Leżą na ręcznikach, kocach, materacach; bez parawanów, ale pod parasolkami. Zamyśleni stoją po kolana w wodzie, budują zamki z piasku, zbierają muszelki. Grają w karty, tryktraka, siatkówkę, kometkę. Czytają. Smarują się olejkami, są mokrzy od wody albo wysuszeni od słońca. Starzy, w średnim wieku, młodzi i dzieci. Skubią słonecznik, kroją arbuza, piją piwo. Nie przyglądają się sobie. Plażują za skałą, za krzakiem albo za dopływem rzeki. Za jakąś umowną granicą.
Na razie ich obserwuję. Aby do nich dotrzeć, muszę spełnić jeden warunek: ściągnąć tekstylia! Ale nie mam odwagi.
Zderzenie z golizną
Mam za duży brzuch, cellulitis i nierówny biust. Strój kąpielowy daje mi poczucie bezpieczeństwa. Siedzę więc na ręczniku i zza rachitycznych krzaczków śledzę ruchy tych, którzy nie opalają ciuchów. Czekam na pierwszych, co opuszczą rozebraną zonę. Jeszcze wierzę, że uda mi się napisać ten reportaż w ubraniu.
Pierwsze wychodzą dwie starsze panie. Narzucam pareo i ruszam w ich kierunku. Polki. Basia oraz Hanka, siostry z Warszawy. Lepiej trafić się nie da. Idziemy na piwo.
– Ale jak pani ma to napisać, jak pani nie wie, jak to jest? – stwierdza bardziej, niż pyta ta starsza, Hania. – To jest w ogóle niereporterskie podejście. Musi pani spróbować, bo to będzie nie fair.
– Tego się w ogóle nie da do niczego porównać, to jest wolność w pełnym wymiarze – dodaje Basia. – Do bułgarskiego Sozopola przyjeżdżam regularnie od dziesięciu lat. Mam tu apartament. Lubię, bo swojsko. Na naszą plażę głównie przychodzą Bułgarzy. Jest cicho i spokojnie. Siostra od niedawna przyjeżdża ze mną. Nasi mężowie to tradycjonaliści, nie podzielali naszej pasji. Siedzieli sobie w kawiarni, a my tutaj, za umowną granicą.
Ale ich doświadczenie nudyzmu nie zaczęło się nad Morzem Czarnym. Hania po raz pierwszy zobaczyła golasów nad węgierskim Balatonem, a Basia w Szwecji. Obie z purytańskimi zasadami komunistycznej Polski napatrzeć się nie mogły na nagusów.
– Jakoś nad ten Balaton w nocy przyjechaliśmy i byłam potwornie zmęczona. Kiedy rano się obudziłam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom: same nagusy, grubi, chudzi, starzy, młodzi… – wspomina Hania.
Za to Basia szwedzkie doświadczenie uważa za jedno ze śmieszniejszych.
– Pamiętam ten szok. Siedzę nad jeziorem i co jakiś czas do wody wskakują ludzie w bielutkich strojach kąpielowych. A że takich nie widziałam, to się zaczęłam przyglądać. No i się okazało, że byli goli – wspomina. A potem już poszło. Hanka zamieszkała w Szwecji, Basia w Kanadzie i zrozumiały, że nie ma się co wstydzić własnego ciała.
– Wokół mnie byli głównie protestanci – mówi Hanka. – A oni mówią, że Bóg nas stworzył na własne podobieństwo. Jesteś, jaki jesteś, więc zaakceptuj to, a nie komentuj. Ewa i Adam powinni być dla nas przykładem. I mnie się to bardzo podoba.
Basia zaczęła doceniać wygodę oraz poczucie wolności, które daje nagość.
– Nie mogę siedzieć ani chwili w mokrym kostiumie. Od razu łapię zapalenie jajników albo jakąś inną przykrą dolegliwość. A do wody chcę wchodzić często, bo jest gorąco. Ile musiałabym brać strojów kąpielowych? A dodawać nie trzeba, że ściąganie z siebie takiej mokrej szmaty do przyjemnych nie należy, bo to się nie chce od ciała odkleić. A potem znowu trzeba by zakładać suche. I jeszcze szukać przebieralni. To za dużo roboty. Ta ceremonia ściągania mokrego stroju jest tak nieestetyczna, że nie chce mi się tego robić.
