Wyobraźmy sobie, że wystarczy kilkanaście sekund delikatnego dotyku, by się rozbudzić albo pozbyć takich dolegliwości jak ból głowy. To możliwe – przekonuje ajurwedyjska lekarka Nisha Manikantan w rozmowie z Agnieszką Rostkowską.
Ajurweda, wywodząca się z Indii sztuka zdrowego życia, zdobywa coraz więcej zwolenników na całym świecie. Nic dziwnego: ten holistyczny system zakłada, że sami mamy największy wpływ na nasze zdrowie, a dzięki zastosowaniu prostych technik możemy sobie poprawić samopoczucie. Należy do nich terapia marmy, czyli delikatna stymulacja określonych punktów na ciele, która pozwala uruchomić naturalne mechanizmy przywracania równowagi zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
Agnieszka Rostkowska: Co roku jesienią obchodzony jest Dzień Ajurwedy. Święto, które zostało ustanowione siedem lat temu w Indiach, z roku na rok nabiera coraz większego rozmachu. Jak ono wygląda?
Nisha Manikantan: Dzień Ajurwedy jest obchodzony około rocznicy urodzin boga medycyny Dhanvantari i w tym roku wypadnie 11 listopada. Największe uroczystości odbywają się w Nowym Delhi, gdzie w dniu ustanowienia tego święta w 2016 r. powołano do życia Ogólnoindyjski Instytut Ajurwedy – organizację badawczą zajmującą się rozwojem i popularyzacją tego systemu. Wydaje ona m.in. „Journal of Ayurveda Case Reports”, kwartalnik opisujący przypadki kliniczne leczone za pomocą ajurwedy. W stolicy co roku odbywa się konferencja medyczna, podczas której lekarze dzielą się doświadczeniem i wynikami prowadzonych badań. Najwybitniejsi specjaliści dostają nagrody, np. Narodową Nagrodę Dhanvantari Ayurveda. Przez tydzień w całym kraju odbywają się premiery książek i produktów ajurwedyjskich, warsztaty, wykłady oraz liczne inicjatywy mające na celu promocję ajurwedy. I rzeczywiście, jest ich coraz więcej: w zeszłym roku po raz pierwszy można było wziąć udział w ogólnoindyjskim konkursie wiedzy o ajurwedzie. Ja w tym czasie promowałam w Argentynie hiszpańskojęzyczne wydanie mojej książki Ayurveda Simplified (Ajurweda uproszczona). Popularność tego systemu medycznego rośnie na całym świecie, bo Internet bardzo ułatwił szerzenie wiedzy: mnóstwo warsztatów i wykładów odbywa się teraz w otwartej formie online. W wielu państwach, szczególnie w Europie, powstają też kolejne instytucje i szkoły nauczające ajurwedy.
A jednak można odnieść wrażenie, że na Zachodzie ajurweda dopiero raczkuje, podczas gdy w Indiach to medycyna głównego nurtu.
Ajurweda narodziła się na subkontynencie indyjskim, gdzie przez wieki stosowano ją jako podstawowy system leczniczy, obejmujący wszystkie dziedziny życia. W ostatnich latach w trakcie pandemii COVID-19 po raz kolejny okazała się użyteczna i skuteczna – wykorzystywano ją szeroko zarówno w profilaktyce, jak i łagodzeniu przebiegu choroby. Dziś w Indiach istnieje już ponad 250 uczelni kształcących przyszłych lekarzy ajurwedyjskich, a także ponad 1000 ajurwedyjskich szpitali. Pracuję w jednym z nich, założonym w 2004 r. Sri Sri College of Ayurvedic Science and Research Hospital w Bengaluru na południu kraju. To placówka wielospecjalistyczna, z kilkoma oddziałami – m.in. ginekologii oraz pediatrii – i ponad 200 łóżkami. Naszą misją jest holistyczne podejście integrujące ajurwedę ze współczesną medycyną. Kieruję oddziałem onkologii, gdzie pacjentami zajmuje się zespół, w którego skład wchodzą onkolodzy, jak również lekarze ajurwedyjscy. Z jednej strony dysponujemy nowoczesnym laboratorium diagnostycznym, pracowniami RTG czy USG i oddziałem ratunkowym z własną flotą karetek, a z drugiej – oddziałami naturopatii, jogi terapeutycznej oraz panchakarmy, czyli terapii oczyszczania organizmu takimi metodami, jak vamana – wymioty lecznicze, virechana – oczyszczanie przez jelita, basti – kuracja lewatywą, nasya – leki podawane donosowo i rakta mokshana – oczyszczanie krwi. Ajurweda w znacznej mierze opiera się na ziołolecznictwie, dlatego w szpitalu sami produkujemy leki ziołowe, a zespół badawczy Sri Sri Tattva opracowuje specjalne receptury, np. na wsparcie odporności czy układu oddechowego. Łącznie wykorzystujemy ponad 100 różnych ziół.
