Natura, czyli cząstka i lustro Natura, czyli cząstka i lustro
i
zdjęcie: faxepl/Flickr (CC BY-SA 2.0)
Promienne zdrowie

Natura, czyli cząstka i lustro

Piotr Stankiewicz
Czyta się 5 minut

Im głębiej w kryzys klimatyczny, tym bardziej trzeba się zastanowić, czym właściwie jest dla nas dzisiaj natura. 

Pojęcie „natury” to jedno z największych wyzwań dla współczesnego stoika. Ortodoksyjny stoicyzm umieścił je na sztandarze, a zgodność z naturą uznawał za podstawową zasadę etyczną. Jak wielokrotnie wspominałem, wierne trzymanie się tej zasady jest w XXI w. niespecjalnie możliwe, a jeśli ktoś próbuje, to trafia z reguły na manowce. Nierzadko groźne. Stąd też natura pojawia się względnie rzadko w moim Głosie stoika. Nie znaczy to jednak, że należy zupełnie zapomnieć o tym pojęciu. Co widać tym bardziej, im głębiej w kryzys klimatyczny, no i im głębiej w covid. 

Zacznijmy od strony, by tak rzec, polityczno-systemowej, od troski o „naturę” rozumianą jako ziemska biosfera, której cierpliwość dawno przekroczyliśmy. Być może kuszącą, ale jednak zupełną iluzją jest wierzyć, że problemy, przed którymi stoimy jako gatunek, rozwiązać można w jakiś kontr- czy alterkulturowy sposób, w duchu lat 60. minionego stulecia, odrzucenia zdobyczy cywilizacji i „powrotu do natury”. To się może udać dla jednostek na bogatym Zachodzie, natomiast nigdy nie uda się dla — sprawdźmy stan na dziś — 7 mld 853 mln ludzi. 

Można tu przewrotnie użyć modnego słówka sustainable. Jak wiadomo sustainability to niejako przeciwieństwo pięknego, acz złowieszczego pojęcia „gospodarka rabunkowa”. Jeśli coś jest sustainable, to znaczy, że nie kosztuje naturę zbyt wiele. Mówiąc ściślej: może funkcjonować bez obciążania ziemskiej biosfery w sposób, który przekracza jej zdolności do regeneracji. Przykłady są wiadome: wycinanie lasów, palenie węglem i odławianie ryb miliardami nie jest sustainable, bo prowadzi w raźnym tempie do nieodwracalnego zniszczenia tych zasobów. Sustainable będzie wegetarianizm, odpowiedzialna uprawa, prąd elektryczny ze Słońca lub z jąder uranu. To jest jasne. 

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ale uwaga: odrzucenie nowoczesności jako takiej, „powrót do stanu natury” również nie jest sustainable. Życie hippisów czy pierwszych chrześcijan to wyjście dla heroicznych jednostek, a nie statystycznych miliardów. Ratunkiem dla natury nie jest naiwne odrzucenie zdobyczy cywilizacji, ale właśnie wykorzystanie tych zdobyczy do tego, by nauczyć się żyć mniej rabunkowo. A tego nie da się zrobić bez osiągnięć nauki i technologii.

Mówiąc nieco prowokacyjnie, musimy znów nauczyć się, że jesteśmy częścią natury — my sami i to wszystko, co dotąd stworzyliśmy, zarówno dobrego, jak i złego. Ale nie chodzi mi o „jesteśmy częścią natury” w tym sensie trywialnym. Nie Dezyderata, nie new age czy naiwna lektura Marka Aureliusza. Chodzi o to, by umieć sobie powiedzieć, że lot Apolla czy Neuralink Elona Muska są dokładnie tak samo naturalne jak śpiew ptaków czy tamy stawiane przez bobry. Są bowiem dziełem jednego z gatunków zamieszkujących Ziemię. I dopiero dzięki lotom i neuralinkom będziemy mogli nauczyć się żyć bardziej sustainably, cokolwiek to będzie znaczyć w nieodgadnionej przyszłości.

To był punkt widzenia ludzkości. A co z jednostką? Przypomnę, że jako stoik reformowany uważam, że w idei natury nie powinniśmy szukać żadnych wzorców, do których należałoby „wrócić”, żadnych wytycznych postępowania czy norm, do których mamy się ślepo dostosować. W XXI w. naszym zadaniem nie jest tępo nagiąć się do jakiegoś abstrakcyjnego pojęcia natury, ale właśnie nauczyć się żyć po stoicku w świecie, w którym jest ona bardziej płynna i mętna niż kiedykolwiek wcześniej.

