Zepsuty komputer nie naprawi się sam. Musisz go otworzyć i trochę w nim pomajstrować albo zawieźć do specjalisty, żeby go zreperował. Metafora komputera tak bardzo przeniknęła nasze myśli, że czasami postrzegamy ludzi jako komputery, a psychoterapię jako serwis naprawczy albo swego rodzaju przeprogramowanie.
Jednak ludzie nie są komputerami i na ogół stosunkowo szybko odzyskują równowagę – sami, bez pomocy specjalisty – niemal po wszystkich nieszczęściach, jakie ich spotykają. Według mnie dużo trafniejsze byłoby porównanie ludzi do roślin. Podczas ostatnich lat studiów mieszkałem w Filadelfii, w domu z niewielkim ogródkiem. Nie byłem zbyt dobrym ogrodnikiem, a latem dużo podróżowałem, dlatego zdarzało się, że moje rośliny usychały i były bliskie śmierci. Jednak rośliny mają pewną zdumiewającą cechę – dopóki zupełnie nie uschną, w krótkim czasie mogą powrócić do pełni życia, jeśli tylko zapewni się im odpowiednie warunki. Nie sposób naprawić rośliny, można tylko stworzyć jej odpowiednie warunki: zapewnić jej wodę, słońce i żyzną glebę – i czekać. Reszta należy do niej.
Jeżeli ludzie są podobni do roślin, to jakich warunków potrzebują, aby rozkwitnąć? We wzorze na szczęście: S (szczęście) = U (uwarunkowany biologicznie potencjalny przedział poczucia szczęścia) + O (okoliczności życiowe) + W (czynności wolicjonalne), czym dokładnie jest zmienna O? Największą część O […] stanowi miłość. Żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Jesteśmy istotami ultraspołecznymi i nie możemy być szczęśliwi bez przyjaciół i dających poczucie bezpieczeństwa więzi z innymi. Druga co do ważności część O to dążenie do właściwych celów, dzięki któremu możemy osiągnąć stan przepływu (ang. flow) i zaangażowania. We współczesnym świecie ludzie mogą odnajdywać ważne cele i doświadczać przepływu w różnych okolicznościach, najczęściej jednak dzieje się to w pracy (przy czym przyjęta przeze mnie definicja pracy jest bardzo szeroka i obejmuje wszystkie możliwe odpowiedzi na pytanie: „Czym się zajmujesz?”, również takie, jak: „Jestem studentem” czy „Jestem rodzicem «na pełny etat»”). Miłość i praca są dla ludzi tym, czym woda i światło słoneczne dla roślin. Zapytany o sfery życia, w jakich zdrowy, normalny człowiek powinien sobie dobrze radzić, Freud miał odpowiedzieć: „Miłość i praca”. Jeśli terapia pomogła pacjentowi poprawić funkcjonowanie w tych dwóch sferach, to należy ją uznać za udaną. Zgodnie z zaproponowaną przez Maslowa słynną hierarchią potrzeb, po zaspokojeniu potrzeb fizycznych (takich jak potrzeba jedzenia i potrzeba bezpieczeństwa) ludzie dążą do zaspokojenia potrzeby miłości i potrzeby szacunku, który można zdobyć przede wszystkim poprzez pracę. Jeszcze przed Freudem Lew Tołstoj napisał: „Człowiek może prowadzić na tym świecie wspaniałe życie, jeśli umie pracować i kochać, pracować dla osoby, którą kocha, i kochać swoją pracę”. […]
Kiedy Harry Harlow zabrał swoich studentów do ogrodu zoologicznego, zaskoczyło ich odkrycie, że małpy rozwiązują problemy dla przyjemności. Behawioryzm nie był w stanie wyjaśnić takich zachowań występujących pomimo braku wzmocnień. W roku 1959 psycholog z Harvardu, Robert White, przeanalizował badania przeprowadzone na gruncie behawioryzmu i psychoanalizy i doszedł do wniosku, że twórcy obu tych teorii przeoczyli coś, co zauważył Harlow – niepodważalne dowody na to, że ludzie (a także wiele innych ssaków) przejawiają pierwotne dążenie do sprawczego działania. Można je dostrzec w radości, jaką sprawiają niemowlętom zabawki typu „pudełko pełne niespodzianek”, które pozwalają dziecku przekształcić niezdarne ruchy ramion w dźwięk dzwonka czy wirowanie kolorowych kół. To dążenie przejawia się też w ulubionych zabawkach starszych dzieci. Ja sam jako chłopiec najbardziej marzyłem o zabawkach, które wiązały się z wywoływaniem działania lub ruchu na odległość – o zdalnie sterowanych samochodach, pistoletach strzelających plastikowymi kulkami i o wszelkiego rodzaju rakietach i samolotach. Wreszcie o istnieniu tego dążenia świadczy letarg, w jaki często popadają ludzie, którzy przestali pracować, ponieważ przeszli na emeryturę, zostali zwolnieni albo wygrali fortunę na loterii. Psychologowie nazywają to podstawowe dążenie potrzebą kompetencji, pracy lub biegłości. White nazwał je „motywem kompetencji” (ang. effectance motive), który zdefiniował jako potrzebę lub dążenie do rozwijania w sobie kompetencji poprzez interakcje ze środowiskiem i sprawowanie nad nim kontroli. Potrzeba kompetencji jest niemal równie podstawowa jak potrzeba jedzenia i picia, jednak w odróżnieniu od głodu nie należy do potrzeb wynikających z deficytu, które znikają na pewien czas po tym, jak zostają zaspokojone. Potrzeba kompetencji – dodaje White – jest nieustannie obecna w naszym życiu:
„Kontakt ze środowiskiem oznacza prowadzenie stałej transakcji, która stopniowo zmienia relacje danej osoby ze środowiskiem. Ponieważ jednostka nigdy nie osiąga całkowitego spełnienia, musi czerpać satysfakcję z serii transakcji, z kierunku działania, a nie z osiągnięcia celu.”
