Ostra jazda Ostra jazda
i
fot. pexels.com
Promienne zdrowie

Ostra jazda

Wojtek Antonów
Czyta się 9 minut

Jak zwykle na wiosnę zaczynamy myśleć o aktywności fizycznej i wyciągamy lekko przykurzone rowery, oczywiście obiecując sobie, że wszędzie będziemy pedałować. Gdyby ktoś chciał w tym roku podnieść poprzeczkę, może spróbować, jak smakuje tzw. ostre koło, czyli jazda rowerem gdzie napęd jest połączony na stałe z zębatką.

Rower, wynaleziony i udoskonalany od połowy XIX wieku jest jednym z najbardziej ekonomicznych i efektywnych środków transportu jakimi posługuje się ludzkość. W wielu częściach świata wciąż często od posiadanie roweru ma znaczący wpływ na poziom życia jego użytkownika. Na przestrzeni czasu powstawały najróżniejsze konstrukcje i napędy rowerowe – od pojazdu poruszającego się dzięki odpychaniu się od ziemi, do skomplikowanych systemów przerzutek umożliwiających dopasowanie przełożenia do trasy.

Przerzutki są dla dziadków

Pomimo iż istniejące od przełomu XIX i XX wieku przerzutki są wynalazkiem, który cyklistom bardzo ułatwił życie, długo nie mógł on wejść do powszechnego użytku. Pierwszą przeszkodą były niedoskonałości techniczne, drugą natomiast niechęć (sic!) ortodoksyjnych użytkowników rowerów. Henri Desarange, twórca legendarnego wyścigu kolarskiego Tour de France aż do 1930 roku nie chciał dopuścić do startu rowerów z przerzutkami twierdząc, że „zmienne przełożenia powinny być dopuszczalne tylko dla ludzi powyżej 45. roku życia” a nie dla najlepszych na świecie kolarzy startujących w wyścigach. Według Desaranga jedynym słusznym napędem roweru powinien być taki, w którym piasta tylnego koła jest na sztywno połączona z zębatką połączonej z korbami (pedałami) łańcuchem.

Ostry rower

Sztywne połączenie tylnego koła z napędem powoduje, że jadący rowerzysta musi nieustannie pedałować, a im szybciej jedzie, tym szybciej pedałuje. Z kolei w momencie, w którym chce się zatrzymać nie może po prostu wcisnąć hamulca, tylko musi wytracić prędkość siłą mięśni hamując obracające się wraz z kołem pedały. Rozwiązanie to, choć wymaga wprawy i dość powszechnie uznawane jest za niebezpieczne, wciąż ma wielu wiernych fanów. Więcej, grono to stale się powiększa, i to na całym świecie. Rowery z takim napędem nazywane są po angielsku „fixed gear”, w Polsce przyjęło się określenie „ostre koło”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Rower dla kurierów

Choć na początku ostre koło zarezerwowane było dla wyczynowców, z czasem odeszło do tzw. lamusa. Jeszcze w latach 60. XX wieku mistrzostwa Wielkiej Brytanii w kolarstwie wygrywali przede wszystkim zawodnicy na rowerach typu „fixed gear”. Dość szybko jednak zawodowi kolarze docenili przerzutki, a sztywne piasty zostawili zawodnikom jeżdżących na czas po specjalnych drewnianych torach. W latach 70. już nikt nie chciał pedałować „na ostro”. Wtedy zresztą nastąpiła prawdziwa rewolucja: do użytku weszły pierwsze rowery „górskie”, które na długi czas zdominowały rynek. Dodatkowe urządzenia, takie jak hamulce klamkowe, amortyzatory i nowe systemy przełożeń zaczęły oblepiać dwukołowce jak pajęczyna.