Zioła w leczeniu szpitalnym? W powszechnym przekonaniu efekty ich stosowania są raczej nikłe, w dodatku trzeba na nie długo czekać.
To nie do końca prawda. Istnieją zioła o silnych właściwościach: antybakteryjnych, przeciwwirusowych, przeciwgorączkowych, które sprawdzają się w leczeniu takich chorób jak malaria czy dur brzuszny. Znamy też zioła, które wzmacniają określone narządy wewnętrzne, np. bhumyamalaki jest stosowana w stłuszczeniu, a nawet zapaleniu wątroby.
Część z nich powoduje niemal natychmiastowy efekt. Zastosowanie tulsi w czasie przeziębienia błyskawicznie niweluje towarzyszące mu objawy, takie jak gorączka i kaszel, niezależnie od tego, czy przyjmie się je w formie tabletki, herbaty czy skoncentrowanych kropli. Szybką pomocą dla układu pokarmowego będzie hingwashtak churna – pół łyżeczki proszku należy rozpuścić w ciepłej wodzie i wypić, co przyniesie ulgę w problemach żołądkowych. Te zioła są już powszechnie dostępne w Europie, również w Polsce.
Ale mamy też zioła, których działanie odczuwa się dopiero po kilku tygodniach lub nawet miesiącach. To dlatego, że oprócz zwalczania symptomów choroby sięgają one jej przyczyn. U jednej osoby kaszel będzie objawem niewydolności układu oddechowego, u drugiej – odpornościowego, u trzeciej – skutkiem schorzeń przebytych w dzieciństwie. Dlatego czas i przebieg terapii u pacjentów uskarżających się na tę samą dolegliwość mogą się znacznie różnić. W ajurwedzie nie leczymy bowiem choroby, tylko człowieka.
Pani specjalizuje się m.in. w metodzie marma. Na czym ona polega?
Zakłada, że każdy człowiek ma w sobie siłę witalną, inaczej energię życiową, którą ajurweda nazywa prana shakti czy po prostu praną. Ta energia jest w nieustannym ruchu, przepływa przez całe ciało kanałami energetycznymi – nadis. Na nich zaś znajdują się punkty, czyli marma, które pełnią funkcję centrów energetycznych, a każdy z nich – łącznie jest ich 107 – ma ścisły związek z konkretnym gruczołem, organem, tkanką bądź układem. Dlatego stymulowanie tych punktów przez dotyk pozwala wpływać na określone organy i układy, dzięki czemu uruchamiają się naturalne mechanizmy samoleczenia organizmu.
To w dużej mierze przypomina akupresurę i refleksologię.
Tak, wszystkie te techniki bazują na pobudzaniu podobnych, choć nie tych samych punktów na ciele. W marmie stosujemy kilka rodzajów stymulacji, szczegółowo rozpisanych w specjalistycznych protokołach – podstawą jest delikatny dotyk, ale w przypadku niektórych stanów i schorzeń wskazane będą też ruchy rotacyjne, masaż, ucisk lub opukiwanie.
W jakim czasie można się tego leczniczego dotyku nauczyć?
