtym Cesarzu.

Według Xi-Hua Xu meridiany reprezentujące poszczególne narządy są ich energetycznym odbiciem, znacznie potężniejszym niż one same. Określając zasięg energetyczny meridianów, mistrz porównuje narząd do pojedynczego domu, a jego meridian do całej dzielnicy.

Praca z energią

Tradycyjna medycyna chińska z powodzeniem stosuje akupunkturę, akupresurę, moksę, masaż gua sha, qigong, żeby regulować działanie meridianów, więc kontakt z energią, która przez nie przepływa, odbywa się przez bezpośrednie działanie na ciało. Ważna jest tu wiedza dotycząca lokalizacji konkretnych punktów, ale też połączeń i zależności między nimi. Dobrze wykonany zabieg to nie tylko umiejętne trafienie w punkt, lecz także głęboka świadomość i pokora wobec wielkiej mądrości ciała oraz jego mechaniki. Praca z meridianami odbywa się poprzez ciało, a wpływa też na ducha.

Meridiany to nasza telekomunikacyjna sieć, która pozwala wymieniać informacje między organami, dostosowując ich działanie i funkcje, np. obniżenie lub podwyższenie temperatury, uwolnienie wody, regulację emocji.

Tradycyjna medycyna chińska łączy poszczególne narządy z emocjami w następującą sekwencję: nerki – strach, wątroba – złość, serce – ekscytacja, śledziona – zamartwianie się, płuca – smutek. Brak równowagi i nadmierne uleganie którejś z emocji powodują dysharmonię przepływu energii przez meridiany, co w pierwszej kolejności prowadzi do obniżenia nastroju, utraty energii i chęci do życia, a w konsekwencji powoduje chorobę i dysfunkcję na poziomie fizycznym. Dlatego utrzymanie równowagi energetycznej meridianów jest możliwe przede wszystkim dzięki profilaktyce i dbaniu o higienę psychiczną. Według tradycyjnej medycyny chińskiej przeciwdziałanie złości polega nie tylko na wzmacnianiu i relaksowaniu wątroby, ale także na harmonizowaniu pozostałych czterech narządów związanych z podstawowymi emocjami.

Ruch na ruch

W myśl zasady „na podobne działaj podobnym” Chińczycy dbają o ruch energii w meridianach, praktykując qigong. Podstawą praktyki qigong jest ruch akumulujący przepływ energii w połączeniu z technikami oddychania i świadomego kierowania energią w ciele. Tradycyjnie qigong praktykują starsi Chińczycy na wzmocnienie witalności ciała, zaleca się go również rekonwales­centom, ale tak jak w przypadku mistrza Xi-Hua Xu qigong może być też narzędziem do pogłębionej pracy z energią.

Rano, w drodze do szkoły, mijałam małe grupki i pojedynczych staruszków, którzy praktykowali qigong. Ulubionym punktem było miejsce pod dużym drzewem, za stołem do ping-ponga. W wielkim skupieniu wykonywali powolne ruchy. Wyglądali, jakby byli zanurzeni w innej, gęstszej rzeczywistości. Część staruszków nie ćwiczyła, w zamian za to okładała pięściami tył pleców na wysokości nerek, uda po zewnętrznej i wewnętrznej stronie oraz ramiona, żeby wzbudzić przepływ energii. Z kolei moja ulubiona para ćwiczyła tai-chi: mąż – formę z włócznią, żona – z mieczem. Stali blisko siebie i każde w skupieniu wykonywało swoją sekwencję ruchów. Mogliby stoczyć pojedynek, ale woleli przekierować energię z ruchu do wewnątrz, bo wiedzą, że konflikt wypala energię, zużywając ją błyskawicznie, więc najzwyczajniej w świecie im się to nie opłaca.

Masaż poprawi twój nastrój

W Pekinie można poddać się masażowi właściwie wszędzie. Często masują niewidomi w małych punktach masażu, a ceny są przystępne. Tylko na początku można się speszyć obecnością Chińczyka masowanego na kozetce obok, ale doświadczenia w czasie ucisku punktów szybko odwracają od niego uwagę. Do wyboru są zwykły masaż lub uciskanie ciała bawolim rogiem albo chińską bańką. Kiedy szłam po raz pierwszy na masaż, moi uczniowie mnie ostrzegali, że będzie bolało, i dziwili się, że można dobrowolnie skazywać się na takie męki piekielne. Ich rodzice to jeszcze co prawda praktykują, ale dla nich to już dosyć ekstremalna rozrywka i wolą iść przez życie bezboleśnie. Rzeczywiście, bolało jak nie wiem co, jednak pierwszy raz w życiu poczułam, że cierpienie może prowadzić do oświecenia. Efekt był oszałamiający: lepsze samopoczucie i świadomość, że ma się ciało, co dla człowieka zagnieżdżonego we własnej głowie nie jest znowu takie oczywiste.

Narzędzia tortur do masażu wykonuje się z minerałów, popularne są zwłaszcza jadeit i kwarc różowy lub kryształ górski. Chińczycy wierzą, że poszczególne minerały mają określone właściwości, np. jadeit słynie ze swoich mocy wzmacniających i regenerujących oraz ochronnych, a kwarc różowy wzmacnia serce – „cesarza wszystkich narządów”. Chinki wyjątkowo chętnie stosują masaż pielęgnacyjny twarzy gua sha kostką jadeitową. Zabieg ten bywa nazywany naturalnym liftingiem, polega na pobudzaniu energii w meridianach twarzy, szyi i dekoltu. Regularnie stosowany skutecznie odmładza, choć jest dosyć bolesny.

Umysł, ciało i dusza to jedno, a praca z topografią meridianów to klucz do ich połączenia, gdy się rozdzielą.

Czytaj również:

Tajemnica pary nad gotującym się ryżem Tajemnica pary nad gotującym się ryżem
i
zdjęcie: domena publiczna
Promienne zdrowie

Tajemnica pary nad gotującym się ryżem

Monika Waraxa

Qi (气) jest jak powietrze i choć jej nie widać, nie przeżylibyśmy bez niej ani minuty. Życiowa siła, witalność, wewnętrzny ogień, tchnienie życia… – nic z tego do końca nie opisuje jej wszechstronności i znaczenia. Według filozofii chińskiej to siła reprezentująca kwintesencję życia.

O jej istnieniu przekonałam się w kontakcie z akupun­k­­turą, która redukuje ból dzięki uregulowaniu przepływu qi w ciele. Niosąc hu­lajnogę na długich schodach pekińskiego metra, nadwyrężyłam bark. Młoda lekarka z zaprzyjaźnio­nego szpitala położyła mnie na kozetce oddzielonej kotarką od innych kozetek, wkłuła kilka igieł i dla lepszego efektu podłączyła je do prądu o niskim natężeniu. Nie bolało, bo bezbłędnie trafiła w odpowiednie punkty, a nie grzebała w ich poszukiwaniu. Nastawiałam się na 10 takich sesji. Po 30 minutach powiedziała, że to wszystko. Tego samego dnia wieczorem ból barku minął jak ręką odjął.

Czytaj dalej