(Nie)jedyna taka sobota (Nie)jedyna taka sobota
Pogoda ducha

(Nie)jedyna taka sobota

Anna Rembowska
Czyta się 6 minut

To ostatni punkt, który dzieli nas od pełnej wiosny, ten, po którym wybuchną kwiatami drzewa owocowe, urośnie trawa, a weekendy staną się już tak ciepłe, że będzie można jeździć na wycieczki: Wielkanoc.

Święto trudne do objęcia rozumem i emocjami, nawet dla wierzących. Najważniejsze święto roku liturgicznego chrześcijan, które jednak, w obliczu faktu, że najistotniejszy jego dzień – Wielki Piątek – jest dla większości polskiego społeczeństwa dniem pracującym, staje się zwykle przedłużonym weekendem spędzanym albo przy stole wśród gór jedzenia, albo na wyjeździe i łapaniu pierwszych promieni słońca. Pamiętam okolice Wielkanocy kilkanaście lat temu, kiedy wybrałam się, jak inni, do kina, mając nadzieję, że mojemu przeżywaniu tych świąt nada dodatkowy sens seans filmu Pasja Mela Gibsona. Niestety, po ekranie latały kawałki

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Królestwo za orzechy Królestwo za orzechy
i
zdjęcie: Wouter Supardi Salari/Unsplash
Dobra strawa

Królestwo za orzechy

Dominika Bok

Przypominają kształtem ludzki mózg i znakomicie wpływają na pamięć, koncentrację oraz nastrój. Żeby były lepiej przyswajalne, warto namoczyć je przed spożyciem albo – w wersji dla zaawansowanych smakoszy – wytłoczyć z nich olej.

Sama nazwa orzecha włoskiego sugeruje, że ta roślina szczególnie lubi ciepło – typowe dla południowej Europy. Rzeczywiście w wyjaśnieniach etymologicznych jest trochę prawdy, gatunek ten można było spotkać w naszej – całkiem słonecznej wówczas – strefie klimatycznej, zanim nastała epoka lodowcowa, a wraz z nią doszło do wymarcia dużej części flory. Kiedy jednak orzech na dobre zadomowił się po raz wtóry na naszych terenach, doszło do zabawnej pomyłki. Tak naprawdę przywędrował on bowiem nie z Półwyspu Apenińskiego, lecz z Bałkanów przez Wołoszczyznę (górzystą krainę w Rumunii). Nie bez powodu w starych książkach kucharskich do dziś wśród wielu innych ingrediencji znaleźć można w przepisach „orzechy wołoskie”. Dolejmy jeszcze trochę oliwy do ognia tej językoznawczej historii: w Anglii orzechy włoskie nazywane są English walnut, Persian walnut, a czasami – kamień z serca – tylko walnut. Tyle określeń na jednego niepozornego orzeszka! Chociaż czy rzeczywiście tak niepozornego?

Czytaj dalej