Kiedy naprawdę zrobisz na to miejsce, możesz usłyszeć mowę swoich organów. Czasem ktoś załka. Albo ryknie. Czasem nie zdarzy się nic. I to też jest ok – mówi Kasia Klimczewska. Nauczycielka różnych ścieżek jogi z trzyletnim stażem opowiada o swoim doświadczeniu nidry.
Reklamuje się ją jako metodę uwalniania stresu, napięć, sposób na wejście w głębszy kontakt z doznaniami, które płyną z wnętrza, pozbawione skutków ubocznych antidotum na pęd i ciągły nadmiar. Nidra ma pomagać w radzeniu sobie z niepokojem, rozedrganiem, lękiem, leczyć bóle głowy, palpitacje serca i ucisk w klatce piersiowej. Techniki nidry używa się w terapiach weteranów dotkniętych PTSD czy osób leczących się z uzależnień. Instruktorzy mówią o podróży świadomości, treningu powściągania myśli i skanowania ciała. Nazywa się ją też po prostu alternatywą dla popołudniowej drzemki.
W dawnych Indiach technikę coraz popularniejszej dziś jogi nidry uważano za ukoronowanie wcześniejszych praktyk, najwyższy stopień na drodze dążenia do całkowitej wolności od doznań zmysłów i ruchu myśli.
Bytowanie nieuwarunkowane było celem każdego jogina. Poddawanie ciała surowym ćwiczeniom stanowiło jedynie wstęp do wycofania „ku własnemu ośrodkowi”. Praktyk jogi szukał