Olej zdrów jak ryba Olej zdrów jak ryba
i
fot. Sergio Boscaino, Flickr.com/CC BY 2.0
Dobra strawa

Olej zdrów jak ryba

Rozmowa z dr Marianną Raczyk z Instytutu Nauk o Żywności SGGW
Sylwia Niemczyk
Czyta się 10 minut

Popularna wyliczanka zdrowego żywienia to: ograniczyć sól, wyeliminować cukier, zmniejszyć spożycie tłuszczu. I rzeczywiście te dwa pierwsze zalecenia są jak najbardziej zasadne, ale to już trzecie – nie.

O olejach, których powinniśmy spożywać więcej, a nie mniej, mówi dr Marianna Raczyk, technolożka żywności i żywienia z Instytutu Nauk o Żywności SGGW w Warszawie.

Sylwia Niemczyk: Jaki olej poleca Pani w pierwszej kolejności?

Dr Marianna Raczyk: Lniany, według mnie ma prawie same zalety. Lubię jego zapach, ma bardzo dobry smak, pasuje do wielu potraw. Jest naszym produktem lokalnym, to kolejny jego plus, no i oczywiście jest idealnym źródłem kwasów omega-3 i antyoksydantów. Kiedyś był u nas bardzo popularny, potem został trochę zapomniany, teraz mam wrażenie, że znowu wrócił na stoły.

Ale jednak tylko: „prawie same zalety”?

Jego wadą jest to, że stosunkowo szybko się psuje, na pewno nie postoi tak długo, jak np. rafinowany olej rzepakowy. Ale psuje się właśnie dlatego, że jest taki zdrowy – zawarte w nim cenne kwasy omega-3 bardzo łatwo ulegają utlenieniu. Łatwiejsza do przechowywania będzie oliwa, którą lubię prawie tak samo jak olej lniany. A już najlepszy, jeśli chodzi o proporcje kwasów omega-3 i omega-6, będzie olej rzepakowy, który też polecam wszystkim. Lniany, rzepakowy i oliwa z oliwek to moja

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Wybierz jeszcze mniej Wybierz jeszcze mniej
i
zdjęcie: Rawpixel (domena publiczna)
Dobra strawa

Wybierz jeszcze mniej

Z cyklu „Dieta Cud”
Monika Kucia

Okres postu wielkanocnego i przedwiośnia to doskonała okazja, by przypomnieć tradycyjne produkty, uruchomić wyobraźnię kulinarną i rozsmakować się w prostych daniach.

„Pamiętam, jak w Środę Popielcową dziadek zdejmował fajerki i wypalał żywym ogniem żeliwną patelnię oraz wszystkie garnki na cały Wielki Post, żeby nie było na nich tłuszczu zwierzęcego. Potem wszystko przecierał konopnym olejem” – opowiada mi Bogdan Gałązka, szef kuchni i badacz kulinariów historycznych. Mówi też, że w dawnej kuchni polskiej w menu postnym były i ryby, i kaczki, bo przecież pływają w wodzie. O bobrze wiadomo, bo to sensacja. „W Wielki Piątek jedzono 30 dań, tak się wszyscy umartwiali” – śmieje się.

Czytaj dalej