No i obie cenią sobie zasady plaży dla nudystów: nikt się nie gapi, nie naśmiewa się, nie zakrywa parawanami. Jest cicho i nie ma podrywów.
– Każdy siebie szanuje – mówi Basia. – Kultura na plaży dla naturystów jest zdecydowanie wyższa niż na zwykłej. Nie ma ostentacji, intymności nie wprowadza się w publiczne miejsca, dlatego zwyczajowo nie ma parawanów.
– No i jeszcze jest zasada, że jak z plaży wychodzimy, to się ubieramy – dodaje Hanka. – Trzeba mieć do siebie szacunek i nie naruszać granic. Cywilizacja nie przyjmuje golasów, więc nie wyobrażam sobie, że wchodzę rozebrana jak do rosołu do restauracji, czy nawet na zwykłą plażę. To się nie tylko tyczy kobiet, mężczyzn też. Jak widzę wielki, odstający, spocony brzuch w restauracji to jeść mi się odechciewa, a to przecież zdarza się nagminnie.
Umawiam się z dziewczynami na następny dzień. Mam z nimi ćwiczyć „golasowanie”. Ale pękam, choć już wiem, że tego nie uniknę.
Tekstylni nudziarze
Hamuje mnie wychowanie w katolickiej rodzinie i poczucie wstydu, bo przecież wiem, że już starożytni Rzymianie z nagością problemów nie mieli. Hamują mnie Chałupy – mekka polskich nudystów – niedaleko których się wychowałam i historie o mandatach wypisywanych tam bezwstydnikom. I bunt Kaszubów po szlagierze Wodeckiego, który ściągnął do rybackiej wioski nie tylko amatorów nagich kąpieli, ale także podglądaczy z lornetkami. A także wszelkiej maści zboczeńców.
Ale nie mam wyjścia. Taka robota.
Im dalej na północ, tym „fryzurki” czarnomorskich golasów się zmieniają. Zależą od kraju – o ile w Bułgarii strzygą się na łyso, to już Rumunia nie jest tak restrykcyjna – dopuszcza różne uczesania. Nawet fikuśne warkoczyki. Ukraina zaś miesza style. Czasem widać dodatki: kolorowe turbany na głowie, bransoletki z muszelek na kostkach, długie kolczyki z piórkami. Ja zaś od Nessebaru występuję z coraz mniej bladym brzuchem, piersiami i tylną częścią ciała.
Ale nie od razu Rzym zbudowano.
Opalanie ciała – pomijając zdrowotne walory kąpieli nago – nie zawsze było trendy, kojarzyło się z pracą na roli. Modę na nie zapoczątkowała sama Coco Chanel, która w 1923 r. zeszła z jachtu ze złocistą skórą, wywołując szok i skandal. Pewnie się nie spodziewała, że rozpocznie trend na masowe zrzucanie trykotowych pancerzy kąpielowych.
Moda plażowa zaczęła się zmieniać. Mężczyźni zrzucili pantalony i ubrali podkoszulki z kąpielówkami, a kobiety sięgnęły po dwuczęściowe kostiumy. Z Francji lat 40. przyszły wysokie majtki i staniki, a po II wojnie światowej terytoria zajmowane przez tekstylia coraz bardziej zaczynały się zmniejszać.
Na salony, a raczej na plaże, nieśmiało zaczęło się wkradać bikini. Zaprojektował je Louis Réard w 1946 r., ale trochę się pospieszył, bo do jego prezentacji nie mógł znaleźć modelki. Zgodziła się za to tancerka erotyczna. Bikini zrobiło furorę dziesięć lat później, kiedy na Francuskiej Riwierze wystąpiła w nim Brigitte Bardot. A kolejna francuska gwiazda – Simone Silva – przypadkiem dała się sfotografować topless Robertowi Mitchumowi. Potem poszło już jak z płatka.
