Stoicki spokój zawsze uważałem – i uważam – za pojęcie zafałszowane, uproszczone, takie, które więcej zaciemnia, niż wyjaśnia.
Jest to pewien wąski (i w sumie niekorzystny dla stoicyzmu) stereotyp. Przysłowie mówi jednak, że w każdym stereotypie jest ziarno prawdy. Tutaj podobnie: każdy stereotyp się kiedyś przyda. I stereotyp „stoickiego spokoju” przyda nam się właśnie dzisiaj.
Jak więc zachowa się stoik w obecnej sytuacji?
Zachowa się zgodnie z naturą, czyli zgodnie z rozumem, czyli zgodnie ze wszystkimi zaleceniami, które dyktują nauka i instytucje. To już chyba znana litania na tym etapie, ale co warto powiedzieć raz, warto i dwa razy, szczególnie dziś. Stoik pamięta o higienie: mycie rąk, szczególnie po powrocie z zewnątrz i przed jedzeniem, kichanie czy kasłanie raczej w łokieć niż w rękę (gest podobny do „zawąchania rękawem” z legendarnego filmu „Jak się pije w Rosji”). Ograniczenie kontaktów międzyludzkich, w miarę możliwości oczywiście, czyli całe to słynne już social distancing. Jeżeli możesz pracować z domu – to tak rób. Jeżeli nie musisz gdzieś iść czy jechać – to nie jedź. Przede wszystkim unikaj zgromadzeń: wydarzenia masowe, i quasi-masowe, kina, demonstracje, większe imprezy, wszystko, co oznacza skupienie wielu ludzi w jednym miejscu – to nie ma dziś racji bytu. I chyba nie jest to już żadne odkrycie Ameryki.
Nie da się zachować spokoju bez realizacji podstawowych zaleceń, bo to ona jest tą aktywnością, która daje nam spokój. Mówi się, że stoicy to maksymaliści i zwolennicy skrajnych rozwiązań (kolejny stereotyp!), ale warto zauważyć, że w tym wypadku stoicyzm zaleca właśnie solidną, zdrową drogę środka. Bez ignorowania tematu czy naśmiewania się ze sprawy, ale też bez paniki, bez reakcji nadmiarowych, bez pretensjonalnego przeżywania samych siebie. Ostrożność, ale nie histeria. Stosowanie się do oficjalnych zaleceń, ale nie odwoływanie planów na rok do przodu.
Warto też zwrócić uwagę na jeden z elementów epidemiologicznego abecadła. Otóż nawet jeśli jestem młody, zdrowy i uważam się za odpornego na wszystko, to nie jestem w społeczeństwie sam. Mogę roznosić wirusa, nawet nie wiedząc o tym – u wielu ludzi infekcja jest bezobjawowa, ale u osób starszych i tych z obniżoną odpornością może być bardzo groźna. Stąd też lekcja, którą trzeba sobie przyswoić: moje postępowanie ma konsekwencje nie tylko dla zdrowia mojego, ale też (a nawet zwłaszcza) dla zdrowia innych. Mała lekcja solidarności społecznej, z której, mam nadzieję, wyjdziemy zwycięsko. A przynajmniej wystarczająco dobrze. I ufam, że zostanie ona z nami na dłużej.
Ale ciało to nie wszystko: co z psychiką? I z duchem? Człowiek ma różne wymiary i trzeba o wszystkie dbać, szczególnie dzisiaj. Tutaj osobna gama konkretnych porad: należy ograniczyć liczbę źródeł, z których czerpiemy informacje (z lektury „Głosu stoika” proszę nie rezygnować!). Nie dajmy Internetowi wyssać z nas wszystkich sił witalnych. Nie powielajmy też plotek i nie szerzmy paniki, nie puszczajmy w obieg tych napisanych kwadratową polszczyzną fejków, że „mam Info od koleżanki której brat , pracuje w MSZ. Od jutra warszawa będzie odcięta komunikacyjnie przez wojsko – i uznana za Strefę Czerwoną” [pisownia oryginalna]. Generalnie zaufajmy wiarygodnym źródłom (i sami nimi bądźmy!) i sięgajmy do nich po te informacje, których realnie potrzebujemy. I sięgajmy z jakąś regularnością – dwa, trzy razy dziennie, ale nie non stop. Żaden ludzki mózg nie wytrzyma ciągłego potopu, ustawicznej pandemii niusów. Pamiętajmy, że – niestety – współczesny obieg informacji działa tak, jak działa („Przekrój” jest szlachetnym wyjątkiem), a podsycanie lęków, jak i najzwyklejszego kręćka, to jest logika mediów. Na szczęście nie musi to być nasza logika.
To samo, a nawet przede wszystkim, odnosi się do mediów społecznościowych. Nie będzie to może największym zaskoczeniem świata, jeśli powiem, że trzeba zmniejszyć ilość newsfeedu, jaką konsumujemy. Może koronawirus to właśnie świetna okazja do tego? Nie da się długofalowo zachować zdrowego, stoickiego myślenia, jeśli codziennie będziemy wpuszczać do naszego umysłu tę objętość zbędnych informacji, jaką chcą nam wmusić te Facebooki, Twittery i Instagramy. To jest po prostu ponad siły człowieka i ponad przepustowość naszego mózgu. Dzisiaj widać to szczególnie wyraźnie, ten szum staje się naprawdę otępiający, dziś każdy mówi wszystko. Sama nam w ręce się pcha naprawdę dobra okazja, by rzucić sobie wyzwanie, żeby ten newsfeed ograniczyć. Bez tego naprawdę trudno o spokój – stoicki i jakikolwiek inny (jeżeli jest jakikolwiek inny).
Puenta jest podwójna i przewrotna. Po pierwsze, oczywiście, jak się skończy koronawirus, to wrócimy do podawania sobie rąk i tłocznych imprez. Ale sporo z powyższych rad ma moc uniwersalną i niech trwa jak najdłużej. Zachowywać się odpowiedzialnie. Zwracać uwagę na konsekwencje swoich działań. Nie być rasistą. Nie szerzyć fejków. Nie dać się zatopić niusom i newsfeedom. Czy to kiedykolwiek przestanie być aktualne? Nie.
Po drugie, sporo z tego, co wyżej, nie jest bynajmniej jakoś specyficznie stoickie. To są rady dość zdroworozsądkowe, pod którymi podpisaliby się i „głos Epikura”, i Episkopat. Dowodzi to tylko tego, od czego zacząłem. Owszem, stoicki spokój nam się dzisiaj przyda. Ale jest on swego rodzaju collateral gain, produktem ubocznym robienia tego, co nakazuje rozsądek. Jest ważny życiowo, ale mało pociągający intelektualnie – nie jest to bynajmniej dobra droga, żeby zrozumieć i docenić fascynujący, ogromny gmach stoicyzmu z jego wyrafinowanymi sprzecznościami.