Zmiana przypomina nam o naszej przemijalności. Nikt nie może zapewnić, że ta, która właśnie nadchodzi, poprawi nasz los. Można podjąć wyzwanie albo zastygnąć w bezruchu i patrzeć z żalem, jak strumień życia bezpowrotnie od nas odpływa.
„Ulotność daremna, daremna ulotność. Wszystko daremne […]. Pokolenie odchodzi i pokolenie przychodzi, ziemia trwa wiecznie” (Koh 1,2 i 4) – napisał około IV stulecia p.n.e. autor zwany Koheletem albo Eklezjastą. Tak to zdanie brzmi we współczesnym przekładzie rabina Sachy Pecarica. Nie marność, nie nicość (vanitas) jak w dawniejszych przekładach wzorowanych na Wulgacie, lecz ulotność. Marność jest zaprzeczeniem wszystkiego, co ma jakąkolwiek wartość. A ulotność to immanentna cecha naszego istnienia.
O ulotności przypomina nam każda ważna zmiana w życiu. Zamyka się wtedy jakiś etap, coś się kończy i mniej lub bardziej natarczywie przypomina o końcu wszystkiego. Nowe, które nadchodzi, nieuchronnie kwestionuje to, co dotychczas uosabialiśmy; dotyka poczucia naszej wartości i bezpieczeństwa. Dotyczy to również zmiany, o której mówimy, że jest „na lepsze”. Także ona narusza status quo i stawia nowe wymagania. Zmianie zawsze towarzyszą uświadamiane lub nieuświadamiane niepokój i opór.
Oswajanie zmiany
Przez długie wieki zachodnia filozofia zmagała się ze zmianą, próbowała jakoś ją obłaskawić i stworzyć taką opowieść o świecie, żeby zmiana wydawała się nieistotna, a przez to niegroźna. W II w. n.e. cesarz stoik Marek Aureliusz zanotował w Rozmyślaniach (tłum. Krzysztof Łapiński): „Jakąś rzeką stawania się i narzuconym przemocą płynięciem jest czas. Każda ujrzana rzecz odpływa i jednocześnie następną przynosi nurt, którą także uniesie” (4.43). Czytając zapiski filozofa, możemy śledzić, jak próbuje ukoić własny lęk przed przemijaniem. Przecież