Naga rewolucja
Zanim jednak ktokolwiek usłyszał o modzie plażowej, trendy był naturyzm. Już w 1840 r. nagie morskie kąpiele praktykowano w Anglii, ale za panowania królowej Wiktorii tej uciechy zakazano. Wróciła za to wśród powściągliwych Niemców. Już w 1898 r. w Essen powstał pierwszy Klub Naturystów, a w 1900 r. grupa Wędrowne Ptaki (Wandervögel) szukała w kraju odludnych miejsc i opalała się nago. W tym samym roku Heinrich Pudor napisał Kult nagości, podbijając nim serca ówczesnych zwolenników powrotu do natury.
Do tego, w latach 20., nawiązał Ruch na rzecz Naturalnego Leczenia (Naturheilbewegung), a jego członkowie uskuteczniali nagie kąpiele słoneczne dla podratowania zdrowia. Przekonani do Pudorowskiej teorii o uzdrawiających właściwościach słońca i wiatru, które można wchłaniać przez skórę, rozpoczęli nagą rewolucję.
Książka Pudora stała się manifestem naturyzmu i w niedługim czasie niedaleko Hamburga powstał ruch Kultura Wolnego Ciała (Freikörperkultur, czyli FKK), który rozprzestrzenił się po innych niemieckich ośrodkach i zrzeszał tysiące osób. Pod tym samym szyldem FKK działa zresztą do dziś.
Kult nagiego ciała wpisywał się nawet w ideologię faszystowskich Niemiec, związaną z czystą rasą aryjską. Jednak w 1933 r. Goering wydał zarządzenie, które określało nagość jako „największe zagrożenie dla niemieckiego ducha” i tym samym zdelegalizował organizacje naturystów. Ale to nie oznaczało upadku ruchu. Naturyści zeszli do podziemi, kontynuując działalność pod banderą budowania tężyzny fizycznej.
W 1936 r. pojawiła się nawet idea, by pokaz naturystyczny otworzył berlińskie Igrzyska Olimpijskie. Szybko upadła. Mimo to latem 1939 r. naturystom udało się zorganizować własną Olimpiadę w szwajcarskim Thielle.
Nie tylko zgniły Zachód
Pierwszym państwem, które przeprowadziło prawdziwą rewolucję obyczajową, był Związek Sowiecki. I to już na samym początku swojego istnienia, kiedy to zaczął burzyć burżuazyjne, a więc jakoby także pruderyjne porządki.
Zdekryminalizował homoseksualizm, szydząc z Zachodu, że nie rozumie naturalności tych zachowań. Stał się mekką wolnego seksu, którego skutki eliminował aborcją – był pierwszym krajem, który ją zalegalizował – i otworzył się na naturystów.
Od 1924 r. po Moskwie zaczęli krążyć rozebrani ludzie ozdobieni wstążką z napisem „Precz ze wstydem!”. Jeździli tramwajami, spędzali czas w parkach, chodzili po ulicach. Na fali entuzjazmu budowy nowego społeczeństwa rzucono się do eliminowania wszelkich wartości starego świata: rodziny, małżeństwa, tradycji. Przeszłość wwalono do jednego worka o nazwie „przeżytki burżuazji” i zabrano się do wcielenia w życie nowatorskiej ideologii.
Ludzie nowej formacji głosili, że pochodzą od małpy, w związku z tym są zwierzętami i niepotrzebne im jest ubranie. „Jesteśmy dziećmi słońca i powietrza! Nie potrzebujemy odzieży, która zakrywa piękno naszego ciała. Wstyd jest burżuazyjną przeszłością sowieckiego narodu” – głosili.
I stworzyli pierwszą sowiecką plażę dla nudystów – tuż pod ścianami Kremla, na brzegu rzeki Moskwy. Ludzie zrzucali z siebie robocze kombinezony i wystawiali blade ciała na działanie słońca oraz wody. To pozwalało na chwilę wydostać się z szarej rzeczywistości, uwolnić od rutyny, a także permanentnej kontroli.
Ale historia tej intensywnej wolności w Związku Sowieckim jest krótka. Po kilku latach minister zdrowia Nikołaj Siemaszko wydał oświadczenie o zaprzestaniu podobnych praktyk, tłumacząc to faktem, że społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe na tego typu zmiany. Nie zużyły się bowiem jeszcze takie kapitalistyczne „pozostałości” jak chuligaństwo i prostytucja. Niestety, z tego okresu nie zachowało się zbyt wiele materiałów dokumentalnych. Przynajmniej oficjalnie.
