Według mitologii nordyckiej wiking zmieniał się w niezwyciężonego berserka po spożyciu wywaru z muchomora czerwonego. Czy dziś grzyby także mogą służyć jako środek dopingujący?
Gdybym miał odpowiedzieć »tak« albo »nie«, powiedziałbym: tak, ale… Nie jest to proste, bo grzyby nie są proste” – mówi dr farmacji Andrzej Pokrywka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, od lat zajmujący się problematyką dopingu.
Na liście zabronionych środków Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) nie ma substancji występujących w grzybach. Twórcy listy zaznaczają jednak, że wyniki sportowców można poprawiać również innymi specyfikami. „Wymienione są jedynie przykłady substancji dopingujących, aktualnie ponad 300. Zabronione jest także stosowanie innych środków o podobnej strukturze chemicznej i podobnym działaniu biologicznym – tłumaczy dr Pokrywka. – Niektóre gatunki grzybów mają potwierdzone właściwości halucynogenne. Trwają badania, czy mogą dać efekty psychostymulujące. Gdyby tak było, mogłyby okazać się środkiem dopingującym. Są już bowiem doniesienia o wykorzystywaniu przez sportowców psychodelików w mikrodawkach, by poprawić równowagę, refleks i koncentrację, a także zdolności przezwyciężania zmęczenia”.
Innym przypadkiem jest maczużnik chiński. To grzyb, choć z wyglądu bardziej przypomina korzeń. Występuje na wysokości 3500–5000 m n.p.m., wyłącznie na Wyżynie Tybetańskiej. W medycynie chińskiej używany jest od tysiącleci, głównie dzięki jakom. Zwierzęta obżerające się tym grzybem stawały się silniejsze i bardziej wytrzymałe. Kiedy ludzie skojarzyli, że to dzięki niemu, zaczęli go spożywać na osłabienie i zmęczenie. Są tacy, którzy twierdzą, że maczużnik podnosi poziom testosteronu, wspomaga rozwój mięśni i zwiększa pułap tlenowy, czyli zdolność pochłaniania tlenu przez organizm. WADA nie wpisała jednak składników występujących w maczużniku na listę zabronionych środków, jego działanie nie jest do końca zbadane.
„Olbrzymią część rzeczywistości można przedstawić na krzywej Gaussa. W niemal każdej sprawie jest odsetek populacji, która odbiega od norm. Kofeina zazwyczaj pobudza, ale u niektórych może wywołać odwrotny efekt. Nie mówię, że tak na pewno jest z maczużnikiem, ale brałbym to pod uwagę” – zaznacza dr Pokrywka.
W tym przypadku sytuacja jest jasna, sportowcy muszą po prostu zwrócić uwagę na odżywki z maczużnikiem. Sytuacja komplikuje się w przypadku grzybów, których na pierwszy rzut oka nie widać. Kilka lat temu naukowcy zajmowali się sportsmenkami (nazwisk ani dyscypliny nie ujawniono) podejrzewanymi o przyjmowanie zabronionego zeranolu, pomagającego m.in. w budowie masy mięśniowej. Zostały oczyszczone z zarzutów, bo udowodniły, że nie zażywały tej substancji świadomie. Okazało się, że zjadły produkty zainfekowane przez grzyby pleśniowe z rodzaju Fusarium. Wytwarzają one mykotoksynę o nazwie zearalenon, która w organizmie jest metabolizowana m.in. do zeranolu. „Proszę samemu odpowiedzieć na pytanie, czy to dowód na to, że grzyby mogą być środkiem dopingowym. Z jednej strony nikt przecież nie zacznie celowo spożywać zepsutej żywności, a z drugiej widać, że sportowiec może nieświadomie wpędzić się w kłopoty” – podsumowuje Andrzej Pokrywka.
„A ta nordycka legenda o cudownym wywarze z muchomorów ma sens. Występująca w nich bufotenina wykazuje właściwości halucynogenne i pobudzające. Podnosi ciśnienie krwi, pomaga walczyć ze zmęczeniem. Ale znów: to wcale nie oznacza, że dopingowicze rzucą się na wywary z grzybów. Działań niepożądanych jest zdecydowanie więcej niż potencjalnych zalet” – zastrzega mój ekspert.