Świat po koronie Świat po koronie
i
zdjęcie: Adam Nieścioruk/Unsplash
Promienne zdrowie

Świat po koronie

Matthias Horx
Czyta się 10 minut

Ostatnio często słyszę pytanie, kiedy epidemia będzie już „za nami” i kiedy wszystko wróci do normalności. Moja odpowiedź brzmi: nigdy. Są takie historyczne momenty, które nadają przyszłości nowy kierunek. Nazywa się je bifurkacjami albo głębokimi kryzysami. Taki czas nastał właśnie teraz.

Świat, jaki znamy, rozpada się. Ale gdzieś pod spodem tworzy się nowy, którego kształtu możemy się jedynie domyślać. Chcę zaproponować ćwiczenie, które wielokrotnie sprawdziło się podczas opracowywania wizji dla przedsiębiorstw. Ćwiczenie to nazywamy re-gnozą. W przeciwieństwie do pro-gnozy nie patrzymy w tej technice „w przyszłość”, lecz wstecz na naszą teraźniejszość. Brzmi dziwnie? Spróbujmy.

Regnoza: nasz świat jesienią

Wyobraźmy sobie siebie jesienią, powiedzmy, we wrześniu 2020 r. Siedzimy w kawiarni na ulicy jakiegoś dużego miasta. Jest ciepło, po ulicy znów przemieszczają się ludzie. Czy przemieszczają się inaczej? A może wszystko jest jak wcześniej? Czy wino, drink albo kawa smakują jak dawniej, jak przed epidemią? A może lepiej?

Co będzie nas wprawiać w zdumienie, gdy będziemy patrzeć wstecz na czas pandemii?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Będziemy się dziwić, że wszystkie konieczne wyrzeczenia w obszarze kontaktów społecznych rzadko prowadziły do osamotnienia. Wręcz przeciwnie. Bo gdy pierwszy szok minął, odczuliśmy wręcz ulgę, że cała ta gadanina i pospieszna komunikacja wszystkimi kanałami nagle ustały. Wyrzeczenia niekoniecznie muszą oznaczać stratę, mogą nawet otwierać przed nami nowe możliwości. Kto próbował kiedyś okresowych głodówek, ten zna to uczucie: nagle jedzenie tak nam smakuje! Paradoksalnie fizyczny dystans, do którego zmusił nas wirus, umożliwił powstanie nowej bliskości. Poznaliśmy ludzi, których inaczej nigdy byśmy nie poznali. Częściej pisaliśmy do starych przyjaciół, na nowo umacnialiśmy poluzowane więzi. Rodziny, sąsiedzi i przyjaciele zbliżyli się do siebie i niekiedy nawet przezwyciężyli skrywane konflikty. Społeczna uprzejmość, której coraz częściej nam brakowało, zaczęła wracać, silniejsza niż kiedyś. Teraz, jesienią 2020 r., na meczach piłkarskich panuje zupełnie inna atmosfera niż ta, którą pamiętamy z wiosny, kiedy jeszcze w najlepsze szerzyły się chamstwo i agresja. I dziwimy się, skąd to wynika.

Będziemy zaskoczeni, jak wiele cyfrowych technologii sprawdziło się w praktyce. Tele– i wideokonferencje, przed którymi większość moich kolegów dotąd się wzbraniała (lepsze były loty biznesowym samolotem), okazały się jak najbardziej wykonalne i efektywne. Nauczyciele dowiedzieli się wiele o e-learningu. Home office dla wielu stał się oczywistością – łącznie z improwizacją i żonglowaniem czasem, które są w domowym biurze nie do uniknięcia.

Równocześnie, wiele pozornie przestarzałych technologii przeżyło renesans. Nagle udawało się złapać przez telefon nie tylko automatyczną sekretarkę, ale także realnie istniejących ludzi. Wirus przyniósł nową kulturę długich rozmów telefonicznych bez second screenów. Nawet same „wiadomości” zyskały nagle nowe znaczenie. Zaczęliśmy znów naprawdę się porozumiewać. Przestaliśmy trzymać innych w niepewności, przestaliśmy zwodzić. Tak powstała nowa kultura dostępności – kultura życzliwości.

Ci, którzy żyli dotąd w nieustannym pośpiechu i nigdy nie znajdywali spokoju, także młodzi ludzie, nagle zaczęli chodzić na długie spacery („spacer” – wcześniej zupełnie obce słowo). Czytanie książek znowu stało się modne.