Motyw kompetencji pomaga nam zrozumieć zasadę postępu: dążenie do celu sprawia nam więcej przyjemności niż jego osiągnięcie, gdyż – jak powiedział Szekspir – „w zdobywaniu tkwi dusza radości”.
Przyjrzyjmy się teraz warunkom pracy we współczesnym świecie. Krytyka kapitalizmu, autorstwa Karola Marksa, opierała się częściowo na jego uzasadnionym poglądzie, że rewolucja przemysłowa zniszczyła dawną relację między rzemieślnikami a wytwarzanymi przez nich dobrami. Pojawienie się linii montażowych sprawiło, że ludzie stali się trybikami w ogromnej maszynie, która nie dba o zaspokajanie potrzeby kompetencji u robotników. Wyniki późniejszych badań nad satysfakcją z pracy potwierdziły trafność krytycznych spostrzeżeń Marksa, ujawniły jednak pewne nowe fakty. W roku 1964 socjologowie Melvin Kohn i Carmi Schooler przeprowadzili wśród 3100 amerykańskich mężczyzn badanie ankietowe dotyczące ich życia zawodowego i wykazali, że kluczem do zrozumienia, jakie rodzaje pracy dają ludziom satysfakcję, jest coś, co nazwali „samostanowieniem zawodowym” (ang. occupational self-direction). Mężczyźni, którzy byli ściśle nadzorowani w pracy odznaczającej się niskim poziomem złożoności i wysokim poziomem rutyny, przejawiali najsilniejsze poczucie alienacji (bezsilności, niezadowolenia i dystansowania się wobec pracy). Mężczyźni, którzy wykonywali zadania bardziej złożone i trudniejsze, a jednocześnie cieszyli się większą swobodą w podejmowaniu decyzji związanych z pracą, na ogół czerpali z pracy dużo więcej radości. Przy stosunkowo wysokim poziomie samostanowienia praca często dawała badanym satysfakcję.
Nowsze badania wykazały, że większość ludzi postrzega swoją pracę w jeden z trzech sposobów – jako posadę, karierę lub powołanie. Jeżeli praca jest dla ciebie posadą, to wykonujesz ją tylko dla pieniędzy, często spoglądasz na zegarek, marząc o nadchodzącym weekendzie, i prawdopodobnie masz hobby, które zaspokaja twoją potrzebę kompetencji w dużo większym stopniu niż zajęcie zawodowe. Jeśli traktujesz pracę jako karierę, to dążysz do bardziej ambitnych celów, takich jak awans czy prestiż. Dążenie do nich dodaje ci energii. Czasami zabierasz pracę do domu, ponieważ zależy ci na tym, żeby wszystko było zrobione jak należy. Jednak zdarza ci się zastanawiać, dlaczego pracujesz tak ciężko. Od czasu do czasu możesz postrzegać swoją pracę jako wyścig szczurów, w którym ludzie rywalizują ze sobą dla samej rywalizacji. Jeśli natomiast praca jest dla ciebie powołaniem, to sama w sobie daje ci poczucie spełnienia – nie jest środkiem do osiągnięcia jakiegoś innego celu. Postrzegasz swoją pracę jako wkład w szerzej pojęte dobro lub jako element jakiegoś większego przedsięwzięcia, którego wartość nie ulega dla ciebie wątpliwości. W czasie pracy często działasz „jak w transie” – doświadczasz przepływu. Nigdy nie czekasz z utęsknieniem na zakończenie dnia pracy ani nie masz ochoty krzyczeć: „Dzięki Bogu, już piątek!”. Gdybyś nagle stał się bardzo bogaty, nie zrezygnowałbyś z pracy, a może nawet pracowałbyś bez wynagrodzenia.