W czarnomorskich kurortach Krymu oraz Gruzji udało się jednak jeszcze zorganizować plaże dla naturystów.
Ale ZSRR zaczął zapadać w obyczajową śpiączkę. Za męski homoseksualizm zsyłano do łagru i odbierano majątek, podobnie było z aborcją. Z filmów wycinano sceny pocałunków, prostytucja – oczywiście jako burżuazyjny przeżytek – już nie istniała. A w 1986 r. Ludmiła Nikołajewna Iwanowa, na telemoście Leningrad-Boston, ogłosiła światu, że „w Sowieckom Sojuzie seksa niet!”.
Więc o jakich golasach mogłaby być mowa? Ale jakaś jednak była.
– U nas w Odessie plaża dla nudystów była zawsze – mówi Marina. – Mam siedemdziesiąt lat i jestem nudystką od urodzenia. Bo człowiek rodzi się goły. Ja się chyba nigdy nie kąpałam w ubraniu. Jedyne, co mi trochę przeszkadza, to fakt, że na naszych plażach nie ma handlu obnośnego. Nie kupisz ani kukurydzy, ani samiczek [pestek słonecznika – przyp. S.B.], ani nawet zimnego piwa czy lodów. Trzeba się ubrać i iść. Na krymski Koktebel już nie pojadę, bo Ukraińcom trudno wjechać. Zostaje Odessa-Mama. Rok temu mąż mnie na Gruzję namówił. Ale tam to już nie ma żadnej wolności. Zbuntowałam się i nie weszłam do wody. Skandal.
Choć nie zawsze tak było.
W połowie lat 30. w abchaskiej Gagrze i adżarskim Batumi zezwolono na otwarcie „medycznych plaż dla kobiet”. Były to specjalnie odgrodzone terytoria dla „przeprowadzania leczniczo-profilaktycznych procedur i kąpieli słonecznych i morskich pod kontrolą personelu medycznego”. Panie leczyły się tu na gruźlicę, anemię, a także uzupełniały niedobór witaminy D. Uważano, że helioterapia doskonale leczy wrzody, rany i wpływa na zrost kości po złamaniach. Podobne plaże istniały także dla mężczyzn. Przestały działać na początku lat 90. Batumskiej już nie ma, ale ta w Gagrze istnieje, tylko nikt o nią nie dba.
I choć dziś wybrzeże Morza Czarnego obfituje w plaże dla nudystów, na Kaukazie Południowym próżno ich szukać.
Za to, mimo ostrych purytańskich zakazów Wielkiego Brata, golasy zdołały przeniknąć za Żelazną Kurtynę.
Nagie piękności z NRD
– Pracowałem jako przewodnik Orbisu w Słonecznym Brzegu – opowiada Iwan. – Ech, te enerdowskie piękności. Wtedy Bułgarzy nie opalali się nago tak często, jak dziś, w zasadzie ta moda przyszła z Zachodu. A było na co popatrzeć. Oddzielne plaże były dla kobiet i dla mężczyzn.
W latach 50. na Zachodzie nudyzm przeżywa kolejną młodość, ten egzotyczny wiatr zmian nie zostaje bez wpływu na zamknięty Środek i Wschód Europy. Turyści z Francji oraz Niemiec wybierający tańsze wakacje nad Bałtykiem, Morzem Czarnym czy Balatonem przemycają nagość na plaże bloku sowieckiego. Oczywiście kara się ich mandatami, ale zrywu nie da się powstrzymać. To zew wolności. Absurdalna zabawa w kotka i myszkę, umundurowana władza kontra ludzie bez majtek.
– W Rumunii nie było tak lekko, mieliśmy poważny reżim – mówi Gabriel, którego rodzinę zaczepiam na najsłynniejszej plaży dla nudystów w Vama Veche. – Ale nocami zbieraliśmy się w kilka osób i pływaliśmy nago. Dziś za to jest luksus. Robimy to, bo możemy. Żadna filozofia.
