Urlop pod chmurką Urlop pod chmurką
i
„Chmury”, John Singer Sargent, 1897 r./MET (domena publiczna)
Pogoda ducha

Urlop pod chmurką

Tomasz Sitarz
Czyta się 12 minut

Prawnik na urlopie. Cisza, spokój, żadnych pism, klientów, w dodatku pogoda jak marzenie. Co może pójść nie tak?

Zapowiadał się kolejny dzień bez chmurki na niebie. Wziąłem wolne w kancelarii i wyłączyłem telefon służbowy, by cieszyć się niezmąconym spokojem i wreszcie odpocząć od natłoku codziennych obowiązków. Rozciągnąłem się na deskach pomostu i spojrzałem na jezioro, które niczym nieskończone zwierciadło odbijało błękit nieba. Zamknąłem zmęczone słońcem oczy i przeszedłem w stan na pograniczu drzemki oraz czuwania.

Rozmyślałem właśnie nad tym, że powietrze napiera na mnie zewsząd zupełnie tak, jak gdybym leżał na dnie jeziora, otoczony wodą. Nagle poczułem na twarzy cień, a gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że samotna chmurka przysłoniła mi słońce. Nigdy bym nie przypuszczał, że ten obłoczek szuka właśnie prawnika. Gdybym wtedy wiedział, jaką niespodziankę szykuje mi los, natychmiast zebrałbym swoje rzeczy i podreptał do domu. O co mnie poprosił, dlaczego potrzebował pomocy prawnej i jak potoczyła się nasza rozmowa, chętnie opowiem.

– Człowieku! Człowieku na pomoście! – wzywała chmura, a ja rozglądałem się nerwowo, nie mogąc namierzyć źródła nawoływań.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Kto tu jest? Proszę się natychmiast pokazać! – rozkazałem.

– Jestem nad tobą. Spójrz.

Dopiero wtedy uwierzyłem. Nad moją głową unosił się delikatny obłoczek. Chociaż liście drzew szumiały, a na skórze czułem powiew wiatru, chmura pozostawała nieporuszona i wciąż uparcie zasłaniała mi słońce.

– Odsłoń słońce. Chcę w spokoju odpocząć.

– Musisz mi pomóc. Wiszę tutaj jak na widelcu. Zaraz mnie znajdą.

– Kto niby? – spytałem, jednocześ­nie kwestionując trzeźwość własnej percepcji. Podejrzewałem, że gadająca chmura jest bezpośrednio powiązana z przepracowaniem.

– No policja oczywiście. Ukryj mnie! – zażądała, a ja ujrzałem, że przez szuwary rzeczywiście przeciska się para policjantów.

– Zejdź tu do mnie. Spróbuję schować cię do torby – odparłem. Niestety zanim chmura zdążyła obniżyć pułap, policjanci już ją dostrzegli i skierowali się w stronę pomostu.

– Dzień dobry, obywatelu. Młodszy aspirant Perspirant i posterunkowy Troposferowy, Komenda Wojewódzka Policji. Przepraszam, że przerywamy panu odpoczynek, prowadzimy brawurowy pościg i podejrzewamy, że może nam pan udzielić pomocnych informacji.

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

– Poszukujemy pewnej chmury i przed chwilą widzieliśmy ją tuż nad panem.

– Proszę wybaczyć, ale dlaczego właściwie policja ściga chmurę? – spytałem z głupia frant.

– Mamy podejrzenia, że posiada nielegalne substancje i przedmioty.

Kiedy zarzekałem się, że nikogo nie widziałem, zestresowana chmura błysnęła wyładowaniem elektrycznym. Posterunkowy domyślił się wtedy, że współpracujemy. Wyrwał mi torbę z rąk i wywlekł skondensowany obłoczek na pomost.

– Chmuro, jesteś oficjalnie zatrzymana. Przeprowadzimy teraz przeszukanie w obecności świadka – oznajmił aspirant i zabrał się do grzebania w chmurze.