Grupą, która przywróciła ostre koło do (prawie) powszechnego użytku byli (a jakże!) nowojorscy kurierzy rowerowi. Prosty i niezawodny napęd rowerowy miał dla niech wiele zalet, z których najważniejszą jest… niezawodność. W ostrym kole nie bardzo ma się co zepsuć, a jego eksploatacja jest tania i bezproblemowa. Brak bajerów powoduje, że rower może być bardzo lekki – co przy pracy kuriera oszczędza siły i umożliwia sprawniejszą jazdę. Poza tym, do jazdy na ostrym kole wymagana jest duża wprawa, wręcz kunszt.

fot. pexels.com
fot. pexels.com

Suma tych cech sprawiła, że rowerami typu „fixed gear” poruszają się ci, którzy w miejskiej dżungli muszą przemieszczać się najsprawniej, czyli kurierzy. Ostre koło stało się, obok dystyngowanego „holendra”, rowerem typowo miejskim. Śmigając bez hamulców pomiędzy samochodami i po zatłoczonych ulicach, bijąc rekordy dostarczanych dziennie przesyłek i modyfikując, odchudzając i stylizując swoje rowery kurierzy (z początku nowojorscy, ale pomysł szybko podchwycili przedstawiciele tej branży w innych metropoliach) wylansowali modę, która szybko podbiła wszystkie większe stolice na całym świecie.

Fixed i yakuza

Ostre koło wciąż jest też mocno związane ze sportem. Rozgrywane w Japonii torowe wyścigi nazywane keirin są jedną z najbardziej emocjonujących (i najbardziej dochodowych) narodowych rozrywek. Przez długi czas w Kraju Kwitnącej Wiśni był to jedyny, oprócz wyścigów konnych, sport który można było legalnie obstawiać u bukmacherów. Dzięki temu keirin zdobył ogromną popularność a także… zainteresowanie yakuzy, czyli japońskiej mafii. Duże pieniądze i możliwość „ustawiania” wyścigów zaowocowały wielkimi skandalami w których udział mieli zarówno kolarze, działacze jak i mafiozi.

Dziś, aby wziąć udział w wyścigu trzeba zdobyć specjalną licencję, którą uzyskuje się po przejściu półrocznego treningów w szkole keirin. Zawodnicy trenują po kilka godzin dziennie, zaś resztę czasu spędzają na zajęciach teoretycznych. Startujący na japońskich torach mają także oficjalny zakaz jakichkolwiek kontaktów z yakuzą.

Od rozegranych w 2000 roku Igrzysk Olimpijskich w Sydney keirin jest konkurencją olimpijską.

Rowerowa alternatywa

Moda na „fixed gear” świetnie odnalazła się jako alternatywa dla przeładowanych technologicznymi gadżetami, ciężkich i niezgrabnych rowerów masowo produkowanych przez wiodących producentów. Młodzi ludzie z Berlina, Londynu czy Warszawy – już niekoniecznie kurierzy – jeżdżą na swoich ostrych kołach, ceniąc sobie ich niezależny charakter i możliwość wprowadzania własnych, mniejszych lub większych zmian w wyglądzie czy funkcjonalności roweru. „Fixed gear” szybko stał się symbolem miejskiego życia, a nawet modnym gadżetem szeroko pojętych hipsterów.

Czytaj również:

Bogini jogi Bogini jogi
i
Indra Devi i jej uczennica podczas ćwiczeń w Indra Devi Yoga Studio w Hollywood, około 1952 r.; zdjęcie: Earl Leaf/Michael Ochs Archives/Getty Images
Wiedza i niewiedza

Bogini jogi

Piotr Żelazny

Przeżyła cały XX wiek – rewolucję bolszewicką, obie wojny światowe, narodziny nazizmu i ruchów niepodległościowych, a nawet upadek mesjasza. Była imigrantką, aktorką, tańczyła w kabaretach, grała w Bollywoodzie, zyskała nawet uznanie w Hollywood. Jednak przede wszystkim dała światu zachodniemu jogę.

Trudno powiedzieć, kto był najsłynniejszym uczniem Indry Devi. Jedni twierdzą, że to Greta Garbo zapewniła jej sławę, drudzy wskazują, że kluczowa była Gloria Swanson, która pozwoliła się sfotografować w studiu jogi Devi, tuż po premierze Bulwaru Zachodzącego Słońca, kiedy to aktorką zachwycał się cały kraj. Wiadomo, że jogę praktykowała też Marilyn Monroe – istnieje nawet zdjęcie, na którym jakoby ćwiczyła z Devi. W rzeczywistości tamta fotografia przedstawiała inną hol­lywoodzką blondynkę, Evę Gabor. Mimo to utarło się, że Monroe również była uczennicą pierwszej joginki Hollywood. I z pewnością Indrze taka pogłoska nie zaszkodziła.

Czytaj dalej