Jak znaleźć spokój we współczesnym świecie? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Dzigar Kongtrul Rinpoche, nauczyciel buddyzmu tybetańskiego, który analizuje wybrane wersety z dzieła VIII-wiecznego mędrca Śantidewy Przewodnik po ścieżce bodhisattwy.
Nastawienie
XV
Któż nie spostrzegł, że tak dzieje się z błahymi cierpieniami,
Takimi jak ukąszenia węży czy insektów, uczucia głodu i pragnienia,
Lub takim drobiazgiem jak wysypka?
XVI
Nie powinienem być niecierpliwy z powodu ciepła i zimna,
Wiatru i deszczu, choroby, więzów i bicia.
W przeciwnym razie wzrośnie szkoda, jaką mi wyrządzają.
Kiedy spojrzymy na nasze życie, przekonamy się, że dysponujemy już pewną dozą cierpliwości. Radzimy sobie z rozmaitymi trudnościami, np. przeziębieniem czy bólem głowy. Regularnie znosimy też brzydką pogodę oraz tolerujemy komary, myszy i różne inne stworzenia, które grają nam na nerwach.
Zamiast starać się wyeliminować wszystkie powody do irytacji, możemy je wykorzystać do ćwiczenia się w cierpliwości. Jeśli wolimy się skupiać na komforcie, niż trenować cierpliwość, nasz umysł staje się coraz słabszy. Gdy zależy nam na życiu wolnym od wyzwań wymagających cierpliwości, trwamy w ciągłym lęku. Czujemy się coraz bardziej zagrożeni, wszystko nas drażni, paranoja narasta. W konsekwencji działamy z negatywnych pobudek i odgradzamy się od świata.
Osoby praktykujące buddyzm powinny przyjąć przeciwną postawę. Potrzebujemy nieco impetu, by radzić sobie z wyzwaniami, które stawia przed nami życie. Wielu ludzi się zastanawia: „Czemu moje życie jest takie trudne?”. Ale w sansarze „łatwe życie” po prostu nie istnieje. Nie ma co liczyć na egzystencję pozbawioną trudności i przeszkód. Dlatego pytanie, które powinniśmy sobie postawić, brzmi raczej: „Skąd wziąć potrzebny impet?”.
Co ciekawe, zdecydowanie łatwiej jest nam zdobyć się na cierpliwość wobec zjawisk czy osób, których nie sposób obciążyć odpowiedzialnością, takich jak pogoda lub dzieci. Podobnie rzecz się ma z osobami, które chcemy zadowolić lub na których pragniemy zrobić wrażenie – przełożonymi w pracy czy obiektami naszych uczuć. Te przykłady pokazują, że jesteśmy w stanie zapanować nad swoim umysłem. Jeśli potraktujemy te łatwiejsze przypadki jako okazję do ćwiczeń, z czasem uda nam się wykrzesać z siebie cierpliwość także w sytuacjach, które zazwyczaj wyprowadzają nas z równowagi.
Śantidewa wyjaśnia, że cierpliwość w dużym stopniu zależy od naszej wiary w siebie i tego, jak sami się postrzegamy. Jeśli uważamy się za osoby nerwowe, chwiejne i drażliwe, nasze doświadczenie tylko to potwierdzi. Powinniśmy więc zmienić podejście i uwierzyć, że jesteśmy tolerancyjni i nie dajemy się łatwo sprowokować. Dzięki temu zmienimy nasze reakcje na warunki zewnętrzne i zdołamy nadać sprawom korzystniejszy bieg. Kiedy widzimy siebie w pozytywnym świetle, łatwiej nam znosić drobne przeciwności losu, odpuszczać i iść dalej z coraz większą cierpliwością. Nasze umysły stają się bardziej giętkie i uczą się wykorzystywać dyskomfort i trudności, dzięki czemu mamy więcej wewnętrznej siły i tolerancji wobec trudności życia.
Wiara w siebie
XVII
Niektórzy, widząc własną krew, stają się szczególnie odważni i silni,
Natomiast inni, nawet widząc krew drugich, słabną i popadają w omdlenie.
XVIII
(Reakcje) te pochodzą z umysłu silnego lub bojaźliwego.