Każdą wyjętą drobinę podawał posterunkowemu, a ten analizował jej skład chemiczny. Nie wiedziałem nawet, że policja ma taki sprzęt.

– Znaczne ilości azotu, sporo tlenu, więcej dwutlenku węgla niż ta, którą przeszukiwaliśmy w zeszły piątek, i śladowe ilości innych gazów – wyliczał Troposferowy.

– Matko w niebiosach! To nie moje! – przysięgała chmura, nie rozumiejąc najwidoczniej, że jest to standardowy skład ziemskiej atmosfery. Pomyślałem, że albo zaniedbała introspekcję, albo rzeczywiście coś ukrywa.

– Wszystko w normie, szefie. Ponadto para wodna, ale tego się spodziewaliśmy – podsumował posterunkowy.

– Widzą panowie, to zwykła chmura. Jako prawnik zalecam zwolnienie obywatelki i zaprzestanie przeszukiwań – odezwałem się.

– Co nagle, to po diable – rzucił aspirant. – Posterunkowy, te cząstki wyglądają podejrzanie. Proszę je zbadać.

Wtedy chmura zaczęła nerwowo grzmieć. Najwidoczniej miała jednak coś na sumieniu.

– Panie aspirancie, nawet bez sprzętu widać, że coś jest na rzeczy. To mi wygląda na kryształy. Przypuszczalnie jakiś stymulant.

A więc to tak. Chmura od początku coś kombinowała. Ale nie mogłem jej zostawić – w poczuciu obowiązku zaoferowałem usługi adwokackie. Policjanci właśnie zamykali ją do słoja, który pełnił funkcję kajdanek, więc aresztantka przyjęła moją ofertę bez wahania. Zostaliśmy zapakowani do radiowozu i przetransportowani na komisariat, gdzie miała się odbyć dalsza część postępowania.

W całej swojej karierze nie widziałem tak sprawnie poprowadzonej akcji. Od zatrzymania minęło może 45 minut, a już znajdowaliśmy się w pomieszczeniu przypominającym salę rozpraw. Na miejscu czekał na nas tłum gapiów oraz pełna ława przysięgłych. Okazało się, że oskarżycielem będzie sam pan Słonko, znany z chorobliwego uwielbienia bezchmurnego nieba. Nasze kłopoty dopiero się zaczynały. Postanowiłem dać z siebie wszystko i uratować chmurę przed odsiadką.

Po chwili na salę rozpraw wszedł sędzia i otworzył posiedzenie.

– Na prośbę oskarżyciela przeprowadzone zostanie dokładne przeszukanie podejrzanej chmury. Proszę zaczynać – zalecił.

– Wysoki Sądzie, pierwszym dowodem w sprawie będą mikroskopijne cząstki, które zbiorczo można nazwać aeroplanktonem – oznajmił prokurator Słonko.

– Sprzeciw! – zaperzyła się chmura. – Plankton żyje w morzu. Mój przyjaciel wieloryb żywi się planktonem i jestem pewna, że nie egzystuje on w chmurach.

Jasne było, że chmurze zaczęły puszczać nerwy. Uspokoiłem ją, a oskarżyciel kontynuował:

– W zakamarkach chmury znaleziono niezliczone cząstki biologiczne. Komórki bakteryjne reprezentujące różne rodziny i gatunki, a wśród nich także te niebezpieczne dla człowieka.

Słysząc to, zrozumiałem, że oskarżyciel będzie próbował odwoływać się do ludzkiego poczucia bezpieczeństwa i użyje każdej manipulacji, by wykazać, że chmura jest winna i w dodatku niebezpieczna.

– Sprzeciw! – odparowałem. – Prawie każda próbka wody, gleby czy powietrza zawiera komórki bakteryjne, również patogeny. Nawet te, które mają interes w atakowaniu ludzkiego organizmu, są niebezpieczne głównie dla osób z osłabionym układem odpornościowym. Proszę, aby oskarżyciel podał więcej szczegółów.