Programy reality show nagle zaczęły sprawiać wrażenie okropnie żałosnych. Cały ten trywialny śmietnik, nieskończony strumień bezwartościowej papki płynącej wszystkimi kanałami. Nie, nie zniknął zupełnie, ale w mgnieniu oka stracił na znaczeniu. Czy ktoś jeszcze przypomina sobie debaty o poprawności politycznej? Niezliczone wojny kulturowe o… O co to właściwie chodziło? Działanie kryzysów przejawia się przede wszystkim w zanikaniu starych fenomenów, które stają się niepotrzebne. Cynizm, ten nonszalancki sposób trzymania się na dystans od świata poprzez negowanie wartości, nagle wyszedł z mody. Przesada i strach napędzające histerię, po krótkim wybuchu w mediach, utrzymywały się na umiarkowanym poziomie. Przy okazji również niekończąca się lawina okrutnych seriali kryminalnych osiągnęła swój krytyczny tipping point.

Będziemy się dziwić, że ostatecznie udało się już w lecie znaleźć leki, które zwiększyły przeżywalność. Spadł dzięki temu współczynnik zgonów i korona stała się wirusem, z którym musimy sobie po prostu radzić – tak jak radzimy sobie z grypą czy wieloma innymi chorobami. Postęp medycyny pomógł, ale przekonaliśmy się także, że to wcale nie technika okazała się decydująca, a zmiana społecznych wzorców zachowania. Mimo narzuconych radykalnych ograniczeń ludzie potrafili działać solidarnie i konstruktywnie – i to ich działania odegrały kluczową rolę. Pomogła ludzka inteligencja społeczna. Zachwalana sztuczna inteligencja, która podobno rozwiązać może każdy problem, niewiele mogła zdziałać w kwestii koronawirusa.

Przesunęła się przez to relacja między technologią a kulturą. Przed kryzysem technologia wydawała się cudownym panaceum, nośnikiem wszystkich utopii. Nikt już dziś nie wierzy – może oprócz nielicznych zatwardziałych zwolenników – we wspaniałe cyfrowe wybawienie. Wielki hype na technikę się skończył. Naszą uwagę zwracamy znów raczej ku kwestiom dotyczącym człowieczeństwa: Kim jest człowiek? Czym jesteśmy dla siebie nawzajem?

Patrząc wstecz, nie możemy się nadziwić, ile humoru i humanitaryzmu narodziło się w czasach wirusa.

Będziemy zdumieni, jak bardzo mogła się skurczyć ekonomia i że wcale nie doszło do całkowitego załamania, które wcześniej przepowiadano przy każdej najmniejszej podwyżce podatków i każdej interwencji państwa. Mimo że przeszliśmy „czarny kwiecień”, wyraźne spowolnienie gospodarcze i 50-procentowe spadki na giełdach, mimo że wiele przedsiębiorstw zbankrutowało albo przemieniło się w coś zupełnie innego, nie osiągnęliśmy punktu zero. Jakby gospodarka była oddychającą istotą, która może też zapaść w drzemkę, a nawet śnić.

Teraz, jesienią, światowa gospodarka znowu istnieje. Ale załamała się globalna produkcja just-in-time z ogromnymi, rozgałęzionymi łańcuchami wartości, w których miliony elementów składowych przemierzają planetę. Jest właśnie demontowana i konfigurowana na nowo. Wszędzie w produkcji i obiektach infrastruktury usługowej rosną znowu magazyny, składy, rezerwy. Lokalna produkcja przeżywa boom, wytwarzają się lokalne sieci, nastał renesans rzemiosła. Globalny system zmierza w kierunku glokalizacji: lokalizacji globalności.

Będziemy się dziwić, że utraty majątków przez krach na giełdzie nie są wcale tak bolesne, jak wydawało się na początku. W nowym świecie pieniądze nie odgrywają już decydującej roli. Ważniejsi są dobrzy sąsiedzi i kwitnący ogródek warzywny.

Czy to możliwe, że wirus zmienił nasze życie w kierunku, w którym ono samo i tak chciało pójść?