Mógłbyś pomyśleć, że dla robotników praca jest zwykłą posadą, dla menedżerów karierą, a dla przedstawicieli zawodów cieszących się większym szacunkiem (takich jak lekarze, duchowni czy naukowcy) powołaniem. Jakkolwiek w tym przypuszczeniu jest trochę prawdy, to jednak moglibyśmy sparafrazować słowa Marka Aureliusza i powiedzieć: „Praca – to wyobrażenie”. Amy Wrzesniewski, psycholożka z New York University, dowiodła, że wśród przedstawicieli niemal wszystkich zawodów, które ujęła w swoim badaniu, można spotkać wszystkie trzy postawy wobec pracy. Na przykład badanie przeprowadzone wśród personelu szpitala wykazało, że salowi, którzy opróżniają baseny i ścierają z podłogi wymiociny pacjentów – najniżsi rangą pracownicy szpitala – czasami uważają się za członków zespołu, którego misją jest leczenie ludzi. Takie osoby przekraczały minimalne wymagania wymienione w opisie ich stanowiska, na przykład starając się udekorować i rozjaśnić pokój każdego chorego lub przewidywać potrzeby lekarzy i pielęgniarek, zamiast biernie czekać na ich polecenia. Czyniąc to, ludzie ci osiągali wyższy poziom samostanowienia i sami stwarzali sobie pracę zaspokajającą ich potrzebę kompetencji. Salowi, którzy pracowali w taki sposób, postrzegali swoją pracę jako powołanie i czerpali z niej dużo więcej radości niż ci, którzy traktowali ją jak zwykłą posadę.
Z wyników badań prowadzonych na gruncie psychologii pozytywnej wyłania się optymistyczny wniosek: większość ludzi może czerpać z pracy więcej satysfakcji niż dotychczas. Pierwszy krok polega na uświadomieniu sobie swoich mocnych stron. Wypełnij kwestionariusz mocnych stron, a potem wybierz zajęcie, które pozwoliłoby ci wykorzystywać swoje zalety na co dzień, dzięki czemu mógłbyś przynajmniej od czasu do czasu doświadczać stanu przepływu. Jeśli utknąłeś w pracy, która nie pozwala ci robić użytku z twoich mocnych stron, spróbuj zmodyfikować to zajęcie w taki sposób, aby odtąd było z nimi zgodne. Może przez jakiś czas będziesz musiał pracować więcej niż dotychczas, tak jak szpitalni salowi, którzy w codziennej pracy wykorzystywali takie zalety, jak życzliwość, serdeczność, inteligencja emocjonalna czy postawa obywatelska. Jeśli zdołasz zaktywizować swoje mocne strony, to praca zacznie ci przynosić więcej gratyfikacji; jeżeli znajdziesz w pracy gratyfikację, to zaczniesz doświadczać bardziej pozytywnego stanu umysłu związanego ze zwiększoną gotowością do reakcji zbliżania się; w takim stanie umysłu łatwiej będzie ci spojrzeć na swoją pracę w szerszym kontekście (dostrzec wkład, jaki wnosisz w większe przedsięwzięcie), w którym może się ona zmienić w powołanie.
W swym najlepszym wydaniu praca wiąże się zatem z poczuciem więzi i osobistym zaangażowaniem. Jak powiedział poeta Khalil Gibran: „Praca to miłość ucieleśniona”. Gibran podaje przykłady pracy wykonywanej z miłością:
To szatę tkać nićmi z serca własnego wysnutymi, tak jakby ukochany twój ją nosić zamierzał.
To dom budować z czułością,
tak jakby ukochanej twojej mieszkać w nim przyszło. To ziarno rzucać z tkliwością i plony z radością zbierać,
tak jakby ukochana Twoja owoce z pola tego spożywać miała.
Miłość i praca mają decydujące znaczenie dla poziomu szczęścia, ponieważ, jeśli jesteśmy w nich biegli, pomagają nam wykraczać poza samych siebie, budować więzi z innymi i angażować się w większe przedsięwzięcia. Szczęście zależy od tego, czy robimy to dobrze. Jego źródłem nie jest nasze wnętrze, jak twierdzili Budda i Epiktet, ani nawet pewna kombinacja czynników wewnętrznych i zewnętrznych (jak sugerowałem w prowizorycznej wersji hipotezy szczęścia, którą sformułowałem pod koniec rozdziału piątego). Jak wykażę w dalszej części tego rozdziału, poprawna wersja hipotezy szczęścia brzmi: „Szczęście pochodzi spomiędzy”.
Fragment książki Johana Haidta Hipotezy szczęścia, wyd. Feeria, Łódź 2022. Skróty i usunięcia przypisów pochodzą od redakcji „Przekroju”.