– Jak pan sobie życzy. Nawet jeśli większość wykrytych bakterii nie jest bardzo niebezpieczna, to wypada powiadomić opinię publiczną o istnieniu owych mikroorganizmów, przede wszystkim dlatego, że w specyficznych warunkach mogą stwarzać zagrożenie. Ralstonia pickettii występuje niemal we wszystkich środowiskach, ale pojawienie się kilku jej komórek w chmurze jest wyjątkowo niepokojące – oskarżona poruszała się po terenie zabudowanym, więc istniała możliwość przeniesienia bakterii w okolice szpitala czy przedszkola.

– Wysoki Sądzie, zgodnie z moją wiedzą z zakresu mikrobiologii bakterie tego gatunku są potencjalnie przydatne w bioremediacji gleby zanieczyszczonej metalami ciężkimi. Poza tym nie można wykazać, że chmura zamierzała przenieść je w pobliże siedzib ludzkich. Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że próbowała rozsiewać bakterie w terenie niezabudowanym, tak by mogły oczyścić ziemię z toksycznych metali.

– Podtrzymuję argument obrońcy. Proszę oskarżyciela o kolejny dowód – powiedział sędzia.

– Przeszukanie ujawniło znacznie więcej gatunków bakterii. Wykryto komórki bakterii kałowych Escherichia coli. O ile organizmy te występujące w niewielkiej ilości nie stwarzają zagrożenia, o tyle rozprzestrzenianie ich w okolicach rezerwuaru wody pitnej jest co najmniej niesmaczne.

– Sprzeciw! Pałeczka okrężnicy występuje prawie wszędzie. Nie jest niebezpieczna, a jej stężenie w wodzie wodociągowej dokładnie się monitoruje. Chmura nie stworzyła zagrożenia dla ludzi. Ponadto bakterie te wykorzystuje się w badaniach naukowych, więc na tej podstawie można wnosić, że chmura jest zaangażowana w rozwój nauki. Oskarżyciel postępuje niesprawiedliwie, zarzucając mojej klientce przewinienie. Wnoszę o badania mikrobiologiczne dłoni prokuratora, by wykazać powszechność tego mikroorganizmu – zwróciłem się do sędziego.

Trzeba przyznać, że było to z mojej strony bardzo sprytne zagranie. Badanie wykazało oczywiście obecność E. coli na palcach oskarżyciela. Czułem, że przypieram go do muru.

– Wysoki Sądzie, wśród wykrytych bakterii była jeszcze jedna, której imię ledwie przechodzi mi przez gardło. To Bacillus anthracis, odpowiedzialna za wywoływanie wąglika. Tak, proszę państwa! Chmura miała przy sobie potencjalną broń biologiczną! – wykrzyknął triumfująco oskarżyciel.

– To mocny zarzut – przyznałem – ale akurat w tym wypadku bezużyteczny. Wykryte laseczki wąglika należały do szczepu Weybridge, który utracił swoją wirulencję i nie jest niebezpieczny dla ludzi. Wręcz przeciwnie: stosuje się go w szczepionce, z czego wnoszę, że chmura chciała dla ludzkości jak najlepiej.

– Oskarżyciel przedstawił ciekawe argumenty, ale nie są one wystarczające do tego, by stwierdzić winę oskarżonego. Proszę kontynuować. – Sędzia wyraźnie zniecierpliwił się bakteriocentrycznością prokuratora i czekał na konkrety.

– Bakterie nie są oczywiście jedynym materiałem biologicznym znalezionym w chmurze. Pełno w niej było wirusów, zarodników grzybów, glonów oraz pyłków. Każdy z tych elementów stanowi potencjalne niebezpieczeństwo dla plonów rolnych, zwierząt i ludzi. Wygląda na to, że chmura to siedlisko szkodników i brudu, a przez to poważne zagrożenie dla otoczenia, zwłaszcza dla alergików.