Dlatego nie powinienem zważać na wyrządzane mi krzywdy,
Ani poddawać się cierpieniu.
Nasze reakcje na sytuacje, ludzi i własne emocje zależą od tego, w jaki sposób uwarunkujemy swój umysł. Jeśli nauczymy się odnajdować w sobie odwagę podczas bitwy, widok własnej krwi dodatkowo wzmocni w nas wolę walki. Jednostki nawykłe do słabości i nadwrażliwości będą w takiej sytuacji panikować czy wręcz mdleć nawet na widok krwi innej osoby. Nasza reakcja w momencie próby zależy bowiem od wzorców, jakie wypracowaliśmy wcześniej.
Możemy nauczyć swój umysł siły i odporności lub przeciwnie – słabości i lęku. Wybór należy do nas. Jeśli marzymy o tym, by dołączyć do bodhisattwów, nie możemy się zachowywać jak spłoszone kundle, które uciekają z podkulonym ogonem; nie powinniśmy ulegać negatywnym nawykom. Bodhisattwa musi stawić czoła niezliczonym przeszkodom i przezwyciężyć w sobie skłonność do tchórzostwa.
W dzisiejszych czasach, zwłaszcza na Zachodzie, ludzie łatwo się zniechęcają. Wielu uczniów na ścieżce dharmy ocenia się zbyt surowo, po czym traci zapał. Problem po części polega na tym, że chcieliby być w tym, co robią, zbyt dobrzy. Kiedy więc stają oko w oko ze swoją neurozą i niedoskonałościami, nie umieją zaakceptować siebie. To skutek zawieszania sobie poprzeczki zbyt wysoko – postawy typowej dla kultury purytańskiej. Ludzie skarżą mi się: „Przecież praktykuję od 20 lat. Jak mogło do tego dojść? Jak mogłem zrobić coś takiego? Jak to się stało, że pojawiła się we mnie taka myśl, takie uczucie?”. Często przydarza się to tuż po tym, gdy zaczynają mieć wrażenie, że czynią pewne postępy. W efekcie upadają na duchu.
Nasze myśli, uczucia i reakcje są pochodnymi szerokiej gamy współzależnych okoliczności. Kiedy wszystkie warunki sprzyjają określonej reakcji, niemal nie sposób im nie ulec, przynajmniej na początku. Dlatego nieważne, jak długo praktykujemy – nie możemy liczyć, że w pewnym momencie nic już nie zrobi na nas wrażenia. To nierealistyczne sądzić, że kiedyś zdobędziemy immunitet, który uchroni nas przed frustracją czy złością. Miarą naszej praktyki nie są zdarzenia w życiu i umyśle, lecz to, w jaki sposób pracujemy z tym, co w nas narasta.
Wszystko sprowadza się do perspektywy i wiary w siebie, czyli naszego impetu. Może myślicie teraz: „Ale jak ja mogę temu zaradzić? Z natury brak mi pewności siebie”. Trzeba wiedzieć, że pewność siebie nie jest cechą wrodzoną. A mimo to każdy może się jej nauczyć, jeśli tylko zechce. Pamiętajmy przy tym, że mowa tu o prawdziwej pewności siebie, a nie o rozdętym ego, samouwielbieniu czy arogancji.
Proces nauki zaczyna się od gotowości do podjęcia ryzyka. Zamiast oczekiwać, że wszystko będziemy wiedzieć z wyprzedzeniem, decydujemy się zrobić krok w nieznane. Może to wymagać aktu wiary – wiary we własny umysł, w jego wrodzoną mądrość i zdolności. A kiedy już się odważymy, do głosu musi dojść inteligencja – dzięki niej umiejętnie, uważnie i cierpliwie wytyczamy sobie ścieżkę działania. Powtarzanie tego procesu pomoże nam zbudować pewność siebie, szczególnie jeśli po drodze konieczne okaże się pokonywanie trudności i znajdowanie najlepszych rozwiązań dla piętrzących się przed nami problemów.
