Pozycja autora tekstu o tym, że lepiej jest chodzić niż siedzieć, jest co najmniej niewygodna. I to nie tylko dlatego, że ślęczy przy biurku na twardym krześle.
Stopy zapadają się w piasku. Sylwia Nikko Biernacka z plecakiem ważącym 22 kg (w środku najtańszy, ale też najcięższy namiot, jaki był w sklepie) ruszyła w drogę. Ma do przejścia 440 km wzdłuż wybrzeża Bałtyku, ze Świnoujścia do Piasków. Idzie kilkanaście albo kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Samotnie. Czasem boso, czasem w butach.
Idzie, żeby sprawdzić, o co jej chodzi. „Miałam poczucie, że tęsknię za czymś, ale nie do końca wiedziałam, co to jest, i nie miałam czasu się nad tym zastanowić” – wspomina Sylwia. Pochwaliłby ją zapewne Friedrich Nietzsche, miłośnik spacerów w górach Szwarcwaldu. „Jak najmniej siedzieć; nie wierzyć żadnej myśli, która się nie urodziła na wolnym powietrzu i przy swobodnym ruchu – jeśli i mięśnie przy tem święcie nie uczestniczą. Wszystkie przesądy pochodzą z kiszek. – Cierpliwość pośladków – rzekłem to już raz – to właściwy grzech przeciw Duchowi Świętemu” – pisał w Ecce Homo.
Chodzenie zmienia