– Sprzeciw! Wszystkie wymienione czą­st­­ki występują również w czystym powietrzu, a powietrza nikt nigdy nie oskarżał o bioterroryzm. Powszechnie wiadomo, że właś­nie brak cząstek biologicznych w atmosferze wpływa na wzrost zapadalności na choroby alergiczne i autoimmunologiczne w populacji. Niech oskarżyciel przedstawi jakieś konkretne zarzuty – powiedziałem stanowczo.

– Skoro obrona sobie tego życzy. Jak państwo wiedzą, chmury podróżują tam, gdzie się im podoba, i mają za nic granice naturalne, takie jak góry i rzeki, oraz te wytyczone przez ludzi. Nie dość, że tego rodzaju proceder podpada pod przemyt międzynarodowy, to jeszcze grozi przeniesieniem gatunków poza ich naturalne siedliska i narażeniem ekosystemów na gatunki inwazyjne – wyliczał mój procesowy przeciwnik.

Prokurator uciekał się do bardzo agresywnej taktyki. Chwytał się każdej możliwej linii ataku. Miałem jednak asa w rękawie i właśnie zamierzałem go użyć:

– Wysoki Sądzie, ławo przysięgłych, przedstawiciele prasy! Wszyscy wiemy, że w naszym kraju panuje aktualnie susza, która stanowi znacznie większe zagrożenie niż wyimaginowany bioterroryzm. Najlepszym sposobem walki z suszą jest oczywiście zaprzestanie osuszania bagien i wydobywania torfu, a także rezygnacja z regulacji rzek, ale doraźnym sposobem na zwiększenie zasobów wodnych w kraju są częste opady. Na tym właśnie zasadza się moc chmury oraz drobin w niej zawieszonych. Odgrywają one rolę jąder nukleacji, wokół których gromadzą się cząstki pary wodnej. Gdy bakterie, pyłki lub zarodniki zbiorą wystarczająco dużo wody, zostaje przekroczona masa krytyczna – utworzone krople spadają na ziemię w postaci deszczu odżywiającego rośliny w okresie wegetacji, dzięki czemu zwiększają się plony. W ten oto sposób wspomniane drobinki przyczyniają się do walki z suszą.

– Zgadzam się z obroną, lecz co ma pan do powiedzenia na temat przemytu? – indagował sędzia.

– Jest rzeczą całkowicie naturalną, że organizmy rozmnażające się dzięki przenoszeniu ich nasion, pyłków czy zarodników przez wiatr przekraczają wytyczone granice. To właśnie stanowi o ich sukcesie ewolucyjnym i jest niezbędnym elementem świata ożywionego. W dobie kryzysu klimatycznego nie ma innego wyjścia niż zaniechać sztucznych granic i sprzyjać odbudowie bioróżnorodności.

– Podoba mi się argumentacja obrony – przyznał wreszcie sędzia. – Czy w tej sprawie oskarżyciel ma jeszcze coś do powiedzenia?

Prokurator wygłosił wtedy długie kazanie o przemycie. Jego argument dotyczył pajączków, których środkiem transportu są wiatr i chmury. Uważał, że wewnątrz obłoku wykryto osobnika Cyclosa turbinata, który nie miał przy sobie dokumentów uprawniających do pobytu w Polsce. Rzeczywiście pajączek ten nie występuje w Europie, ale widywano go też w innych miejscach, w których wcześniej się nie pojawiał: na Hawajach, Karaibach i na wyspach Galapagos. Wykorzystałem tę wiedzę, by odbić argument oskarżyciela. Okazało się, że sędzia jest wielbicielem pajęczaków i przymknął oko na nielegalne przekroczenie granicy. Obiecał nawet, że postara się o pozwolenie na pobyt dla pajączka, po czym zarządził przerwę.

Chwyciłem słoik z chmurą i wyszliśmy na korytarz.

– Dziękuję ci, człowieku, że walczysz z takim zapałem o moją wolność. Obawiam się jednak, że sprawa jest przegrana. Znaleźli przecież te kryształki.

– No właśnie! O co chodzi z tymi kryształkami?

