
Mistrzostwa świata w Rosji dobiegły końca – szczęśliwie dla jednych, mniej szczęśliwie dla innych, o naszych nie wspominając. Wiadomo, czym jest mundial: ponadprzeciętną oglądalnością w czasie finału, pustkami na polskich ulicach w czasie
Mistrzostwa świata w Rosji dobiegły końca – szczęśliwie dla jednych, mniej szczęśliwie dla innych, o naszych nie wspominając. Wiadomo, czym jest mundial: ponadprzeciętną oglądalnością w czasie finału, pustkami na polskich ulicach w czasie
Usain Bolt, ośmiokrotny mistrz olimpijski i jedenastokrotny mistrz świata, nie dobiegł do mety w ostatnim wyścigu w swojej karierze. Po zaledwie 30 metrach ostatniej zmiany sztafety 4 x 100 na mistrzostwach w Londynie Bolt zaczął kuleć, po czym padł na bieżnię. Kontuzja. I co stoicy na to powiedzą?
To jest smutna ilustracja jednego z największych paradoksów: jak mało rzeczy na tym świecie od nas zależy. Możemy trenować, możemy się starać, możemy robić wszystko… po czym wystarczy jedno naderwane włókienko w mięśniu, żeby ośmieszyć wszystkie nasze zamiary. Rzeczy niezależne są poza nami i ponad nami – niepoliczalne, święte i nienaruszalne. Nie ma z nimi dyskusji. W starciu z tym, co od nas nie zależy, nie możemy nic. Z góry i na zawsze jesteśmy na pozycji słabszej. Za mocno powiedziane? To wyjaśnijcie Boltowi, że mimo wszystko mógł „zacisnąć zęby” i „dobiec do końca”. Nie mógł.