Nie znaczy to jednak, że z relacji z nią należy rezygnować — to byłaby małostkowa przesada. Natura jest nam potrzebna w codziennym doświadczeniu. To jedna z kluczowych, a mniej oczywistych rzeczy, o których przypomina pandemia koronawirusa. Im bardziej jesteśmy zamknięci w mieszkaniach i domach z betonu, im bardziej odcięci od zielonej trawki, lasu i jeziora, tym bardziej „wariujemy”. Celowo prowokuję tym słowem „wariujemy”, bo chodzi właśnie o fakt, że można to potoczne wyrażenie różnie rozumieć. Można je przetłumaczyć na język medyczny — bo są badania, które pokazują, że pandemia jest ogromnym kryzysem zdrowia psychicznego, plagą depresji, przemocy domowej, skokiem odsetka samobójstw. Ale można też pokazać sens filozoficzno-stoicki. Bo czy nie jest tak, że naszą sprawczość, autonomię, możliwą racjonalność i wyczucie tego, co od nas zależy, widzimy najlepiej wtedy, kiedy mamy ją z czym porównać, kiedy możemy się przejrzeć w lustrze Wielkiej Inności, tego, tej, która jest poza i ponad nami, całkowicie poza naszą kontrolą, wpływem czy nawet opisem? A najwspanialszym z tych luster jest przecież natura.

Patrząc na nią, obcując z przyrodą, doświadczając całego tego wielkiego kosmosu, który jest hen, poza moim małym „ja”, nie muszę w nim od razu szukać harmonii, przeznaczenia, żadnych ról z góry dla mnie przypisanych. Nie muszę obcować z Rozumem Kosmicznym. Mogę zachwycać się samym faktem, jak bardzo cały ten wszechświat jest poza moją kontrolą, jak zupełnie ode mnie nie zależy, jak kompletnie obojętny jest na moje własne istnienie. „Nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las”. Ktokolwiek ułożył te słowa, naprawdę trafił w sedno rzeczy.

A na koniec anegdota — co mnie zainspirowało, żeby akurat dzisiaj o tym napisać? Otóż tak się złożyło, że na początku marca miałem pierwszą od pół roku okazję wyjechać z domu, spędzić noc pod innym dachem, w innym województwie. I udało mi się ustrzelić dwie samotne wycieczki górskie, w tym jedną nocną. I zaprawdę powiadam Wam, osoby jeżdżą na Zanzibar czy w inne Karakorum, ale po co, skoro są Beskidy? Jak to się mówi, seks jest spoko, ale czy próbowaliście pójść kiedyś w góry samemu i w nocy? Już opisuję drogę. Czerwonym szlakiem w górę, obok schroniska na Kudłaczach, potem w lewo odbijamy zielonym, prosto trawersem, aż do Suchej Polany. W dole łuna Myślenic, nad głową więcej gwiazd niż kiedykolwiek zobaczą miejskie oczy. Droga przez las, który żyje w nocy, pohukuje sowa, coś przebiega zarośla. Księżyc już wschodzi nad Kamieńczykiem. Zaprawdę powiadam Wam, sedna rzeczy dotknął też cadyk Cwi z Niemojczyc, mówiąc, że świat jest pełen wielkich świateł i wielkich tajemnic, a człowiek zasłania je sobie swoją małą dłonią.

Czytaj również:

Zwierzaki dzieciaki Zwierzaki dzieciaki
i
fotografia: Andy Holmes/Unsplash, domena publiczna
Ziemia

Zwierzaki dzieciaki

Mikołaj Golachowski

Niektóre wykluwają się z jaj na grzbiecie samicy, inne w kieszeni na brzuchu samca. Jeszcze inne, jak homo sapiens, cały rozwój płodowy odbywają w ciele matki. Są i takie, dla których matka staje się pierwszym posiłkiem.

David Attenborough, kilka lat temu zapytany przez dziennikarkę Joannę Nikodemską o najciekawsze jego zdaniem zwierzę, odpowiedział po chwili namysłu, że najbardziej fascynuje go trzyletnie ludzkie dziecko, którego możliwości rozwoju i adaptacji są wprost nieograniczone. Z tą samą dziennikarką mamy od ponad ośmiu lat możliwość weryfikowania jego zdania i faktycznie – obserwowanie rozwoju młodocianego przedstawiciela homo sapiens to nieustająca i fascynująca przygoda.

Czytaj dalej