Jak może część z Państwa wie, od 1 stycznia 2018 roku staram się robić 110 pompek dziennie. Dlaczego akurat 110? Bo to się przekłada na 40 000 w roku i okrągły milion w ćwierć stulecia. Jak mi wychodzi? Do końca maja br. zrobiłem łącznie 31 396 pompek, czyli średnio 61 dziennie. Te liczby od razu zapraszają do budujących rozważań, czy to właściwie jest sukces, czy porażka? Niby grubo poniżej planu, ale mimo wszystko zrobiłem przecież 30 000 pompek w półtora roku – to pewnie z 50 razy więcej niż przez całą resztę życia. To chyba sukces! A przede wszystkim: mimo że nie wypełniam planu w całości, to nie porzuciłem go. A umieć coś zrealizować w połowie i nie porzucić tego – to zupełnie nowe zwycięstwo.
Decyzja, by robić te pompki, była jedną z najlepszych w moim życiu. Na pewno jest kilka rzeczy, których się dzięki nim nauczyłem, które tym sposobem zyskałem. Jakie?
Po pierwsze, zaczynając od rzeczy oczywistych, widać wyraźne skutki sportowo-fizjonomiczne. Mięśnie się wzmocniły, czuję się silniejszy. To jasne.
Po drugi