Regnoza: radzenie sobie z teraźniejszością przez skok w przyszłość

Dlaczego ten rodzaj „scenariusza z przyszłości” wydaje się tak irytująco odmienny od klasycznej prognozy? Wiąże się to ze specyficznymi właściwościami naszego zmysłu przyszłości. Kiedy spoglądamy „w przyszłość”, widzimy zwykle czekające nas zagrożenia i problemy, które piętrzą się, tworząc bariery nie do pokonania. Jak lokomotywa z tunelu, która pędzi prosto na nas. Ta bariera strachu oddziela nas od przyszłości. Dlatego zawsze najłatwiej jest przedstawiać wizje przyszłości rodem z horroru.

Regnozy tworzą natomiast pętle poznawcze – uwzględniamy w rachunku przyszłości nas samych i nasze wewnętrzne przemiany. Łączymy się z przyszłością, dzięki czemu między dziś a jutro powstaje most. Rodzi się future mind – świadomość przyszłości. Kiedy się to uda, wytwarza się rodzaj inteligencji przyszłości. Jesteśmy w stanie antycypować nie tylko zewnętrzne wydarzenia, lecz także wewnętrzne mechanizmy adaptacji, będące naszą reakcją na zmiany zachodzące w świecie.

To daje zupełnie inne uczucie niż prognoza, która zawsze ma w swoim apodyktycznym charakterze coś martwego i sterylnego. Pokonujemy nasz paraliżujący strach, powraca witalna ruchliwość, która należy do każdej prawdziwej przyszłości.

Wszyscy znamy to uczucie, kiedy uda nam się szczęśliwie przezwyciężyć strach. Kiedy mamy iść do dentysty, niepokoimy się już na długo przed zabiegiem. Siedząc na dentystycznym fotelu, tracimy kontrolę i cierpimy, jeszcze zanim cokolwiek zacznie nas boleć. W antycypacji tego odczucia potęgujemy własny lęk, który może nas całkowicie obezwładnić. Ale kiedy już przetrwamy całą procedurę, ogarnia nas uczucie, że daliśmy sobie radę: świat wydaje się znowu świeży i piękny, a nas przepełnia zapał i gotowość do działania.

Neurobiologicznie rzecz ujmując, adrenalinę zastępuje dopamina, rodzaj wewnątrzpochodnego narkotyku. Podczas gdy adrenalina popycha nas do ucieczki albo do walki (co nie jest zbyt praktyczne na fotelu u dentysty, podobnie jak w walce z koronawirusem), dopamina otwiera nasze synapsy: z ciekawością i podekscytowaniem czekamy na to, co nadejdzie. Kiedy mamy normalny poziom dopaminy, snujemy plany i wizje, które skłaniają nas do działań nakierowanych na przyszłość.

Co zdumiewające, wiele osób doświadcza tego podczas kryzysu związanego z pandemią. Całkowita utrata kontroli zamienia się nagle w prawdziwy rausz pozytywności. Po okresie konsternacji i strachu rośnie wewnętrzna siła. Świat się „kończy”, ale poprzez doświadczenie, że wciąż tu jesteśmy, w naszym wnętrzu powstaje coś na kształt nowego sposobu bycia. Podczas gdy cywilizacja jest wyłączona, spacerujemy przez lasy i parki, niemal puste place. Ale to nie apokalipsa, tylko nowy początek.

Jak się okazuje, przemiana zaczyna się od zmiany wzoru oczekiwań, postrzegania świata i łączących nas z nim relacji. A przy tym właśnie przełamanie rutyny i przyzwyczajeń uwalnia zmysł przyszłości. Wyobrażenie i pewność, że wszystko mogłoby być inne – może nawet lepsze.

Być może będziemy zadziwieni odwołaniem Trumpa w listopadzie. AFD [Alternative für Deutschland, skrajnie prawicowa, populistyczna partia w Niemczech – przyp. tłum.] wygląda, jakby się poważnie strzępiła, bo złośliwa, dzieląca społeczeństwo polityka nie pasuje do świata opanowanego przez pandemię. Kryzys wyraźnie pokazuje, że ci, którzy chcą poróżniać ludzi, nie mają nic konstruktywnego do zaproponowania w kwestiach, które będą istotne dla przyszłości. Kiedy sytuacja robi się poważna, uwidacznia się destruktywność populizmu.

