Legendarny twórca nowoczesnego surfingu, Hawajczyk Duke Kahanamoku, ponad 100 lat temu triumfował na igrzyskach olimpijskich jako pływak. Ale już za rok w Tokio jego „późny wnuk” ma szansę zrealizować marzenie przodka. Bo surfing wreszcie złapał wielką falę i dopłynął na niej na igrzyska olimpijskie.
Wiadomo, że ta fala istnieje, lecz jest bardziej nieuchwytna niż najbardziej niestabilne pierwiastki. Jeśli już się pojawia, ma co najmniej 9 m wysokości, ciągnie się 1,5, może nawet 2 km. Powstaje gdzieś na południowej półkuli, zapewne w okolicach Nowej Zelandii, by maksimum osiągnąć na południowym wybrzeżu hawajskiej wyspy Oʻahu, obok plaży Waikiki.
Są tacy, którzy twierdzą, że taką długaśną falę widzieli w 1916 r. A właściwie nie widzieli, tylko słyszeli od kogoś, kto widział. Robert Ripley również bazował na tym, co ktoś mu powiedział, gdy dekadę później ją rysował i umieszczał w komiksowym cyklu Believe It or Not!, w którym przedstawiał zdarzenia niecodzienne i niesamowite.
Z tą datą też do końca nie wiadomo. Jeden z tych, którzy podobno coś widzieli, rzucił rok 1916, bo skojarzył, że w tym samym czasie w Japonii zatrzęsła się ziemia, co mogło się przyczynić do powstania tej gigantycznej fali, ale coś zakałapućkał, bo sejsmografy niczego wówczas w tym czasie i w tym rejonie nie wykryły. Rok później natomiast olbrzymie trzęsienie dotknęło Samoa.
Niemniej nie ma wątpliwości, że olbrzymie fale do wybrzeża Hawajów dopływają. Największe –