Gabriel odpoczywa z żoną Marią, siedmioletnią córką Cristiną oraz szesnastoletnim synem Ioanem. Obserwuję ich rodzinę ze swojego ręcznika. Najpierw grają w karty, potem brat z siostrą rzucają piłką plażową, od czasu do czasu wchodzą do morza dla ochłody. Kiedy idą na obiad, ruszam za nimi.
Ciężko zagadać do nagich ludzi. Nawet jak sama jestem naga. W ubraniu lżej. Idziemy razem, ale z nich wszystkich tylko Gabriel trochę mówi po angielsku.
– Całą rodziną co roku jeździmy do Vama Veche – mówi. – Na zagranicę nas nie stać, ale to nie szkodzi, tu jest doskonale. Mamy i wolność, i radość. Nie ma się czego wstydzić, przecież dzieciaki znamy od urodzenia, one nas też. Ciało to ciało, każdy ma takie samo. Wypocząć można tylko na takiej plaży, bo nikt obcy się nie przygląda.
Ale z tymi gapieniem się nie zawsze było tak, jak każą zasady. Bynajmniej za czasów socjalistycznych. Młodzi chłopcy na plażę w Chałupach najczęściej chodzili z ciekawości.
– Z reguły leżeliśmy na brzuchach, bo jak się ma osiemnaście lat, to inaczej człowiek reaguje – wspomina Irek swoje wakacje nad Bałtykiem. – Poszliśmy oczywiście popatrzeć na enerdówy, aż tu nagle na plażę wchodzi tekstylna. I nie ma kocyka. Przechodzi obok nas i gdzieś niedaleko siada na samym piasku. Najpierw ściąga majteczki, potem staniczek. Zapraszamy ją do siebie, bo jest nas trzech i chętnie się podzielimy miejscem. Już nie pamiętam, który z nas był pokrzywdzony, ale poszliśmy się kąpać. Ona mówiła, że nie umie pływać, ale obiecałem, że ją uratuję, jakby co. No i faktycznie zaczęła się topić. Wyciągnąłem ją z wody, ale wtedy pojawił się kolega. Metr dziewięćdziesiąt… No i na randkę poszła z nim.
Milicja Obywatelska goniła nudystów, ale dziś – na szczęście – mogą opalać się w spokoju. Byle na uboczu. Burmistrz Jastarni – Tyberiusz Narkowicz – twierdzi, że nie zamierza odgrywać roli żandarma z Saint-Tropez i jeśli tylko golasy nie naruszają norm, mogą czuć się bezpiecznie.
– Nie mamy oficjalnej plaży dla nudystów, ale zwyczajową. Każdy wie, że tam jest i jak nie chce, to nie chodzi. Osobiście mi nie przeszkadza. Nudyści raczej wybierają ustronne miejsca, nie chodzą tam, gdzie są pełne plaże.
– Kiedy minęły czasy Żelaznej Kurtyny, to skończył się bunt przeciwko władzy i różne formy jego manifestacji – mówi sześćdziesięcioletni Jerzy, którego poznaję w Odessie. – Wtedy myślałem, że nagość jest formą mojego buntu, ale okazało się, że nie. Jestem nudystą nie dlatego, że się buntuję, ale dlatego, że mogę. To już nie ma nic wspólnego z walką z systemem czy milicją obywatelską. Teraz zostali prawdziwi nudyści. Ale nie jeżdżę nad Bałtyk. Polacy są bardzo nietolerancyjni.
To prawda. W 2007 r. Centrum Badania Opinii Publicznej przeprowadziło wśród Polaków badanie dotyczące postrzegania nudyzmu i topless. Zaledwie 5% badanych akceptuje obecność nagich osób na plaży, a 96% z nich nigdy nie doświadczyło opalania nago.
Na świecie działa 51 organizacji naturystycznych, z czego w Europie 33. Największa jest w Holandii. W 2008 r. powstała Federacja Naturystów Polskich. Zrzesza 115 osób, choć zaznacza, że rzeczywistych nudystów jest znacznie więcej.
Przez kolejne jedenaście dni wraz z ubraniem zrzucałam z siebie wstyd. Nigdy wcześniej nie odczuwałam takiej przyjemności z kąpieli morskiej i – co więcej – nigdy nie wróciłam znad morza tak idealnie opalona.