Nie trzeba znać na pamięć przebiegu ceremonii parzenia herbaty ani wiedzieć, ile razy należy przetrzeć czarkę. Ważniejszy jest duchowy aspekt rytuału, a jego siła tkwi w prostocie, skromności i bliskości natury.
W jednym z filmów anime bohaterka przeprowadza tradycyjną japońską ceremonię parzenia herbaty. Z uśmiechem przygotowuje napój, chociaż obowiązkowa pozycja siedzenia z podkurczonymi nogami sprawia jej ogromny ból. Kiedy goście wychodzą, kobieta mdleje z wyczerpania. Dlaczego zadała sobie aż tyle trudu?
Według legendy herbata powstała wtedy, gdy Bodhidharma ‒ półmityczny pierwszy patriarcha chińskiego buddyzmu zen ‒ zasnął podczas dziewięcioletniej medytacji. Zagniewany, odciął sobie powieki, by taka sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. Gdy jego powieki opadły na ziemię, wyrosły z nich pierwsze krzewy herbaciane. Napar z liści pomagał mnichom zachować świeżość umysłu podczas medytacji. Wkrótce napój stał się popularny nie tylko w klasztorach, chociaż na zawsze pozostał związany z zen. Dotarł przez morze do Japonii, gdzie wykształciła się sztuka zwana chanoyu (dosłownie „wrzątek na herbatę”) lub chadō („droga herbaty”). Dziś wciąż jest praktykowana nie tylko w Kraju Kwitnącej Wiśni, lecz także na całym świecie.
Droga, nie ceremonia
Pawilon herbaciany