Historia kąpieli może też sporo powiedzieć o kulturze i sztuce – znakomitymi pływakami byli choćby Czesław Miłosz czy lord Byron. Rozmowa z Piotrem Kieżunem, pasjonatem literatury i wody.
Agnieszka Drotkiewicz: Prowadzisz blog „Świat wpław” poświęcony różnym aspektom historii pływania. Zacznijmy zatem od początku, czyli od starożytnej Grecji…
Piotr Kieżun: Wydawać by się mogło, że pływanie było wtedy ważnym elementem życia: dookoła morze, społeczeństwo usportowione, wojny z Persami prowadzi się na wodzie etc. Tymczasem kiedy zacząłem zgłębiać temat, okazało się, że na żadnym z czterech największych igrzysk olimpijskich organizowanych w starożytnej Grecji wśród dyscyplin nie było pływania. Grecy nie pływali na czas, nie ścigali się. Co prawda, pływanie jako konkurencja sportowa pojawia się u Pauzaniasza, gdy wspomina on o lokalnych zawodach podczas igrzysk organizowanych ku czci Dionizosa. Tyle że jak spojrzymy na źródłosłów użytego tam słowa kolymbos – „pływanie”, to okazuje się, że oznacza ono w pierwszym rzędzie „nurkowanie”. Nie ma więc mowy o ściganiu się wpław, co najwyżej o skokach do wody. Małe rozczarowanie, ale w sukurs – jak to bywa w studiach nad starożytną Grecją – przychodzi nam Platon. W swoich Prawach podaje on definicję człowieka głupiego: głupcem jest „[…] ten, który ani czytać, ani pływać nie umie”. To zdanie daje do myślenia, bo jeśli uznamy, że nie jest to prawda filozoficzna Platona, tylko przytoczone przez niego greckie powiedzenie, to znaczyłoby, że Grecy – mimo że się nie ścigali w zawodach – w większości umieli pływać. Nie uważali się przecież za naród głupców.
„Nurek z Paestum” z tzw. grobowca nurka, Paestum, Włochy, 480–470 p.n.e. (fragment). Źródło: Wikimedia Commons
I teraz w historii pływania następuje długa, długa przerw