Jedni traktują ekstremalne zimno jako okazję do sprawdzenia swoich sił psychicznych, a drudzy czerpią swoją siłę psychiczną z kontaktu z ekstremalnym zimnem.
Trudno stwierdzić, czy Alexandra David-Néel była naprawdę pierwszą kobietą z Europy, która dotarła do Tybetu. Niemniej na pewno była pierwszą ważną popularyzatorką tybetańskiej duchowości i tajemniczej kultury dachu świata. Wystarczająco sprytna (przypomnijmy, dostała się do Lhasy w przebraniu żebrzącego mężczyzny) i szczerze zafascynowana buddyzmem, ponad 100 lat temu odwiedziła miasta i klasztory, w których spotkała co najmniej intrygujących lamów i joginów. Dzięki tej niesamowitej podróżniczce Zachód po raz pierwszy poznał osobliwości odgraniczonego górami kraju, a jedną z nich – o której czytelnicy mogli się dowiedzieć z wydanej w 1929 r. we Francji książki Mistycy i cudotwórcy Tybetu – jest tummo.
Tummo to po tybetańsku „ciepło”, ale rozumiane na różne sposoby: od banalnych po mniej lub bardziej ezoteryczne. Nas interesuje tummo jako zespół praktyk umożliwiających „nadnaturalne” podwyższenie (lub utrzymanie stałej) temperatury ciała za pomocą pobudzenia „wewnętrznych energii”. Adept tummo kontroluje te energie przede wszystkim za pomocą ćwiczeń oddechowych, mocno akcentujących wstrzymywanie oddechu, i wizualizacji bazującej na czymś, co można by nazwać fizjologią mistyczną. Według przekazu David-Néel praktyk wyobraża sobie np. w okolicach