Podstawy marmy można przyswoić podczas dwumiesięcznego kursu teoretyczno-praktycznego. Jego ukończenie uprawnia jednak tylko do autoterapii; pacjentów mogą leczyć wyłącznie lekarze ajurwedyjscy. Pozornie jest to prosta technika, lecz punkty marma są niebywale wrażliwe. Czasem wystarczy dosłownie kilka sekund precyzyjnego dotyku, by wywołać pożądany efekt. Chociaż są i takie punkty, które potrzebują bodźca trwającego dłużej, do 5 minut. To działanie można zintensyfikować, wykorzystując oleje i olejki eteryczne. Przykładowo na punkty, których stymulacja ma ułatwić zasypianie, nakłada się olejek z rumianku, a na umożliwiające schłodzenie ciała, by obniżyć gorączkę – olejek sandałowy. Punkty marma można też ogrzewać, smarować ziołowymi maściami, pobudzać je z wykorzystaniem praktyki jogi, medytacji albo mantr.
Ile punktów na ciele stymuluje się podczas takiego zabiegu?
To zależy od dolegliwości. Na ból głowy wystarczy jednorazowy dotyk dwóch punktów na skroniach: siedem razy wykonujemy wokół nich ruch rotacyjny zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, po czym pozostajemy jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami, zachowując dłonie w mudrze polegającej na konkretnym ustawieniu palców. Ale już w przypadku chronicznych problemów niezbędne może być systematyczne działanie na wielu punktach jednocześnie, np. przez miesiąc. Marma to również zabieg typowo relaksacyjny, szczególnie wskazany dla osób mierzących się z ciągłym pośpiechem albo ze stresem. W Polsce są już dostępne profesjonalne zabiegi. Pojedynczy trwa około 40 minut, po tym czasie pacjent jeszcze przez 10 minut pozostaje w pozycji leżącej, by zintegrować to doświadczenie. Bo choć sam zabieg jest niezwykle delikatny, to jego działanie – bardzo głębokie.
Moc marmy tkwi w jej delikatności. Jak to można wyjaśnić?
Ajurweda zakłada, że oprócz ciała fizycznego mamy ciało subtelne. Chociaż go nie widzimy, możemy je poczuć, np. w trakcie medytacji doświadczyć, jak poszerza się nasza aura. Marma to praca właśnie na ciele subtelnym. Dlatego terapeuci marmy powinni regularnie praktykować medytację i pranajamę, czyli ćwiczenia oddechowe. Zabieg odniesie skutek leczniczy tylko wtedy, gdy zostanie wykonany w medytacyjnym stanie umysłu.
Potrzebujemy wyciszenia i koncentracji? Nie możemy masować sobie tych punktów, oglądając serial?
Możemy, ale nie uzyskamy tak silnego efektu. Są też sytuacje i dolegliwości, przy których trudno wejść w stan medytacyjny, np. kiedy zmagamy się z silnym bólem głowy. To nie znaczy, że nie ma wtedy sensu wykonywać marmy, wręcz przeciwnie!
A czym jest medytacyjny stan umysłu oraz sama medytacja?
Medytacja to zwrócenie się do wewnątrz. Może polegać choćby na obserwacji myśli, oddechu albo powtarzaniu specjalnych dźwięków, czyli mantr. Wszystkie te techniki pozwalają wyciszyć umysł, który ze swojej natury pozostaje w ciągłym ruchu, pobudzeniu. Jeśli więc po prostu usiądziesz i zamkniesz oczy, prawdopodobnie nie wejdziesz od razu w stan medytacyjny, czyli stan pełnego spokoju i koncentracji, w którym możesz zajrzeć w głąb siebie. Potrzebujesz narzędzi, które ci to ułatwią, np. wywodzącej się z nauk jogicznych pranajamy. Zwróć uwagę, że kiedy bywasz zestresowana, twój oddech jest płytki i krótki, a kiedy czujesz się zrelaksowana – głębszy i dłuższy. Jeśli świadomie go spowolnisz, aktywujesz przywspółczulną część układu nerwowego odpowiedzialną za relaksację i wyciszenie organizmu. W ten sposób oddech bezpośrednio wpływa na stan emocjonalny i psychiczny – może zmienić kondycję naszego umysłu. Według ajurwedy na zdrowie składa się nie tylko prawidłowo funkcjonujące ciało, lecz także wyciszony i skoncentrowany umysł. Ajurweda stwierdza więc jasno: ty sam jesteś panem swojego zdrowia.
Nisha Manikantan: Lekarka ajurwedyjska, główna konsultantka programu leczenia cukrzycy i chorób nowotworowych w Sri Sri College of Ajurvedic Science and Research Hospital; ekspertka w zakresie dietetyki i wellness.