Metoda pracy z ciałem opracowana przez Moshego Feldenkraisa pozwala wypracować nowe nawyki ruchowe, jej praktykowanie może zmniejszyć odczuwanie ból, a dzięki temu, że zwiększa poczucie sprawczości bywa elementem towarzyszącym psychoterapii. Jak działa i kim był jej twórca?
W mojej głowie kołacze się zdecydowanie więcej myśli, niż jestem w stanie w niej zmieścić, cała mobilna lista zadań: „Muszę zapłacić za prąd, odpisać na kilkanaście maili, zanieść buty do naprawy, oddzwonić, zapytać przyjaciółkę, jak się czuje…”. Szumi mi w uszach, a jest dopiero dziewiąta rano. Po półtora roku pandemii zarówno moja wytrzymałość psychiczna, jak i kondycja fizyczna są mocno nadszarpnięte. „Czy masz jakieś szczególne oczekiwania albo potrzebę?”, pyta mnie Jacek Paszkowski, nauczyciel Metody Feldenkraisa, zanim jeszcze położę się na jego zielonym stole do masażu podczas lekcji indywidualnej. „Chciałabym dowiedzieć się, jak się czuję”. Mam wrażenie, że odpowiedź na to pytanie jest zagłuszona i zachwaszczona przez zadania, obowiązki oraz poczucie, że nie spełniam ich tak, jak powinnam. „Czy mam pomagać w tym ruchu?”, zadaję pytanie, kiedy w trakcie sesji Jacek porusza moją nogą. „Ciekawe, że o to pytasz”, odpowiada, a mnie przypomina się, że w staccato myśli w mojej głowie była też i taka: „Mam dość pomagania innym!”. Po ponad godzinie przetaczania miednicy i innych delikatnych ruchów czuję, że części mojego ciała są bardziej zintegrowane, a ja już nie składam się jedynie z głowy, która ciągnie za sobą resztę w przypadkowej kolejności. Potrafię tym samym lepiej odpowiedzieć na pytanie o to, jak się czuję.
Czy Metoda Feldenkraisa jest rodzajem terapii? Jej autor, uważał, że nie. Feldenkrais miał doktorat z fizyki, obronił go na Sorbonie w połowie lat 30. XX w., cenił sobie naukowe myślenie. Nie uważał się za terapeutę ani uzdrowiciela, tylko za kogoś, kto pomaga innym się uczyć.
Nie jest łatwo opisać Metodę Feldenkraisa bez doświadczenia jej samemu. Lekcje indywidualne polegają na tym, że nauczyciel porusza delikatnie ciałem, czasem daje instrukcje. Na lekcjach grupowych z kolei (w większości odbywają się na leżąco) nauczyciel wydaje polecenia, ale nie prezentuje ruchu.Celem lekcji ruchowych, które Feldenkrais opracowywał przez kilkadziesiąt lat, jest poprawa zdolności ruchowych człowieka, poszerzenie granic jego możliwości. Chodzi o to, żeby „zmienić niemożliwe w możliwe, możliwe w łatwe, a łatwe w eleganckie”, pisał w książce Świadomość poprzez ruch.
Świat stoi na głowie
Zdjęcie Dawida Ben Guriona – jednego z założycieli państwa Izrael i jego wieloletniego premiera – stojącego na głowie na plaży w Tel Awiwie obiegło gazety. Było to w latach 50., Ben Gurion miał wtedy ponad 60 lat. „Jako młody chłopak nigdy nie był zadowolony ze swojego ciała, całą energię przeniósł na rozwój intelektualny”, wspominał Ben Guriona Feldenkrais. „W swoim rozwoju ominął radosny okres młodości, brakowało mu potem tego”. Feldenkrais chciał nauczyć premiera czegoś, co przyniesie mu radość, czegoś w rodzaju cyrkowej sztuczki. „Co chciałbyś umieć, a co wydaje ci się zupełnie nieosiągalne?”, „Stać na głowie”, odpowiedział polityk. Feldenkrais nauczył go, jak to zrobić i Ben Gurion czerpał z tej umiejętności wielką radość. Jego zwyczajem stało się stawanie na głowie przed konferencjami prasowymi. Zachowały się zdjęcia z uroczystej kolacji, podczas której wyzwał na „pojedynek” wybitnego skrzypka i dyrygenta, Yehudiego Menuhina, zafascynowanego jogą – który z nich da radę sprawniej stanąć na głowie. Obok stołu zastawionego potrawami i winem dwóch wybitnych mężczyzn elegancko ubranych staje na głowie, jeden obok drugiego. Goście tej kolacji są pod wrażeniem: mężczyzna w smokingu klaszcze, jedna z kobiet dłonią w wieczorowej rękawiczce zasłania otwarte ze zdumienia usta.