– Nie mam pojęcia. Zaskoczyły mnie te wszystkie bakterie, wirusy i inne takie, jednak domyślałam się, że coś mogę zawierać, natomiast stymulanty w formie kryształu są dla mnie zupełną zagadką.

– Rozchmurz się więc – powiedziałem, klepiąc delikatnie słój, w którym znajdowała się moja klientka. – Coś wymyślimy.

Sąd ogłosił koniec przerwy. Zajęliśmy miejsca, słoik z chmurą postawiłem na ławie oskarżonych, a prokurator rozpoczął kolejną serię pytań. Drążył jeszcze przez chwilę sprawę nielegalnych podróży pajęczaków i owadów, ale sędzia szybko przerwał jego argumentację, mając w pamięci moje wypowiedzi o bioróżnorodności. Oskarżyciel zostawił sobie jednak na koniec najcięższe działa:

– Wysoki Sądzie! Badania laboratoryjne próbek chmury wykazały obecność sadzy oraz pyłów, które – jak wiadomo – przyczyniają się do zanieczyszczenia powietrza i nasilenia efektu cieplarnianego. Czy chmura zamierzała pozbyć się zanieczyszczeń w nieprzeznaczonym do tego miejscu, czy może planowała zamach na skalę planetarną – nie wiem, ale każdy potwierdzi, że samo posiadanie tego typu substancji jest nielegalne i stanowi zagrożenie dla ludzkości. Wnoszę więc o wyrok skazujący i pozbawienie wolności. Taki element powinien natychmiast zniknąć z naszych ulic.

Spojrzałem na swojego przeciwnika i zobaczyłem, że zaczyna się denerwować. Pot intensywnie spływał mu po szyi, czego nie można było powiedzieć o jego twarzy – ta była sucha i jakby bez wyrazu. Zauważyłem wtedy, że oskarżyciel nosi maskę! Zdecydowanym krokiem ruszyłem w jego kierunku i szybko mu ją zerwałem. Wówczas okazało się, że miałem przed sobą wcale nie słynnego prokuratora Słonkę, lecz zatrudnionego przez firmy paliwowe pionka, którego zadanie polegało na przeniesieniu uwagi opinii publicznej z destrukcyjnych praktyk wielkich korporacji na naturalne fenomeny meteorologiczne.

– Szanowni państwo, Wysoki Sądzie! Jak wszyscy widzimy, mamy do czynienia z oszustem. Warto wspomnieć, że sadza i pyły w powietrzu są efektem ludzkich działań, zwłaszcza ciężkiego przemysłu i firm paliwowych. Bogu ducha winna chmura nie może być skazana za posiadanie materiałów, które jej podstępem podrzucono – oznajmiłem, czując, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Oczyma wyobraźni już widziałem swoją dalszą karierę, której rozkwit przewidywałem w związku z demaskacją tak znaczącego gracza.

– Ochrona, proszę ująć i wyprowadzić oskarżyciela – zarządził sędzia. – Chmuro, zostaniesz oczyszczona ze wszystkich zarzutów. Do rozwiązania pozostała nam ostatnia kwestia, a mianowicie posiadanie nielegalnych stymulantów. Co obrona ma na ten temat do powiedzenia?

Byłem w kropce. Na szczęście sędzia wydawał się nam sprzyjać i zadał mi dodatkowe pytanie:

– Wyrok może zostać złagodzony, jeśli chmura wyjawi, skąd wzięła wszystkie podejrzane substancje. W ten sposób przyczyni się do zmniejszenia kryminalnej aktywności w naszym mieście.

– Ta kwestia jest dosyć oczywista – zacząłem. – Wszelkie drobiny, które można znaleźć w chmurach, trafiają do nich w formie aerozoli wytwarzanych w wyniku naturalnych procesów. Pieniące się grzbiety fal, wybuchy gejzerów i wulkanów, a także zwykła, nudna dyfuzja wynosząca cząstki do atmosfery.

– Rozumiem. Ale jak wytłumaczy pan obecność stymulantów? – dopytywał sędzia.

