Zdrowie na powięzi
i
rysunek: Michał Loba
Promienne zdrowie

Zdrowie na powięzi

Marcin Kozłowski
Czyta się 9 minut

Wydawałoby się, że ciało ludzkie poza paroma wyjątkami nie stanowi już większej tajemnicy. Tymczasem od lat trwa spór o powięź, czyli tkankę łączną oplatającą wszystkie narządy wewnętrzne. Samo istnienie powięzi jest oczywiste, co innego jej znaczenie w leczeniu chorób i zaburzeń.

Dokładne zdefiniowanie tego, czym jest powięź, sprawia naukowcom nie lada kłopot. W tekstach popularnonauko­wych podaje się przykład kupionej w sklepie świeżej piersi kurczaka i białej błonki, która to mięso otacza. Ta błonka to powięź.

Amerykańskie stowarzyszenie The Fascia Research Society (Stowarzyszenie Badań nad Powięzią) ustaliło oficjalną definicję, która mówi, że powięź jest osłoną, powłoką lub każdym innym możliwym do wyróżnienia skupiskiem tkanki łącznej, która tworzy się pod skórą w celu połączenia, otoczenia oraz oddzielenia mięśni i innych narządów wewnętrznych. Stowarzyszenie wskazuje, że układ powięziowy otacza „wszystkie narządy, mięśnie, kości i włókna nerwowe, nadając ciału funkcjonalną strukturę”. Znawcy tematu uważają, że za strukturalny element powięzi można uznać m.in. torebkę stawową, więzadła, siatkówkę, a także osierdzie, otrzewną i opłucną.

Wyróżnia się cztery rodzaje powięzi: powierzchowną (oddzielającą skórę od mięśni), głęboką (gęstą warstwę pokrywającą mięśnie), oponową (otaczającą mózg i układ nerwowy) oraz wisceralną (otaczającą narządy ciała).

„To struktura ciągła, w przeciwieństwie do mięśnia, który gdzieś się zaczyna i gdzieś kończy. Powięź jest łącznikiem,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Po co boso?
i
ilustracja: Natka Bimer
Promienne zdrowie

Po co boso?

Anna Berestecka

Chodzenie boso porządkuje myśli, odblokowuje głowę, może być synonimem wolności. Ale to również część kulturowego kodu, za sprawą którego przełamujemy formę albo wchodzimy w krąg uświęconych zwyczajem zachowań.

Jak poruszać się w tym labiryncie znaczeń? Patrzeć pod nogi i przed siebie. W tej drodze towarzyszyć nam będzie prof. Arnold Lebeuf, antropolog kulturowy, który przez lata kierował Zakładem Socjologii Religii w Instytucie Religioznawstwa UJ. Kiedy pytam o źródła bosochodzenia, odsyła do swojej książki Stopa bosa, stopa obuta. Semantyka motywu ikonograficznego i to ona będzie dla nas mapą.

Czytaj dalej