Lato nas nie rozpieszcza w tym roku: jest jakieś burzliwe, nie tylko politycznie, ale i meteorologicznie. Od czerwca chodzą burze, wicher popędza ulewę, codziennie trzy razy można się opalać i cztery razy zmoknąć. Czy coś tak banalnego, jak pogoda może być dobrą pożywką, dobrym ćwiczeniem dla stoika? Może, a jakże.
Pogoda ma zasłużone miejsce w klasycznych tekstach stoickich. Przyczyna jest prozaiczna: uważamy przecież, że najważniejszy pod słońcem (jak i pod chmurą deszczową) jest podział na rzeczy zależne i niezależne. A to przecież właśnie pogoda jest absolutnym biegunem tego, co od nas nie zależy. Niezależność pogody od ludzkiej woli jest niemal przysłowiowa, narzekanie na deszcz, czy na upał, jest ucieleśnieniem próżnego narzekania. Wiedzieli o tym starożytni stoicy i wielokrotnie tej figury retorycznej używali, domagając się od swoich adeptów docelowej obojętności na nieprzychylne zdarzenia – takiej, jaką się ma wobec pogody.