„Po co nauczyłem Dawida Ben Guriona stać na głowie?”, wspominał Feldenkrais. Nie jest to w końcu umiejętność konieczna dla głowy państwa. „Zrobiłem to, żeby uświadomić mu, że wciąż może nauczyć się nowych rzeczy. Często wydaje się nam, że powyżej jakiegoś wieku nie jesteśmy w stanie już się uczyć, że nasze ciała nie są już zdolne do nauki, do zmiany, nie są wystarczająco elastyczne”.
Robert Frager, amerykański psycholog społeczny, który dobrze znał Feldenkraisa i uczestniczył w jego lekcjach, wspomina, jak podczas kilku sesji Feldenkrais nauczył całą grupę tego samego, co izraelskiego premiera. Umiejętnością, od której zaczął naukę, było przetoczenie głowy, bezpieczne przerolowanie się ze stania do leżenia. „Jeśli umiesz bezpiecznie przetoczyć głowę z jednej pozycji do drugiej, wtedy możesz stać na niej bez strachu, że stracisz równowagę”. Właśnie strach i jeszcze rywalizacja, połączone z lękiem przed oceną, są tym, co najbardziej spowalnia nasz proces uczenia się, uważał Feldenkrais. „Kiedy się czegoś uczysz, powinieneś robić to brzydko, bo kiedy starasz się robić to pięknie, niczego się nie uczysz, koncentrujesz się jedynie na tym, żeby było pięknie”, mówił w jednym z wywiadów. Słowo „pięknie” może być w tym przypadku także metaforą osiągnięcia. Feldenkrais krytykował system szkolny oparty na przymusie, żartował, że gdyby to w szkole dzieci uczyły się chodzić, nauka ta trwałaby latami, a jej wyniki byłyby mizerne. Był zwolennikiem organic learning – uczenia się nastawionego na przyglądanie się sobie, odkrywanie i doświadczanie. Tak jak dziecko, które uczy się obrócić z pleców na bok, a potem na brzuch – nie po to, żeby dostać piątkę albo być lepszym od koleżanki, tylko po to, żeby spojrzeć na świat z innej perspektywy albo by sięgnąć po zabawkę.
Pieszo i statkiem przez XX w.
„Mogłeś dostać Nagrodę Nobla, a zostałeś masażystą!”, utyskiwała ponoć Sheindel Feldenkrais, matka Moshego. Urodzona w Sławucie (dzisiaj na terenie Ukrainy), w zamożnym domu, od dzieciństwa czuła potrzebę dzielenia się, wspomagania tych, którzy mieli mniej. Jako młoda dziewczyna, zafascynowana ówczesną rosyjską literaturą, zadbała o to, aby jej rówieśniczki z biedniejszych domów również miały do niej dostęp – w ten sposób odkryła w sobie pasję działania na rzecz innych, którą realizowała całe życie. Niespożyta energia, jak też kompas moralny nastawiony na to, aby zauważać godność wszystkich i przywracać ją, gdy jest nadszarpnięta – te dwie cechy Sheindel odziedziczył po niej jej pierworodny syn. „Godność” wspominał Moshe w jednej z definicji swojej metody: „Chodzi mi nie tyle o uelastycznienie ciała, chodzi mi o uelastycznienie umysłu, a jeszcze bardziej o to, żeby przywracać ludziom ich poczucie godności”.
Moshe Feldenkrais urodził się 6 maja 1904 r. w Sławucie. Pierwsze lata życia spędził w świetnych warunkach, otoczony miłością i uwagą rodziny, w dobrobycie. Jego rodzice przeprowadzali się dwukrotnie, za drugim razem do Baranowicz, gdzie zastała ich I wojna światowa. Jedną z jej konsekwencji było radykalne pogorszenie się warunków materialnych rodziny Feldenkraisów. Dzielna Sheindel szukała różnych prac, żeby zapewnić byt rodzinie, pomagała też uchodźcom z terenów, na których toczyły się walki. Moshe podziwiał ją, ale jej ogromne ambicje z nim związane coraz bardziej mu ciążyły. Wstrząsy rewolucji październikowej przyniosły dalsze pogorszenie sytuacji Żydów w tamtym regionie. Tymczasem, pośród zawieruchy wojennej, opublikowana została Deklaracja Balfoura: list brytyjskiego ministra spraw zagranicznych do Waltera Rothschilda, w którym pisał, że król Jerzy V patrzy przychylnym okiem na zbudowanie na terenie Palestyny ostoi dla Żydów. Wizja wspólnego miejsca przemówiła mocno do czternastoletniego Moshego – zimą na przełomie lat 1918/1919 wyruszył pieszo z domu w Baranowiczach w kierunku portu w Jaffie. Szczegóły tej wyprawy opisuje Mark Reese w imponującej biografii Moshe Feldenkrais: A Life in Movement. Na drogę spakował do plecaka trochę ubrań oraz kilka podręczników matematyki i nauk ścisłych. W bucie miał schowany pistolet. Samotnie doszedł do