Moje ski nie chciały skręcać Moje ski nie chciały skręcać
i
ilustracja: Natka Bimer
Promienne zdrowie

Moje ski nie chciały skręcać

Zakopane przed 100 laty
Ewa z Koziebrodzkich Dzieduszycka
Czyta się 14 minut

Najpierw pojawili się pierwsi turyści. Potem narciarze. Ewa Dzieduszycka przecierała i jedne, i drugie szlaki. W Zakopanem z jej pamiętnika nikomu nie śniło się o kolejkach do wyciągu na Kasprowy i o pozowaniu do zdjęcia z niedźwiedziem na Krupówkach.

Byłam już dorosłą panną, kiedy w roku 1899 babcia uznała, że zwiedziwszy już kawał świata, powinnam poznać i kraj ojczysty. Jedziemy więc w lecie do Zakopanego w trójkę: babcia, Lela i ja. Nie była to jednak podróż tak łatwa jak obecnie, kiedy pociąg zawozi turystów prawie do podnóża gór. W owych czasach pociągi kursowały tylko do Nowego Sącza. Trzeba więc było wcześniej obstalowywać jakiś wehikuł, który by nas zawiózł aż na miejsce. Na szczęście mieliśmy znajomą, panią Kronhelmową, która była właścicielką pensjonatu przy Kościeliskiej, i ona posłała po nas bardzo komfortowy powozik. Trzeba było popasać w Chabówce, gdzie można było dostać obiad, a gdy konie należycie wypoczęły, puszczano się w dalszą drogę.

W ten czas Zakopane było jeszcze bardzo mało uczęszczane, wskutek braku komunikacji, a o turystyce też mało kto z gości myślał. Największym wyczynem sportowym była wówczas wycieczka do Doliny Strążyskiej czy do Kościeliskiej. Zresztą nie można się temu bardzo dziwić, bo brak możliwych dróg utrudniał wszystkie dalsze spacery. Turystyka wysokogórska była jeszcze wtedy niemodna i na palcach można było porachować śmiałków, którzy się puszczali w góry na parę dni. Schronisk było niewiele i gdy noc zaskoczyła turystę, szczęśliwy

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

W „kraju puszystego śniegu” W „kraju puszystego śniegu”
i
zdjęcie: Wojtek Antonów
Wiedza i niewiedza

W „kraju puszystego śniegu”

czyli 10 powodów dla których warto lecieć do Japonii na narty
Wojtek Antonów

Japonia to coraz popularniejszy kierunek wśród narciarzy i snowboardzis­tów, którzy chcą posmakować jazdy w prawdziwym puchu. Wyobraźnię fanów dwóch czy jednej deski skutecznie pobudzają zdjęcia i filmy, na których jedni i drudzy szusują w głębokim po szyję śniegu, a także dane meteorologiczne wskazujące, że to właśnie w Japonii pada go wyjątkowo dużo. Około 72% powierzchni kraju stanowią obszary górskie i większość z nich świetnie nadaje się do uprawiania sportów zimowych. Najlepsze ośrodki narciarskie znajdują się na wyspie Hokkaido, a najpopularniejszym z nich jest Niseko – w wielu światowych rankingach narciarskich uznawany obecnie za miejsce, które należy obowiązkowo odwiedzić. Jednak to nie rankingi powinny przekonywać do zaplanowania wyjazdu na narty do Kraju Kwitnącej Wiśni – powodów jest co najmniej 10.

ICHI (jeden) – Śnieg

Zima w Japonii trwa podobnie jak w Europie od grudnia do marca, jednak opady śniegu, które jej towarzyszą, są wyjątkowo obfite. Na północy kraju pokrywa śnieżna często przekracza 8 m, a białe płatki sypią się z nieba średnio ponad 130 dni w roku. Jest to spowodowane napływem zimnych mas powietrza, które przemieszczając się znad Syberii, spotykają się z ciepłym i wilgotnym powietrzem znad Morza Japońskiego, tworząc wilgotne, śniegowe chmury. Padający śnieg bywa tak gęsty, że nie widać wyciągniętych przed siebie dłoni, a w ciągu 24 godzin mogą go spaść nawet 2 m.

Czytaj dalej