Poprosiłem o dokładną identyfikację chemiczną znalezionych w chmurze kryształów. Okazało się, że nie były to wcale stymulanty, tylko zwyczajne kryształy lodu. Wszyscy myśleliśmy, że chmura jest stratusem zbudowanym z kropelek wody. Wyszło jednak na jaw, że to nimbostratus, a zatem nie ma nic dziwnego w tym, że zawiera też kryształy lodu.

Chmura została oczyszczona ze wszystkich zarzutów i puszczono nas wolno. Udaliśmy się więc nad jezioro, by korzystać z bezchmurnego nieba, i usiedliśmy na tym samym pomoście, gdzie rozpoczęła się nasza szalona przygoda. Chmura wyjęła zza pazuchy dziwnie wyglądającego papierosa i poczęstowała mnie nim w ramach wdzięczności. Widać lubiła puścić sobie obłoczek albo dwa, ale nie chciałem drążyć tematu.

Dym unosił się w rozgrzanym powietrzu, a my dyskutowaliśmy o trudach naszych jakże odmiennych żywotów. Woda z jeziora parowała i unosiła się ku niebu, niosąc ze sobą miliony komórek, wirusów i pyłków. A unosiła się z taką intensywnością, że porwała wreszcie i moją nową przyjaciółkę. Na pożegnanie chmura przyjęła formę machającej dłoni i zniknęła gdzieś daleko za horyzontem.

Zostałem sam na pomoście i zapadłem w drzemkę. Następne, co pamiętam, to patrol policji wypytujący mnie o papierosa. Funkcjonariusze za nic w świecie nie chcieli uwierzyć w moje tłumaczenia. W efekcie straciłem prawo do wykonywania zawodu i musiałem na poważnie zająć się meteorologią.

Czytaj również:

Z głową w chmurach Z głową w chmurach
i
„W tumanie”, Jacek Malczewski, 1893–1894 r. Muzeum Narodowe w Poznaniu/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Ziemia

Z głową w chmurach

Renata Lis

Mityczne obłoki były siedzibą bogów albo środkiem lokomocji, wyznaczały granicę między ziemią a Olimpem. Dla Słowian symbolizowały grozę, płanetnicy ciągnęli je w odległe rewiry, a ich burzową moc odpędzały dzwony.

Wyobraźmy sobie, że człowiek jest istotą, która nie walczy, nie śpieszy się i nie rozpacza, tylko codziennie po przebudzeniu uważnie spogląda w niebo, jakby pytała: „Co tam słychać w moim większym domu?”. Istotą, która potrafi nie tylko ubrać się odpowiednio do pogody, ale także dostroić się wewnętrznie do stanu nieba, złapać wspólną częstotliwość ze swoim naturalnym otoczeniem. Kimś przekonanym, że kiedy żyje się w zgodzie z ruchem chmur, wszystko idzie łatwiej. Ludzka wyobraźnia pod pewnymi względami nie przyjęła do wiadomości przewrotu kopernikańskiego. W obrazie świata utrwalonym w naszym wnętrzu ziemia zawsze jest na dole, a niebo na górze. Chmury natomiast, jak wiadomo, płyną sobie po niebie. Co prawda podróże lotnicze potrafią namieszać w głowach – kiedy samolot przelatuje nad chmurami albo zanurza się w nich podczas zmniejszania wysokości, archaiczna wizja naszego miejsca w świecie traci grunt pod nogami. Nagle to my jesteśmy na górze, niemal twarzą w twarz ze słońcem, chmury znajdują się niżej, a ziemi w ogóle nie widać, choć staramy się wierzyć, że jeszcze kiedyś postawimy na niej stopy. Powrót na ziemię wiąże się z ulgą – zostaje przywrócony właściwy stan rzeczy – i znowu można normalnie oddychać. Patrzeć w chmury tak, jak robiły to niezliczone pokolenia przed nami, z przywiązaniem i czułością, da się tylko z ziemi.

Czytaj dalej