granicy miasta, tam spotkał swojego przewodnika. Przeprawili się przez bagna nad Prypecią (była to jedyna droga, na której nie stacjonowały wojska przebiegającego tamtędy frontu). Stamtąd przeszedł pieszo do Białegostoku, skąd wraz z kilkunastoma innymi chłopcami ruszyli do Warszawy (gdzie dołączyli kolejni pielgrzymi). Dalsza droga prowadziła przez Kraków, Bratysławę, Wiedeń, Triest, Rijekę, z której na statku towarowym dopłynęli wreszcie do Jaffy. Cała droga zajęła Moshemu pół roku. Była to w najpełniejszym tego słowa znaczeniu podróż inicjacyjna, a także materiał na scenariusz filmu przygodowego! A przecież wielka przygoda – życie Moshego Feldenkraisa – dopiero się rozpoczynała. Kolejne jej rozdziały to praca fizyczna – budowanie Tel Awiwu, zainteresowanie i zaangażowanie w sztuki walki (pierwszą książką Feldenkraisa, napisaną bardzo wcześnie, był podręcznik jiu-jitsu), powrót do przerwanej edukacji: nauka w Gimnazjum Herclija, pierwszej na świecie szkole średniej, w której językiem wykładowym był hebrajski. Po ukończeniu gimnazjum przez kilka lat zajmował się opracowywaniem map – było to tak dobrze płatne zajęcie, że nie tylko był w stanie zaoszczędzić na studia w Paryżu, ale też posyłał pieniądze rodzinie w Polsce i organizował ich przeprowadzkę do Tel Awiwu. W Paryżu dał sobie radę ze studiami, nauką języka, dalszym doskonaleniem się w sztukach walki (nauczał judo). Obronił doktorat na Sorbonie, pracował w laboratorium Frédérika i Irène Joliot-Curie. Kiedy Niemcy zajęły Francję w czasie II wojny światowej, zdołał uciec do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował dla Brytyjskiej Marynarki Wojennej. W końcu powrócił do Tel Awiwu.
Metoda
Podróże, które Feldenkrais podejmował, możliwości, które wykorzystywał i ograniczenia, które przekraczał – wszystko to przysłużyło mu się do stworzenia nowatorskiej metody pracy z ciałem. Powstała, jak wyjaśnia Jacek Paszkowski, jej nauczyciel i propagator: „na pograniczu zainteresowania naukami ścisłymi: głównie inżynierią i fizyką oraz judo – rozumianym nie tylko jako sztuka walki, ale także jako optymalny sposób poruszania się człowieka”.
„Jest to metoda rozwoju ruchowego – a w zasadzie psychoruchowego, bo traktujemy człowieka jako całość – jej celem jest zwiększenie świadomości i poprawa funkcji”. Praktykuje się ją grupowo – wtedy nauczyciel daje instrukcje słowne, nie pokazując ruchu, albo indywidualnie – wtedy komunikacja zachodzi głównie poprzez dotyk.
Co ciekawe, Metoda Feldenkraisa polecana jest zarówno osobom bardzo sprawnym – tancerzom, sportowcom do poszerzenia ich palety ruchu – jak i tym, którzy są w stanie poruszać się jedynie w ograniczonym zakresie (a także tym ze środka tej skali). Może pomóc aktorom (Feldenkrais współpracował z teatrem Habima, jak też – na prośbę Petera Brooka – dawał lekcje aktorom paryskiego teatru Bouffes du Nord); śpiewakom i instrumentalistom (ja dowiedziałam się o istnieniu tej metody od mojej koleżanki, skrzypaczki barokowej).
Dla Feldenkraisa kluczowe w jego metodzie było samopoznanie. „Jeśli wiesz, co robisz, możesz zrobić to, co chcesz”, mówił. Jedną z technik zdobycia wiedzy o samym sobie jest wyrwanie się z „macek nawyku”, jak to określał. Pokazywał to na własnym przykładzie – kiedy po poważnej kontuzji kolana miał problem z chodzeniem, postanowił oduczyć się chodzić i nauczyć jeszcze raz, tak żeby nie pogłębiać przyprawiającej go o ból postawy. Inny przykład: Feldenkrais był wielkim kobieciarzem, jego małżeństwo trwało zaledwie kilka lat – nie miał dzieci, ale bardzo dobrze je rozumiał, umiał się do nich odnosić i umiał się od nich uczyć. Kiedy zaczynał studia w Paryżu, francuski znał bardzo słabo, uczestniczenie w uniwersyteckich zajęciach szło mu bardzo opornie. W tym czasie znalazł gdzieś na ulicy znak drogowy, na którym było napisane: „zwolnij – dzieci” i przyniósł go do klasy. Podnosił go do góry za każdym razem, kiedy uświadamiał sobie, że nie rozumie wykładowcy. W pewnym sensie jego metoda zachęca nas do tego, abyśmy tak właśnie postępowali sami ze sobą – kiedy czegoś nie rozumiemy, zwolnijmy – i przyjrzyjmy się sobie.