Niedorzeczne sztywniactwo
W tym kontekście warto pamiętać wersety 15. i 16. z rozdziału o cierpliwości, w których Śantidewa poleca nam rozwijanie w sobie pozytywnych cech, zaczynając od drobnych rzeczy. To realistyczne, wykonalne podejście pozwala wykształcić w sobie potrzebne przymioty umysłu. Chcemy być np. hojnymi osobami, ale póki co zdajemy sobie sprawę z tego, że wcale nie jesteśmy zbyt szczodrzy. Jeśli uznamy, że jesteśmy skąpi z natury i nic na to nie poradzimy, nic z tego nie wyniknie. Znajdziemy tylko dobrą wymówkę.
Ale jeśli naprawdę nam na tym zależy, zawsze znajdziemy sposób, by wykonać choćby niewielki hojny gest. Możemy nawet ćwiczyć, podając sobie pieniądze lub cenny dla nas przedmiot z jednej dłoni do drugiej. Budda podsunął to ćwiczenie jednemu z uczniów, który w ten sposób zwalczył w sobie skąpstwo i później stał się jednym z wielkich mistrzów na ścieżce dharmy. Dlatego gdy rozpoczynamy praktykę szczodrości, warto zacząć od błahych rzeczy, a następnie przechodzić do coraz większych, aż osiągniemy pożądany efekt.
Dzięki cierpliwości możemy wykorzystać drobne życiowe przeszkody jako okazję do ćwiczeń. Czasem czujemy się np. urażeni, a jednocześnie zdajemy sobie sprawę z tego, że to dziecinne. Mamy wtedy wspaniałą okazję do tego, by wykorzystać humorystyczną stronę tych okoliczności, którą już dostrzegliśmy. Żart polega na ironii sytuacji: obwiniamy kogoś innego, podczas gdy prawdziwym winowajcą jest nasze własne ego manifestujące się pod postacią niedorzecznego sztywniactwa. Tego rodzaju ironiczny humor nie jest zwyczajnym plasterkiem na rany – to wgląd umożliwiający nam zmianę rozdrażnienia w szczery śmiech lub uśmiech, który pozwoli nam się rozluźnić. Humorystyczna perspektywa pomoże nam znieść tę drobną urazę i zmienić ją w mądrość. Docenimy wówczas ten ból jak ukłucie towarzyszące szczepionce. Powinniśmy wykorzystywać podobne sytuacje do ciągłej pracy nad sobą. Jeśli to zaniedbamy, nie ma co liczyć, że zdobędziemy się na cierpliwość w obliczu poważniejszych trudności.
Ponieważ humor i dostrzeganie ironii sytuacji to najlepsze narzędzia do walki z irytacją, chciałbym się z wami podzielić pewną obserwacją, którą uważam za zabawną i zarazem pomocną. Otóż pewnego razu uświadomiłem sobie, że ludzie mają różne rozmiary butów i w ogóle mnie to nie drażni. Noszą też spodnie i kapelusze w różnych rozmiarach – i to także mi nie przeszkadza. Dlaczego więc miałbym się złościć dlatego, że miewają również ego różnej wielkości? Tak jak nie muszę chodzić w cudzych butach, tak samo nie muszę przymierzać ego innych osób. Mogę zwyczajnie pozwolić im nosić ego w ich własnym rozmiarze – jakikolwiek by on był. Po co brać do siebie rozmiar cudzego ego i dać mu się wyprowadzić z równowagi? Ono należy do danej osoby i tylko właściciel musi je nosić. Wystarczy pozwolić mu być sobą.
Rozmiar ego drugiej osoby może sprawić, że poczujemy się niekomfortowo lub rozzłościmy. Ale jeśli znajdziemy sposób, by spojrzeć z dystansu na własną irytację – np. dzięki poczuciu humoru – rosną szanse, że zdobędziemy się na cierpliwość. Dzięki temu nasza cierpliwość zyska na sile – nie tylko w drobnostkach, lecz także w poważniejszych sprawach, gdy o wiele trudniej nam wykrzesać z siebie iskrę humoru.
Fragment książki Dzigara Kongtrula Peaceful Heart: The Buddhist Practice of Patience [Pokój w sercu. Buddyjska praktyka cierpliwości] przedrukowany z serwisu Tricycle.org („Tricycle: The Buddhist Review”, tom 30, nr 1). Lead i śródtytuły zostały dodane przez redakcję „Przekroju”. Cytowane fragmenty z dzieła Śantidewy w przekładzie Władysława Czapnika i jego zespołu.