Stół zastawiony głodem Stół zastawiony głodem
i
Daniel Mróz – rysunki z archiwum, nr 602/1956 r.
Dobra strawa

Stół zastawiony głodem

Berenika Steinberg
Czyta się 14 minut

O plackach z koniczyny, zupie z rybich łusek, kisielu z kleju stolarskiego rozmawiamy z Karoliną Brzuzan, artystką zbierającą przepisy kulinarne z rejonów dotkniętych głodem.

Berenika Steinberg: Jak natknęłaś się na pierwszy głodowy przepis?

Karolina Brzuzan: Zaczęło się od książki Stanisława Bohdanowicza ­pt. Ochotnik, która jest relacją żołnierza 5 Dywizji Strzelców Polskich, tzw. Dywizji Syberyjskiej. Znalazłam w niej historię niejakiego Ziemca, więźnia obozu jenieckiego nad rzeką Jenisej. Był on tak wygłodzony, że popadł w „ciche pomieszanie” polegające na tym, że nigdy nie wyjadał do końca zupy z menażki. Żeby zawsze była. Każdego kolejnego dnia Ziemiec dolewał świeżą zupę do resztek starej. I tak w nieskończoność. To były zupy z rybich łusek albo ze zdechłego konia, więc po jakimś czasie jego menażkę czuć było z daleka. Pomyślałam, że ta zupa „ryba-koń”, ten kawałek mieszającej się materii jest metaforą ludzkiego losu – tego, co człowiek potrafi zrobić drugiemu człowiekowi. A także obrazem szaleństwa wojny.

Przepisy znajdujesz nie tylko w książkach czy w Internecie. Sama też zbierasz relacje. To mi się bardziej kojarzy z działaniem reporterskim niż artystycznym.

Praca w terenie zaczęła się od rozmów z najstarszymi świadkami ludobójstwa sterowanego głodem – Hołodomoru. Dotarłam do nich dzięki Maksowi, chłopakowi z Ukrainy, który pomagał w ogrodzie u moich rodziców. Okazało się, że jego prababcia pamięta jeszcze czasy Wielkiego Głodu. Zaprosił mnie do niej. Była już bardzo wiekowa, ale wciąż trochę pamiętała. Spotkałam się tam jeszcze z trzema kobietami: Nadią, Wierą i Lubą. Luba była trochę młodsza, ale jej mama przeżyła Hołodomor i gotowała podobne dania podczas kolejnego, już nie tak ostrego kryzysu. Dzięki temu mogłyśmy wspólnie odtworzyć kilka potraw.

Co ugotowałyście?

Na przykład placki, które były mieszaniną mąki z różnym zielskiem. To była właśnie taka sytuacja, kiedy

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Trochę kłączy i bulw Trochę kłączy i bulw
i
Kosz pełen topinamburu, zdjęcie: Christian Guthier (CC-BY-2.0)
Dobra strawa

Trochę kłączy i bulw

Łukasz Łuczaj

Zima to okres skupienia i wyciszenia. Także w świecie roślin, które tracą wówczas liście lub całe nadziemne pędy. Zgromadzone wcześniej zapasy przechowują w postaci skrobi i innych wielo­cukrów w swoich organach podziemnych. To są właśnie te części rośliny, które były najatrakcyjniejsze dla pierwotnych łowców-zbieraczy.

Miały nawet dla nich większą wartość od owoców, których cukry proste są zbyt szybko wchłaniane przez przewód pokarmowy i nie sycą na dłużej, w przeciwieństwie np. do ziemniaków. Według Richarda Wranghama, który stworzył tzw. cooking hypothesis, odkrycie ognia oznaczało m.in. możliwość przysposobienia do spożycia wielu bulw i kłączy, które bez obróbki termicznej są toksyczne. To spowodowało, że uzyskaliśmy przewagę nad innymi zwierzętami.

Czytaj dalej