Polityka w swoim pierwotnym sensie, jako kształtowanie społecznych odpowiedzialności, zyskała podczas kryzysu nową wiarygodność, nowe uzasadnienie. Właśnie dlatego, że musiała działać „autorytarnie”, obudziła wiarę w społeczeństwo. Nauka w czasie kryzysu także przeżyła ponowny rozkwit. Wirusolodzy i epidemiolodzy stali się medialnymi gwiazdami, a również „futurologiczni” filozofowie, socjolodzy, psycholodzy i antropolodzy, którzy wcześniej stali raczej na marginesie spolaryzowanych debat, zyskali znowu głos i uznanie.

Fake newsy z kolei gwałtownie straciły na wartości rynkowej. Również teorie spiskowe stały się nagle niechodliwym towarem, choć nadal próbowano nam je wciskać.

Wirus jako katalizator ewolucji

Głębokie kryzysy wskazują na jeszcze jedną podstawową zasadę wszelkich przemian: syntezę trendów i kontrtrendów. Nowy świat po koronie – czy raczej z koroną – powstaje w wyniku załamania się megatrendu „konektywności”. Na obszarze polityki i ekonomii fenomen ten nazywa się też globalizacją. Łączność zostaje przerwana – przez zamykanie granic, separacje, kwarantanny, izolacje – ale nie prowadzi do likwidacji połączeń, tylko do reorganizacji tego, co spaja nasz świat i niesie go ku przyszłości. Dochodzi do przesunięcia fazowego w socjoekonomicznych systemach.

Przyszły świat na powrót doceni dystans – i właśnie przez to nada nową jakość naszym relacjom. Autonomia i zależność, otwartość i zamknięcie, zostaną zbilansowane na nowo. Świat może stać się dzięki temu bardziej złożony, ale równocześnie stabilniejszy. To przekształcenie jest w dużej mierze ślepym procesem ewolucyjnym – ponieważ coś się nie udaje, przebija się to, co nowe i zdolne do przetrwania. Początkowo może się od tego zakręcić w głowie, ale potem zmiana ujawnia swój wewnętrzny sens: przyszłościowe jest to, co łączy paradoksy na nowym poziomie.

Ten proces „kompleksacji” – który odróżnić trzeba od komplikacji – może być również świadomie kształtowany przez człowieka. Ci, którzy to potrafią, którzy opanują język nadchodzącej kompleksacji, będą liderami przyszłości i naszą nadzieją: Gretami Thunberg jutra.

„Epidemia koronawirusa zmusi nas do całkowitej zmiany naszego podejścia do życia – w sensie naszej egzystencji pośród innych form żywych” – powiedział Slavoj Žižek w szczytowym momencie kryzysu, w połowie marca.

Każdy głęboki kryzys pozostawia po sobie jakąś historię, narrację, która sięga daleko w przyszłość. Jeden z najmocniejszych obrazów, który pozostanie z nami po koronawirusie, to Włosi muzykujący na swoich balkonach. Inny obraz niosą nam zdjęcia satelitarne, pokazujące obszary przemysłowe w Chinach i we Włoszech, nagle wolne od smogu. W 2020 r. po raz pierwszy spadnie emisja dwutlenku węgla związana z działalnością człowieka. Ten fakt coś w nas zmieni.

Skoro wirus potrafi dokonać czegoś takiego – może my też potrafimy? Może wirus to wysłannik z przyszłości? Drastyczne przesłanie, które niesie, brzmi: Ludzka cywilizacja była za gęsta, za szybka, przegrzana. Pędzi w kierunku, w którym nie ma dla nas żadnej przyszłości.

Ale może wynaleźć się na nowo.

Reset systemu.
Uspokój się!
Muzyka na balkony!

Tak działa przyszłość.


Tłumaczenie: Barbara Bruks

[Uwaga: Niniejszy tekst można przedrukowywać za darmo, z podaniem linków do stron: www.horx.comwww.zukunftsinstitut.de].

 

Czytaj również:

Pięć poziomów zdrowia Pięć poziomów zdrowia
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Promienne zdrowie

Pięć poziomów zdrowia

Ravi Shankar

Cenimy je na całym świecie dokładnie tak samo, ale rozumiemy – trochę inaczej. O zasadach zdrowia według ajurwedy opowiada duchowy nauczyciel Gurudev Sri Sri Ravi Shankar.

Czym jest zdrowie? Zdrowie to pełen pakiet – ciało wolne od chorób; oddech wolny od drżenia; umysł wolny od stresu; intelekt wolny od zahamowań; pamięć wolna od obsesji; ego, które obejmuje wszystko, i dusza wolna od smutku.

Czytaj dalej