Można odnieść wrażenie, że Ashima Shiraishi ma palce ze stali. Jest jak myśląca, żywa maszyna. Jej mięśnie pracują niestrudzenie, ciało z zapamiętanych ustawień wybiera najlepsze, a głowa analizuje żłobienia i pęknięcia w skale – by wspiąć się na szczyt.
Ojciec i matka Ashimy Shiraishi, 14-letniej mieszkanki Nowego Jorku, nazywanej największym talentem wspinaczki skałkowej na świecie, poznali się na początku lat 70. XX w. w szkole mody w Tokio. Ojciec – Hisatoshi Shiraishi – pochodzi z Sikoku, wyspy położonej na południu archipelagu japońskiego, a matka – Tsuya Otake – z Fukushimy, gdzie jej rodzina miała fabrykę tekstylną. Kiedy skończyli studia, wyjechali razem do Europy. Zafascynowani londyńską sceną punkową osiedlili się na jakiś czas w stolicy Anglii. Po powrocie do Japonii Hisatoshi, noszący pseudonim Poppo, podjął naukę butō – awangardowej formy tańca. Kilka lat później Tsuya otrzymała wizę turystyczną i poleciała do Nowego Jorku, skąd napisała, że miasto jest bardziej ekscytujące niż Tokio czy Londyn. Poppo do niej dołączył. Był rok 1978, a Tsuya miała rację: Nowy Jork okazał się wyjątkowo pociągający.
Po tygodniu Poppo znalazł scenę dla swoich występów – była nią fontanna w Washington Square Park. Przez większość dni tańczył w jej płytkim basenie. Gdy nadeszła zima, zaczął występować przed klubami nocnymi w centrum, a także we wnętrzach takich lokali, jak The Mudd Club, Pyramid, Danceteria. W połowie lat 80. zdobył popularność na artystycznej scenie East Village, dzielnicy znanej z żywiołowego teatru ulicznego. Występował nagi, jeśli nie liczyć przepaski na biodra, od stóp do głów pomalowany złotym sprejem. Czasami tańczył z płonącym manekinem, pośród ognisk, które rozpalał na chodniku, albo surfował na przejeżdżających taksówkach. Czasem przez 20 minut stał boso na bloku lodu, nie poruszając się. Założył trupę Poppo and the Go-Go Boys, która liczyła 20 tancerzy, w większości kobiety. Występowali w śródmiejskich teatrach: La MaMa, The Kitchen, The Joyce; wyjeżdżali też za granicę. Filmy z kilku występów przetrwały do czasów YouTube’a. Poppo jest w nich gibki i chudy – ghul (upiór) pokryty złotą lub białą farbą. „The Times” pisał, że na scenie przypominał z ruchów „potężnego, nieco kpiarskiego kapłana”. A według „Spin” Poppo potrafił dostrzec bogów w okolicznych śmieciach i był „wyrazisty w swoim punkowym systemie wartości”. W tym czasie to Tsuya, która pracowała jako sprzedawczyni w japońskim sklepie odzieżowym w East Village, opłacała czynsz.
W końcu Poppo i Tsuya się pobrali. Tsuya miała zieloną kartę. Przez ponad 10 lat starali się o dziecko, wykorzystując każdą metodę, na jaką mogli sobie pozwolić. Kiedy Tsuya przekroczyła pięćdziesiątkę, byli gotowi się poddać, ale ich lekarz nalegał, żeby spróbowali jeszcze raz. „To była nasza ostatnia szansa” – powiedziała Tsuya. W czerwcu 2001 r. urodziła się ich córka Ashima. „Była cudem” – dodała matka.
Tsuya pamięta, że nawet w szpitalu Ashima nieustannie poruszała dłońmi, ramionami i nogami: „Cały czas, non stop. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślę, że ma małpie DNA”. Tsuya ma sardoniczne poczucie humoru i chrapliwy śmiech. Dla niej i Poppo angielski wciąż stanowi problem, mimo że mieszkają w Nowym Jorku od prawie 40 lat.
Ich ambicje i plany wobec Ashimy były szczytne, choć mało precyzyjne. „Kiedy się urodziła, miałam dla niej pewien scenariusz – powiedziała Tsuya. – Chciałam, by rosła, robiła twórcze rzeczy i uszczęśliwiała ludzi. Udało się to zrealizować. Teraz dzieci chcą być jak Ashima”.
Wspinaczka nie była w planach. Rodzice Ashimy